wtorek, 24 listopada 2015

Domori D-Fusion Cappuccino mleczna z kawą

Mówią, że w życiu  piękne są tylko chwile. Do nich bez wątpienia należą chwile spędzone z czekoladą. W dodatku dobrą czekoladą. Taką, o której spróbowaniu marzyło się miesiącami. Momenty delektowania się walorami kakao są niestety bardzo ulotne. Odczułam to wyjątkowo, kiedy wzięłam do rąk ostatni smak Domori, który zakupiłam. Zostawiłam go na sam koniec umyślnie. To, że kocham kawę nie jest tajemnicą, więc z czystym sumieniem mogę podać to jako powód. Czy akurat cappuccino? Nie, wolę mocną małą czarną, jednak w związku z tym, że ustanowiłam sobie limit "góra trzy kawy dziennie", zdarza mi się sięgnąć po różne mleczne napoje (mimo wszystko nazywane kawami) z popularnych kawiarni i przyznam, że wolę latte od cappuccino.
W słodyczach, jeśli producentowi zamarzy się zrobienie produktu kawowego, zazwyczaj żongluje najróżniejszymi nazwami, a mimo to, kawa w składzie jest jedynie ułamkiem. Co się dziwić, skoro to wszystko i tak jest na bazie mleka?

W Domori D-Fusion Cappuccino, czyli czekoladzie czekoladzie mlecznej z kawą, w której kawa to całe 4 %, a oprócz tego, żadnych aromatów. W składzie zobaczymy tylko cztery składniki. To jest właśnie jakość Domori. 

Nie chcąc, wręcz nie mogąc, dłużej zwlekać, otworzyłam opakowanie i tak wiele obiecujące złotko.

Poczułam zapach, który zaskoczył mnie, mimo, że nie jest to już moje pierwsze spotkanie z Domori. Aromat świeżo zaparzonego cappuccino, z doskonale spienionym mlekiem i kakao, któremu komuś sypnęło się trochę więcej, niż tylko dla ozdoby. 

Kiedy zobaczyła ładnie przyozdobiony czekoladowy kwadrat, co do jego koloru nasunęło mi się skojarzenie z kawą z mlekiem, nie zaś z czekoladą mleczną. To zapewne przez ten zapach; czytelny i bardzo smakowity.

Połamałam czekoladę, chcąc obejrzeć ją dokładnie z każdej możliwej strony. W końcu pierwszy kawałek wylądował w ustach.
Od samego początku zaczęła się rozchodzić delikatna, dostojna, słodycz, z odrobinę karmelowymi nutami. Będę powtarzać bez końca, że cukier trzcinowy jest doskonały w połączeniu z kakao. Dekoruje czekoladę wspaniałymi, charakterystycznymi, nutami. 
Czekolada jest muśnięta wyrazistym akcentem kakao z jego delikatną, w tym wydaniu, goryczką. Nie jest to zwyczajna goryczka, a taka aksamitna i spokojna, mimo prawdziwej głębi.
Po chwili dochodzi także goryczka kawy, znana chyba wszystkim.
Czekolada rozpuszcza się powoli i aksamitnie. Można by ją porównać do pianki.

A skoro już o piance mówimy... wyobraźcie sobie kawę z pianką, spienionym mlekiem. To jest właśnie to. Smak ciepłego, świeżego mleka. Jego subtelna słodycz. Nie zapominajmy o kawowych nutach. Są obecne i nie da się ich pominąć. Gdy odrobinę tłustawy (pod tym względem przypominał śmietankę do kawy) kawałek, rozpuszczał się, zamknęłam oczy.
Kawiarnia, w której unosiły się zapachy świeżo zmielonej kawy i świeżego, naturalnego (nie jakieś żadne tam UHT) mleka. Kolejny łyk artystycznej wręcz kawy. To była końcówka. Goryczka zrobiła się silniejsza, no tak, w końcu na dnie zostało już to, co najlepsze, czyli te najbardziej gorzkie mililitry. Nie, żeby jakaś siekiera. Po prostu kawa już trochę okradziona z mleka. 

Czekolada wciąż była delikatna, a mimo to, na końcówce goryczka zrobiła się znacznie dosadniejsza. Przeszła w prawie-gorzkość. Mleko i słodycz stanęły po jej bokach, pozwalając konsumentowi utonąć w głębi fuzji kakao i kawy.

Gdy rozpuścił się ostatni kęs, siedziałam przez chwilę pełna smutku i tęsknoty. Właśnie skończyłam najlepszą kawową czekoladę, jaką ostatnio jadłam. Goryczka, zarówno kawy, jak i kakao (jednak silniejsza ta pierwsza) była wspaniale przyozdobiona świeżym, lekko tłustym mlekiem, i zwieńczona odrobiną cukru trzcinowego. To jest połączenie, z którym Domori poradziło sobie lepiej, niż Zotter, aczkolwiek dla mnie mogła być jeszcze nieco bardziej gorzka.


ocena: 9/10
kupiłam: LeChoclat
cena: 4 zł (za 4,7 g)
kaloryczność: 597 kcal / 100 g 
czy kupię znów: tak, pełnowymiarową tabliczkę


PS Nie bójcie się, to nie koniec Domori. Jakiś czas po zjedzeniu tej neapolitanki, udało mi się zakupić 14 tabliczek (25g i 50g) tejże firmy. ;)

34 komentarze:

  1. Swietna, wyobrazilam sobie jej smak! No i smak genialny, wielkosc dla mnie tez... Musi byc dobra *-* Chyba w kawarianiach tez wole Latte, ale Cappucino w sumie jeszcze nugdy nie bralam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam bym większą tabliczką na pewno nie pogardziła. :P

      Usuń
  2. charlottemadness24 listopada 2015 05:48

    Przez tą krótką chwilę degustacji można poczuć sie jak w niebie.Błogo rozpuszczająca się czekolada, niczym pianka z lekką goryczką.Czego chcieć więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ty to robisz? Nie jestem fanem kawy w słodyczach, zupełnie nie jestem, a na tą chwilę dałabym wszystko żeby jej spróbować! </3

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest czekolada wręcz idealna, prosty skład, wyrazisty smak, cudo :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No! Czyli można zrobić dobrą czekoladę smakową bez ciągu podejrzanych nazw. I to jeszcze jak dobrą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, można jeśli robi się to z pasją. Łatwo poznać takich producentów. :D

      Usuń
  6. Jakie urocze maleństwo :D Musiała być pyszna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisałam ci nie raz ,że bardzo mi smakują czekolady o smaku kawy i tą bym zjadła z przyjemnością. Pamiętam jak kiedyś wujek mi dał czekoladę kawową z Czech,rany jaka ona była pyszna. Byłam wtedy dzieckiem bo miałam chyba z 9 lat i do tej pory mam jej smak na języku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie mgliste wspomnienia pysznego smaku (kiedy człowiek nawet nie wie, czego to smak) to poniekąd zmora... Potem tak się szuka tego ideału... aż natrafi się na Domori. :D

      Usuń
  8. Domori zachwyciła mnie swoim kolorem i prostotą. Z miłą chęcią bym jej spróbowała choć jest możliwość ze byłaby zbyt prosta jak dla moich kubek smakowych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, w żadna czekolada Domori nie jest zbyt prosta - są niezwykle złożone.

      Usuń
  9. Jesteśmy pewne, że naszej młodszej siostrze bardzo by ta czekolada smakowała :D
    14 tabliczek? Cóż to będzie za degustacja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno rozłożona w czasie. ;) Przyjemności trzeba sobie dozować!

      Usuń
  10. Nie mogę z wagi tej czekolady :P Zjadłabym, ale w normalnym rozmiarze, bo ten jest dobry dla karła. Może wynagrodzi mi to ów Lindt, którego Ci wysłałam w linku, a na którego zacieram ręce.

    No i nie muszę chyba pisać, że fragment o kawie z pianką ze spienionego mleka równocześnie mnie zasmucił, co rozgrzał serducho?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co... ja wiem, że nie jestem zbyt wysoka, ale żeby zaraz od karłów...?! :P

      Ja nie wiem, czy po tej czekoladzie Lindt nie wyda mi się zbyt prosty... a po kilku owocowych, którymi ostatnio się rozczarowałam, to na razie w ogóle obrażona jestem. No, może ta czekolada będzie miała okazję uratować dobre imię firmy...

      Nie musisz... Biedna, tak Ci współczuję...

      Usuń
  11. Nasi czytelnicy będą rzygać Domori :D.

    Jeśli kiedyś u Piotra pojawią się te tabliczki D-Fusion w pełnym wymiarze, na pewno po nie sięgnę. Taka kawowa wariacja jest niezwykle kusząca. Neapolitanek zamawiać nie chciałam - aż żal mieć jedynie niecałe 5 g takiego cuda :D (zresztą, i tak musiałabym zamówić 2 zestawy - jeszcze dla Męża).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na kogoś podziała w drugą stronę i też kupi otwierając sobie drogę do czekolad z wyższej półki. :D

      Takiego cuda 5 gram to zdecydowanie za mało... tak szybko następuje brutalny powrót do rzeczywistości, kiedy kawałek się kończy...

      Usuń
    2. Też na to liczę! Planuję dodawać wpisy w następującym schemacie: Domori - Zotter - coś innego - Zotter - Domori - Zotter - coś innego. Mam nadzieję, że nie będzie on za nadto obciążający ;).

      Dlatego też poczekam na pełnowymiarowe wersje :)

      Usuń
    3. Też bym poczekała, ale tę kupiłam.już daaawno, kiedy nie znosiło się na to, że jakiekolwiek pełnowymiarowe Domori dorwę w Polsce.
      Ha! Opracowałam sobie dość podobny schemat. :D

      Usuń
    4. W takim przypadku jak Twój też bym się rzuciła na neapolitanki. Piotr nam solidny kawał nieba sprowadził.

      Nigdy nie lubiłam publikować recenzji w kolejności innej niż kolejność degustacji, ale teraz będę musiała tak zrobić. Mam sporo Domori i Zotterów, a innych marek mniej, więc aby nie za wiele dokupować, muszę np. ostatnio jedzone tabliczki Pralus, Menakao i Pacari rozłożyć z publikacjami na cały grudzień i początek stycznia :/

      Usuń
    5. Ja neapolitanki Pralus chyba dodam dopiero w styczniu, bo mam częściowo napisane dwie recenzje, potem trochę notatek i pomyślałam, że je dodam w ogóle jakoś serią, ale listopad-grudzień to miesiące, w których nie bardzo mam czas na pisanie i w ogóle chyba czeka mnie miesiąc prostszych czekolad (a wszelkie wolne są dla Domori i Zotterów). Teraz tylko liczę, że nie pogubię się w kolejce wpisów. :P

      O tak "kawał nieba" to dobre określenie, a ja mam nadzieję, że ludzie Domori mi nie wykupią, bo może 1-go udałoby mi się wyłożyć odpowiednią sumę na niezakupione wcześniej tabliczki. :D

      Usuń
    6. Po Le 100% Criollo Madagascar od Pralus stwierdzam, że dam sobie spokój z neapolitankami. Wcześniej strasznie się na nie napalałam, ale teraz wiem, że nie odpuszczę sobie tabliczek w pełnym formacie - zwłaszcza, że Pralus robi 100 g.

      Zaklep je sobie. Może uda się, że Piotr Ci je odłoży. Do pierwszego przecież już blisko.

      Usuń
    7. BTW, widziałaś nowe Zottery? Gruesse aus der Steiermark, Candied Cranberries, Coffee Plum with Bacon, Sauerstoff... Muszę je mieć! Ale chłopaki z Czekolady Zotter Polska jeszcze ich nie mają ;)

      Usuń
    8. Na tę setkę to już się czaję nie wiadomo od kiedy, ale... tak mnie przytłacza ilość czekolad do spróbowania, że to pewnie będzie jedyna pełnowymiarowa (przynajmniej na razie), za którą się wezmę.

      Właśnie tak już myślałam z Domori...

      O, widziałam! Napisałam już nawet do Nich, żeby koniecznie się i dla mnie jakieś tabliczki znalazły. :D Odpisali, że nie wcześniej jak za dwa tygodnie, ale nie ma problemu, na niedobór czekolad nie narzekam. ;)

      Usuń
    9. Też nie narzekam na ilość czekolad... Raczej narzekam na ilość weekendów (gdy mogę na spokojnie usiąść do czekolady z Mężem) i brak czasu na pisanie recenzji.

      To żeśmy ich zmolestowały! :D

      Usuń
    10. O właśnie... brak czasu na czekoladę przy pełnej szufladzie z czekoladami - najgorsze co może być, a niestety i ja to znam.

      Usuń
  12. A ja myślałam, że tylko ja zostawiam najlepsze na koniec :D

    OdpowiedzUsuń
  13. 14!? :D Ty wariacie, ale sumie jak mają taką wagę... Ale raczej się nie skuszę :)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.