środa, 23 grudnia 2015

Annas Original Ginger Thins ciasteczka imbirowe

To, że kocham czekoladę - widać po moim blogu. To, że nie wyobrażam sobie lata bez lodów (i to, że mogłabym wtedy nie jeść nic innego)... pewnie też. Co ciekawe, praktycznie nie jem innych słodyczy. Nie przez ograniczenia narzucone sobie czy coś, ale przez to, że wykańczając słodycze, które trafiły do mnie na początku założenia bloga (dobrze, że miały dłuuuge daty) tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że czasy, w których wszystko, co słodkie mi smakowało, już minęły. A co z ciastkami i porą jesienno-zimową? Uwielbiam! Jem raczej rzadko, bo nie lubię jeść czegoś kilka dni pod rząd (a tak jest, kiedy sama zrobię), a ze sklepowych... są same wielkie paki i beznadziejne składy. 
Właśnie jesienią i zimą nasila się u mnie chęć na ciasteczka korzenne, ale i takich dobrych w sklepach widzę coraz mniej. 

Wreszcie trafiły do mnie imbirowe ciasteczka (także z cynamonem i goździkami) - Annas Original Ginger Thins, czyli szwedzkie tradycyjne "pepparkakor", (rzekomo) od 1929 roku wypiekane według receptury Anny Karlsson. O tyle, o ile nie chce mi się wierzyć w tę "tradycyjną" recepturę, tak zaciekawiło mnie słowo "pepparkakor". Okazało się, że to właśnie tradycyjne szwedzkie świąteczne pierniczki, od słów: "peppar", czyli pieprz, i "kaka" - ciasto.


Ładne, nieprzesadzone opakowanie skrywa (a właściwie nie skrywa - bo widzimy je już przez okienko) wiele cieniutkich ciasteczek w kształcie gwiazdek (takich... wieloramiennych). 

Gdy rozerwałam folię poczułam całą feerię korzennych przypraw. Głównie imbir, goździkowo-cynamonowe nuty i sam zapach dobrze upieczonych ciasteczek. One pachniały... tak domowo! 

Przy gryzieniu prawie w ogóle się nie  kruszyły; jadłam je przy klawiaturze i nie ma po nich śladu. Po prostu trochę się łamały z racji na to, jak były cienkie, więc stwierdzam, że pod tym względem są doskonałe.

Gdy tylko pierwsze ciastko trafiło do ust, odkryłam, że w ogóle mają świetną konsystencję.
Po chwili od umieszczenia na języku, ciastko zaczynało doskonale się rozpływać. Wiecie, chyba jeszcze nie spotkałam czegoś, co lepiej pasowałoby do określenia "rozpływa się w ustach". Z kolei jeśli użyłam zębów - ciastka były przyjemnie chrupiące, ale nie zbyt sucho-twarde. 

Pozwolicie, że przejdę do najlepszej części, czyli do smaku. Pierniczki miały rozgrzewającą moc korzenności, którą przynosił intensywny imbirowo-cynamonowy smak.
Nie była to ostrość, która mogłaby odstraszyć część konsumentów, a pikanteria przyjemnie, subtelnie drapiąca język i gardło. Troszeczkę za cynamonem czaiły się goździki i słodycz, która przekładała się na przystępność całości, ale nic poza tym. Nie zakłócała wyraziście imbirowego smaku. Ciastka były dobrze wypieczone, to się czuło. Dosłownie esencja korzenności, z przewagą imbiru.

Nie będę się więcej rozpisywać. W skrócie wyglądało by to tak: przepyszne imbirowe ciastka, w których poboczne role umiejętnie odegrały goździki i cynamon, doskonałe na chłodne poranki z kawą, czy długie wieczory z ciepłą herbatką, a także zupełnie samodzielnie. 
Zakochałam się w tych ciastkach (to pierwsze ciastka, które dostały maksymalną ocenę) i jak tylko znów pojadę do Warszawy (czy gdziekolwiek gdzie je znajdę), na pewno kupię pozostałe dwa warianty. Szczerze polecam wszystkim wielbicielom korzennych smaków.


ocena: 10/10
kupiłam: Alma
cena: 6.99 zł
kaloryczność: 474 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

35 komentarzy:

  1. charlottemadness23 grudnia 2015 06:06

    Imbirowe ciasteczka!-brzmi cudownie!Jako fanka korzennych smaków to dla mnie gratka.IMO, z gozdzikami, o których wspomniałaś wydają się być najbardziej interesujące.
    W zwyczaju mam "obżerać się " czekoladą, ale dobre ciacho,czy ciasto też lubię wszamać.Jakoś słodycze typu żelki batony, etc.mnie nie kuszą.Wiadomo na 1-wszym miejscu czekolada.
    Wyrób homemade najlepiej smakuje, ale wiadomo, nie zawsze ma się czas :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Batony? W ogóle jakoś zapomniałam o ich istnieniu, ale ciasteczka do ciepłej herbatki, mm. :D

      I właśnie to jest najgorsze, że ja prawie nigdy nie mam czasu. :(

      Usuń
  2. Widzialam je jak ostatnio bylam w Almie, wstyd mi, ze przeszlam kolo nich obojetnie! W najblizszym czasie raczej tam nie zawitam, ale moge Przynajmniej sie napatrzrc na recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejść koło nich obojętnie? Ja bym nie mogła!
      Wczoraj jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie punktów odwiedzin w Warszawie była właśnie Alma, ale... ludzie mim wszystko wykupili i ani jednego opakowania nie było. A liczyłam, że zapas zrobię. :(

      Usuń
  3. Opakowanie znajome, ale Almy nie mam więc musiałam je widzieć w innym sklepie, hmmm, może w PiP? Naprawdę, smak wydaje się być obiecujacy, ale dopóki domowy piernik nie zostanie zeżarty to raczej nie będę kupować ciastek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam dziś w PiP (ah, uroki wyjazdów) i bardzo możliwe, że tam widziałaś, bo też są. ;)

      Usuń
  4. Uwielbiam je~~! Sama też piekę, ale mówisz w Almie są ? Koniecznie musze nąstępnym razem sobie zamówić! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam się takiej bomby, nawet mogłabym je kupić w Almie, ale.. Też jestem typowo czekoladowa, inne podwieczorki mnie nie satysfakcjonują :P Jeszcze taka paczka.. Hmm, a gdyby tak naciągnąć na nie mamę..:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeżarłam w ciągu jednego dnia; nie taka straszna wielkość tej paczki. xD
      A naciągnięcie kogoś na kupienie to już w ogóle bardzo dobry plan.

      Usuń
  6. Takie ciasteczka jak najbardziej bym zjadła, bo ostatnio polubiłam się z korzennymi smakami. A ciastka to wiadomo... najlepszy rodzaj słodyczy dla mnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że w końcu i Ty korzenne smaki odkryjesz. :D

      Usuń
  7. Ale nam teraz rąbnęłaś!! :D Mijamy te ciacha w Carrefourze cały czas i przysięgamy sobie, że kiedyś kupimy :P Oczywiście do tej pory ich nie jadłyśmy ale naprawdę czujemy się skuszone :D Ciekawe czy inne warianty są równie smaczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie kawowe kuszą i pewnie przy najbliższej okazji je kupię, ale jeśli o Was chodzi... :P

      Usuń
  8. Cieszę się, że obie miałyśmy miłe randewu z naszymi ciastkami. Jak przeczytałam o tej twardości, to próbowałam przekopać pamięć w poszukiwaniu kruszących się korzennych ciastek i wiesz co... te cholery chyba rzadko kiedy się kruszą! Aha, no i choć z imbirem nie potrafimy się przyjaźnić, takie ciastka kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, rzeczywiście się nie kruszą. I w sumie wszystkie korzenne są twarde... A niby zwykłe ciastka, tylko, że z przyprawami!

      Btw, pewnie imbiru i do sushi nie jesz (tak mi się przypomniało), a... zieloną grudę ruszasz w ogóle?

      Usuń
    2. Zieloną grudę wasabi trochę naruszę, ale ledwo-ledwo. Imbiru rzeczywiście... jest okropny :P

      Usuń
    3. A idź Ty! Nie potrafię zrozumieć tej niechęci do imbiru. :P

      Usuń
  9. Przypominają mi te z Tago, które bardzo lubię:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, poczęstowałabym się! Przyprawy korzenne zawsze ok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im więcej korzeni, tym lepiej. :D
      Przypominam o poświątecznym info o Lindt'cie. ;)

      Usuń
  11. kurde, chociaż przyprawy korzenne to dla mnie uosobienie złą, tak to sprytnie opisałaś, że bym się skusiła... Ty duszo nieczysta! :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię korzenne ciasteczka ale tylko w grudniu :) Coś w tym jest dziwnego :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja jeśli chodzi o słodycze to też praktykuję tylko czekoladę, lody no i ciastka. Najlepsze korzenne jakie do tej pory jadłam (z kupnych) to te z Lidla ;) Te często patrzyły na mnie w PiP, ale cena...no trochę za duża. Domowe i tak górą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sprawie słodyczy mamy w takim razie 100%-ową zgodność. :D

      O tak, lidlowe są bardzo dobre.
      Sama raczej nie piekę, ale to bo a to czasu brak, a to... nie chcę umierać z przejedzenia po blasze ciastek. :P

      Usuń
  14. Kiedyś w ELeclerc widziałam je w wielu róznych wersjach smakowych, jadłam z dwie-trzy wersje i pamiętam, że mi smakowały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja w tym sklepie nawet nigdy nie byłam. :P Tyle o nim zawsze słyszę, a na oczy nie widziałam.
      Jak mówisz, że dobre, to znaczy, że rzeczywiście muszę kiedyś je spróbować. :D

      Usuń
    2. Już samo to, że są całkowicie różne od typowo "polskich", puszystych, miękkich pierniczków mnie kupiło. Są przez to lepsze do kawy/herbaty. Miałam na pewno jakieś cytrusowe (ale nie pamiętam dokładnie, jaki to był smak, bo minęło już z 5-6 lat), te, które opisujesz w poście i chyba migdałowe.

      Usuń
    3. O tak, uwielbiam jak ciastka tak łączą się z kawą i herbatą. Wielki plus, że nie tworzą efektu słodzonej kawy czy coś.
      Te cytrusowe to pewnie pomarańczowe, bo widziałam właśnie takie.

      Usuń
  15. O rany jak ja lubię ciasteczka korzenne,tylko jak sie pojawiają we wrześniu to kupuję i wcinam do herbatki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tamtym roku miałam podobnie, w tym - jestem za bardzo zawalona czekoladami. :P

      Usuń
    2. Ja teraz jestem zawalona słodyczami bo mi brat nazwoził słodyczy z Niemiec i moja siostra marcepanów z Lubecki:)

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.