niedziela, 11 września 2016

Zotter Candied Ginger ciemna 70 % z nadzieniem imbirowo-czekoladowo-sojowym z kandyzowanym imbirem, miodem, grappą i cynamonem

Gdy już zbliża się jesień wielkimi krokami, w mojej kuchni zawsze gości jeszcze więcej (o ile to w ogóle możliwe) przypraw korzennych, a rok temu dodatkowo wydłużyła się lista zamawianych czekolad (jesiennych Zotterów). W tym roku mam o tyle więcej szczęścia, że naprawdę dużo spróowałam wtedy i dzięki temu teraz mogłam sobie pozwolić na trochę klasyki (która kusiła mnie w równym stopniu).


Zotter Candied Ginger to czekolada ciemna o zawartości 70 % z nadzieniem imbirowo-czekoladowo-sojowym z kandyzowanym (w surowym cukrze trzcinowym) imbirem, miodem, grappą i cynamonem. 

Po rozchyleniu papierka poczułam mocno czekoladowy, ale łagodny zapach o charakterze gorzkiej czekolady i alkoholowej słodyczy. Po przełamaniu silniej poczułam kwiatowość, może wręcz pudrowe landrynki, a już na pewno słodki miód.

Zanim jednak to poczułam, usłyszałam głośny trzask. O tak, ciemna czekolada stanowiła naprawdę grubą warstwę.

Od niej zaczęłam i utwierdziłam się w przekonaniu, że to świetna baza. Wyrazista, ale spokojna o dość mocno gorzkim smaku, ale jednak z dozą słodyczy.
Kremowa, gładka czekolada powoli odsłaniała miękkie, ale zbite i nietłuste nadzienie o niezbyt gładkiej konsystencji solidnie nadziane drobinkami jakby świeżego imbiru i wielkimi kostkami kandyzowanego.

Przegryzając się przez całość najpierw rozkoszowałam się właśnie tą czekoladą. Lekko prażone, lekko kawowe nuty nie nasiąkły nadzieniem. Czułam moc kakao i znikomą słodycz, która wraz z tym, jak nadzienie coraz bardziej się odsłaniało, nasilała się. 

W pierwszej chwili nadzienie wydało mi się niemal równie czekoladowe, co sama czekolada, ale o wiele słodsze (jednak nie przesłodzone, a i nie mówię tu o ordynarnej słodyczy). Szybko pojawiał się też lekko wytrawny sojowy posmak. Dołączał do niego smak imbiru. Właśnie: smak, a nie ostrość gryząca w język. I był to smak świeżej rośliny, roztaczającej swoją pikanterię dopiero z czasem, stopniowo, dozując emocje. Tę świeżość, wręcz soczystość, pewnie napędzała lekko owocowa grappa, której alkoholowy motyw (nawet nie smak, jedynie motyw) przyniósł odrobinkę cynamonu.

Wraz z nasilaniem się ostrości, nasilała się także słodycz. I znowu... smaku miodu samego w sobie aż tak wyraźnie nie czułam. Określiłabym go raczej jako bogato słodki, kwiatowy smak. Z kropelką alkoholu tworzył słodycz zupełnie nieprzeznaczoną dla najmłodszych, ale tak jak pisałam, nie ma tu ordynarności alkoholu. Ma on chyba na celu jedynie podkreślenie imbiru.
I robił to świetnie, bo natrafiając na drobinki imbiru czułam się, jakbym jadła jakiś krem ze starkowanym imbirem, a gdy rozgryzałam duże kostki kandyzowanego imbiru... na chwilę pojawiał się karmelowy posmaczek, by po chwili ostrość mogła zalać mi usta.
Pod koniec łagodniała, trochę uwalniając cynamon oraz lekkie orzeźwienie (zapewne wywołane dodatkiem odrobiny anyżu).

Ta tabliczka była przepyszna! Naprawdę dobrej jakości ciemna czekolada i nieprzekombinowane dodatki zagrały rewelacyjnie. Sojowe nadzienie się tu bardzo dobrze sprawdziło (nadało takie wytrawności, a i tłusto nie było), a słodycz, mimo że dość silna, została umiejętnie stonowana.
Odrobinka alkoholu, miodu czy cynamonu jedynie podkreślały smak głównego dodatku (stanowiącego w końcu aż 18 %) - imbiru. Był to wyrazisty i ostry imbir, nie zaś  cukrowe twarde grudki, jak to zwykle bywa w przypadku kandyzowanych słodkości. Nie spodziewałam się, że będzie smakował tak świeżo.
Mimo że uwielbiam imbir, nie powiedziałabym, że aż tak zakocham się w tej czekoladzie. Można powiedzieć, że to taka imbirowa wersja Zotter Chilli Bird's Eye.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 460 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, imbir (18%), tłuszcz kakaowy, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), syrop glukozowy z inwertowanego cukru, miód, grappa, sól, lecytyna sojowa, wanilia, anyż, cynamon

30 komentarzy:

  1. Bardzo,bardzo fajna !Idelana na te wieczory...

    OdpowiedzUsuń
  2. charlottemadness11 września 2016 06:49

    Na słowa to "taka imbirowa wersja Zotter Chilli Bird's Eye" całkiem mi ślinka cieknie.Zawiało trochę jesienią przez tą czekoladę,choć za oknem letnio :P Koniecznie ją teraz zamówię ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Spodziewałam się komentarza w tym stylu od Ciebie. :D Koniecznie!

      Usuń
  3. Coś wspaniałego chcę ją zjeść tu i teraz:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pożałowali imbiru. Coś mi się zdaje, że to świetna tabliczka na chorobę lokomocyjną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jadłam ją ostatnio na szlaku i również bardzo mi smakowała :). Recenzja za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie niektórych Zotterów (jak właśnie ten) na szlaku nie wyobrażam. :P Bałabym się, że np. delikatniejsze przyprawy czy coś mi umkną.

      Usuń
    2. Ja nie miałam wyjścia. Nawet Pralusy i Amedei w góry zabrałam. Dużo wyjazdów ;)

      Usuń
    3. Ja ostatnio przy okazji zakupiłam sobie na wyjazdy dużo Bellaromek i Chateau (niedostępnych nigdzie w moim mieście). W górach będę chrupać orzechy (w tabliczkach), a nie degustować, bo z moim katarem chronicznym na świeżym powietrzu byłoby ciężko. :P

      Usuń
  6. Imbir lubię tylko w napojach i kuchni bliskiego wschodu, ale mogę się mylić bo nigdy nie próbowałam go w słodyczach to może i tam bym się z nim polubiła. reszta dodatków brzmi dobrze jako każdy z osoba i o dziwo naprawdę harmonijnie pasuje mi to wszystko razem. Nawet jak to ciemna to w... ciemno (:D) bym brała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W napojach? W jakich?
      To znaczy, że i w słodyczach musisz z czasem spróbować. ;)

      Usuń
  7. Pikanteria świeżego imbiru i kawalce kandyzowanego, ughr :/ Zjeść tę tabliczkę byłoby dla mnie karą. Dawaj wczorajszego Rittera! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schudłabyś u mnie bardzo, bo ostatnio imbir króluje. :( (Tak, ta czekolada, curry z mojego insta, dzisiejszy obiadek, którym dopiero poszpanuję, haha...)
      A bierz go! :P A ja już się trzęsę, bo mnie jeszcze jeden czeka.

      Usuń
  8. Ciemna czekolada, imbir i cynamon - to musiało się udać. Trochę obawiałem się grappy, ale naszczęście Zotter z nią nie przesadził.
    Tak à propos alkoholu: zrobiłem wczoraj wersję moich lodów, w których mleko skondensowane zastąpiłem adwokatem (250ml na 500ml śmietany, dodałem też sporo kakao Varlhony, bo lubię i dosłodziłem). Wyszło bardzo ciekawie - nie takie lody z adwokatem, jakie są w cukierniach czy lodziarniach - a adwokat w postaci lodów, raczej niezwykły efekt. Uwaga, nie nadają się dla dzieci i kierowców - są mocno alkoholowe (tak naprawdę dla mnie za bardzo alkoholowe, ale jak ktoś lubi adwokata, to mu się spodoba).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chcę... Yaros, Ty tak kusisz, więc dobrze, że temperatury ciągle wysokie są! Jutro chyba idę zakupy na te lody zrobić.

      Usuń
    2. Zrobiłe dziś wieczorem jeszcze czarną poprzeczkę. Żeby nie było to takie wodniste to wcześniej zasypałem cukrem trzcinowym i podgotowałem, a potem wycisnąłem przez sitko (szkoda, że nie mam wyciskarki). Zblendowałem razem z syropem klonowym (bo było troche za gęste i mało słodkie). Strasznie jestem ciekaw, czy w końcu wyjdzie odpowiednia konsystencja, bo lody ze świeżych owoców miały świetny smak (zwłaszcza malinowe i jagodowe), ale za dużo wody i struktura wychodziła nie taka.
      Te lody z adwokatem zrobiłem w 10 minut: ubić śmietanę, dodać adwokata, cukier puder (i kakao), dobrze wymieszać i do lodówki. Naprawdę warto, minimalny wysiłek a fajny efekt, przydają się stare pojemniki po lodach, żeby było w czym mrozić.

      Usuń
    3. A powiedz... adwokata jak wyraźnie czuć? To znaczy, bo nie wiem co jutro kupić, w jakiej cenie. :P

      Usuń
    4. Adwokata czuć wyraźnie, to nie są takie lody z adwokatem, a adwokat w formie lodów. Czyli adwokat powinien być dobry, może też warto dosłodzić. Ja próbuję przed zamrożeniem, bo zawsze jeszcze można coś domieszać albo poprawić. W zasadzie po zamrożeniu smak się nie zmienia, tylko całość staje się lodami, trochę trudno to wyjaśnic, trzeba samemu spróbować :)

      Usuń
    5. No, to dobrze, że dziś udało mi się na zakupach zostawić skąpstwo w bagażniku. :> Teraz pewnie będę krążyć nieufnie wokół zakupionych składników, ale... przynajmniej jest pewność, że zrobię! :P

      Usuń
    6. Napisz jak zrobisz, może nawet recenzję zamieść, cudze recenzujesz to i swoje możesz :)

      Usuń
    7. Na instagramie może i się rozpiszę, chyba że wyjdzie totalna klapa. :P

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  9. Doszłyśmy do wniosku, że ta kompozycja smaków w ogóle w nasze gusta nie trafia :P Imbir i miód to omijany przez nas duet :P

    OdpowiedzUsuń
  10. No cóż, ten smak wywołałby u mnie niezłą reakcję alergiczną :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaskoczyła mnie konsystencja nadzienia w tej tabliczce, spodziewałam się struktury chili birds eye, a tutaj było ono dużo bardziej ciastowate i lepkie, a kiedy dodać do tego dużą dozę słodyczy, ostrość imbiru i inne przyprawy korzenne, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jem surowe ciasto na gingersnaps <3 Bardzo przyjemna niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ośmielę się stwierdzić, że to dlatego, że trochę w tej sprawie miód zadziałał i ogólnie w tej pewnie było mniej soi, której miejsce wyparł imbir, który też jakby nie patrzeć napędza taką lepkość, mokrawość. ;)
      Mi obie bardzo smakowały, ale cieszę się, że dla Ciebie to była taka miła niespodzianka (Ty w końcu Chilli Bird's Eye wspominasz gorzej niż ja).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.