sobota, 17 grudnia 2016

Zotter Rose and Basil mleczna 50 % z malinowym marcepanem, różaną galaretką i kremem bazyliowym na bazie mleka i migdałów

"Monsieur Basil spotyka Madame Rose" - urzekło mnie to zdanie, rozpoczynające opis umieszczony na opakowaniu dzisiaj opisywanej czekolady. Czy trzeba pisać coś więcej?
Mnie, wielbicielce różanych nut, właściwie nie potrzeba było nawet nic więcej niż słowo "róża" w tytule, ażeby kupić tę czekoladę.


Zotter Rose and Basil to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao z malinowym marcepanem, różaną galaretką i kremem bazyliowym na bazie mleka i migdałów. 

Po otwarciu papierka poczułam zapach dobrej ciemnej mlecznej czekolady w towarzystwie marcepanu i soczystych owoców, a dokładniej malin, cytryn... może i odrobinę "perfumowy", różany motyw się tu zaplątał. Wiem, że na pewno poczułam go po przełamaniu czekolady, kiedy to woń marcepanu się nasiliła.

Gruba warstwa czekolady była twarda, trzaskała, a nadzienie odznaczało się miękkością. Nie było większych problemów z podziałem na warstwy, ale tak "zabawiłam" się tylko przy malusieńkim kawałku, bo lepiej mi to smakowało wszystko razem.

Już sama czekolada była bardzo wyrazista: zarówno mocno mleczna, jak i kakaowa. Słodka w stopniu umiarkowanym i kremowa, ale niezbyt tłusta.

Najszybciej przebijał się spod niej miękki, plastyczny i bardzo wilgotny marcepan. Przede wszystkim czułam wtedy migdały, słodycz zeszła na o wiele dalszy plan, a w jej miejsce wkroczyła soczystość ze swoją własną, owocową, słodyczą.

To była galaretka, otoczona warstewkami czekolady (początkowo myślałam, że są tylko, aby zachować podział, ale odegrały jakąś rolę i w smaku). Najwyrazistsze okazały się w niej słodkie wiśnie, potem pojawiał się delikatny kwasek sugerujący cytryny i maliny przykryte nieco słodyczą. To był moment, w którym nieśmiało wychylał się różany motyw, a silniejsza słodycz wchodziła na scenę.

Soczysta, wręcz mokra, galaretka rozpływała się zmieniając się w sok. Tutaj warto zauważyć, że z typową galaretką miała niewiele wspólnego, bo to w pełni naturalna, mocno owocowa warstwa.

Uderzał smak migdałów w wydaniu słodkiego nugatu, by niemal natychmiast zostać przełamanym przez pikanterię przypraw. Czułam chili oraz cynamon podbijający smaczek kakao (prawdopodobnie tej warstewki czekolady przy galaretce). 

To tłusty i idealnie gładki krem migdałowo-mleczny dochodził do głosu. Znów dominowały migdały, ale jak już pisałam, w wydaniu nugatowym. Przy nich róża została bardziej zaakcentowana odrobinkę alkoholowym akcentem, który jakby osłabiał przyprawy i powoli razem z nimi znikał.
Gdy ostrość słabła, wyłaniała się bazylia.

Na samym końcu smakiem zarządzały nugatowe migdały, słodycz i wytrawniejszy element - bazylia, sprawiający że ani przez chwilę nie pomyślałam o słodyczy. Gdy wszystko powoli znikało, wracał różany posmak, by połączyć się z subtelną bazylią.

To ich posmak, otoczony wspomnieniem pikanterii i słodyczy, pozostawał w ustach. Był niezwykle delikatny, ale wreszcie był.

Cała czekolada bardzo mi smakowała. Okazała się niezwykle migdałowa (zarówno marcepan jak i krem przypominający nugat) i soczysta, w czym to można wyróżnić smakowite wiśnie, maliny i różę. Ostrość zaskoczyła mnie swoją obecnością, ale chili i cynamon okazały się świetnie pasować.
Jedynym moim zastrzeżeniem jest słabość zasadniczych smaków, a więc róży i bazylii, które pojawiały się głównie pod koniec, a tak... szło o nich zapomnieć. Aż nie wiem, co wystawić. Niby było pysznie, no ale jednak nie tak bazyliowo-różanie, jak na to liczyłam.


ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24
cena: 16 zł
kaloryczność: 482 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, syrop glukozowy z cukru inwertowanego, mleko, migdały, jabłkowa brandy, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat soku cytrynowego, koncentrat wiśniowy, koncentrat malinowy, słodka serwatka w proszku, woda różana, płatki róż, pełny cukier trzcinowy, pektyna jabłkowa, sól, wanilia, lecytyna sojowa, olejek bazyliowy, cynamon, chili "Bird's eye", proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)

19 komentarzy:

  1. Kombinacja smakowa iście mistrzowska,zjadła bym z wielką chęcią:)

    OdpowiedzUsuń
  2. charlottemadness17 grudnia 2016 07:22

    Kompozycja smaków świetna,tyle,że szkoda tej bazylii i róży,przecież to tak wyraziste nuty.Dziwne,że zaginęły w akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza bazylia... normalnie to prawie zawsze czuję ją na kilometr, jak w czymś jest.

      Usuń
  3. rzadko rozpoczynasz wstawianie pierwszego zdjęcia po głównym od prawej strony... aż mi się we łbie zakręciło xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie zawsze daję je po prawej, bo główne to zawsze cała tabliczka umieszczana po lewej. xD

      Usuń
    2. hahaha, aj weś! Do tej pory mam poczucie dyskomfortu jak na ten układ patrzę :D Zrobiłaś mi psikusa ;)

      Usuń
    3. No skąd... jest jak zawsze! xD

      Usuń
  4. Również rozczarowałam się małą intensywnością tytułowych smaków, czułam się jakbym jadła dobrej jakości marcepan z niewielkim udziałem dodatków. A marcepan do moich ulubionych niestety nie należy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało intensywne może i były, ale jak dla mnie urokliwie przewrotne... Mimo wszystko ta czekolada bardzo mnie zaskoczyła, ale więcej wkrótce na moim blogu ;)

      Usuń
    2. Jak się za marcepanem nie przepada, to w sumie nie dziwi mnie, że czekolada była rozczarowaniem. Mi tam smakowała. :D

      Usuń
  5. Za różanymi smakami nie przepadamy aczkolwiek w stonowanych ilościach nawet nam smakuje, więc ta tabliczka mogłaby nam posmakować ;) Choć ten krem bazyliowy... jakoś nie możemy sobie wyobrazić jak łączy się z pozostałymi dodatkami :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On nie jest zbyt intensywny, więc nie ma co tu za wiele sobie wyobrażać. :P

      Usuń
  6. Bardzo podoba mi się sposób w jaki Zotter wprowadza ostre chili do takich, słodkich przecież, czekolad i jak to ładnie się potem komponuje. Ten opis od razu przypomniał mi Redcurrant Chilli Rock, mój ulubiony nadziewaniec Zottera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O taak, to wejście chili na "scenę" dopiero po paru chwilach. Też to uwielbiam!

      Usuń
  7. Róża by sprawiła, że sięgnęłabym po tą tabliczkę. Marcepan zaś, że odłożyłabym ;) Tym bardziej, że róża nie jest dominującym smakiem w tej czekoladzie

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku się rozczuliłam, bo mnie również urzekł sposób wprowadzenia odbiorcy do degustacji (w sensie opis czekolady). Chwilę potem dostałam w mordę malinami, a na koniec ostrością i chilli. Do widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten marcepan zjadłabym oddzielnie, ale reszta jakoś do mnie nie przemawia ;)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.