poniedziałek, 19 czerwca 2017

Madecasse Sea Salt & Nibs ciemna 63 % z Madagaskaru z kawałkami kakao i solą morską

To, że tak szybko ta recenzja pojawia się u mnie, zaskoczyło mnie samą. Bohaterka dzisiaj opisywana od dawna była na mojej liście "do zdobycia", jednak nie bardzo miałam skąd ją wziąć. Pewnego razu, na zdjęciu czekoladowych zbiorów przesłanym przez Jarosława, dostrzegłam cudo: piękne opakowanie z lemurem. Trzeba Wam wiedzieć, że mam bzika na punkcie tych madagaskarskich słodziaków, więc moje zainteresowanie wzrosło diametralnie. Była to w końcu jedna z upragnionych czekolad w wydaniu specjalnym (dochody ze sprzedaży tej linii szły na kampanię "Save the lemur" pomagającą lemurom na Madagaskarze). Dzięki szczodrości szczęśliwego posiadacza tejże tabliczki, dostałam połowę oraz komplet pięknych zdjęć (chyba rozpoznacie, które to? :P ).

Madecasse Sea Salt & Nibs to ciemna czekolada o zawartości 63 % kakao z Madagaskaru z kawałkami kruszonego kakao i solą morską.

Po rozchyleniu sreberka poczułam zaskakująco silny zapach, jak na czekoladę, która była już długo otwarta. Silny i w dodatku wyrazisty! Były to owoce typowe dla Madagaskaru, a więc grejpfruty, cytrusy i jakieś czerwone w kompozycji raczej słodkawej i wzbogaconej o mocne palenie. Istotne jest, że nie te nuty były palone, tylko po prostu obok nich wyczułam palenie ("jako bonus").

Czekolada miała porządną konsystencję, bo była solidna, nic z niej nie odpadało i nie wydała mi się ani specjalnie sucha, ani specjalnie tłusta. Rozpływała się raczej kremowo, choć kryła w sobie odrobinkę pylistości.

Gdy tylko zrobiłam pierwszy kęs, poczułam przede wszystkim mocny smak grejpfrutów i cytrusów. Był słodki, ale także bardzo gorzko-kwaśny. Z czasem gorzkość zaczęła nabierać jeszcze większego znaczenia, gdyż do głosu zaczęło dochodzić palenie / prażenie, początkowo ukrywające się (nieskutecznie, bo i tak było czuć je w tle). Doskonale wzmocniło ogólną gorzkość, bo nie narzuciło się całkowicie grejpfrutowi, a podkreśliło go. Ten palony smak jako sam w sobie zaś wypuścił trochę dymnych nut, które to jakby wydobyły na wierzch smak skórki cytryny.
Ta gorzkość i palenie były obecne cały czas, co bardzo mi się podobało przy tej mocy palenia, która została trafiona w punkt - jeszcze trochę i mogłoby przysłonić nuty smakowe kakao.

Potem smaki zaczynały się mieszać, pojawiły się wyraźne owoce leśne oraz twarogowe nuty, przy czym nabiał tylko się gdzieś tu zarysowywał, jakby... robił za istotne tło, ale sam nie brał większego udziału w przedstawieniu. O ile czekolady Menakao wydają mi się mocno twarogowo-kefirowe, takie wręcz nabiałowo-kwaskowate, tak tutaj czułam bardziej... tłusty twaróg albo jakiś serek twarogowy.

Spośród wspomnianych owoców leśnych zdecydowanie dominowały jeżyny. Ciekawym było, że kiedy jadłam kawałek prawie bez nibsów był to duet jeżyny-jagody, zaś przy rozgryzaniu nibsów... czułam soczyste, trochę kwaskowate truskawki, a jeżyny w tle.

I właśnie, dochodzimy do dodaków. Na spodzie czekolady znalazło się mnóstwo kawałków kakao - zarówno małych, jak i naprawdę sporych. Takie rozwiązanie podobało mi się o wiele bardziej, niż w Menakao 63 % nibs & sea salt, gdzie w niektórych tabliczkach nibsy są malutkie, w innych wielkie. Tu mamy jedne i drugie. Nie były zbyt twarde, a mimo to bardzo przyjemnie chrupały, roztaczając w ustach goryczkowaty kwach z pewną... słodyczą? Tak mi się wydawało. Nieziemsko podkreślały poszczególne nuty. Nibsowa gorycz - grejpfrtuta, kwach - ach, jak on podsycał cytrynowość! - "słodkawość" rozkręcała twaróg.

Wydaje mi się, że sól w tej czekoladzie znalazła się pod nibsami. Ujawniała się epizodycznie w trakcie rozpuszczania całości. Raz po raz pojawiła się słona nutka, by zaraz zniknąć. Smakowicie podkreślała soczystość owoców i palenie. Była to odrobinka, dosłownie szczypta, ale wydaje mi się (jestem pewna!), że większa ilość zburzyła by kompozycję albo niepotrzebnie podkreśliłaby słodycz.

Słodycz też była ciekawa, bo ogółem... nie odegrała większej roli. Owszem, owoce i twaróg były słodkawe, ale jako taka pojawiała się dopiero pod koniec, lecz to nie ona zostawała w posmaku. Ten należał do cytrusów (choć może w wydaniu "na słodko") oraz dymu, może nieco za mocno palonej kawy, ogólnego palenia-prażenia.

Ta czekolada wydała mi się o wiele lepszą, spójniejszą kompozycją niż Menakao 63 % Bright & Indulgent cocoa nibs & sea salt. Minimalnie, ale jednak. Wyjście z wielkością nibsów okazało się strzałem w dziesiątkę. Mam też wrażenie, że Madecasse była mniej słodka oraz bardziej kremowa - czyżby zawierała więcej tłuszczu kakaowego kosztem cukru? Bardzo możliwe. Jeśli chodzi o owoce inne niż cytrusy, w Menakao dominowały te słodkie - jagody oraz czerwone porzeczki. Madecasse zaserwowała cierpkie jeżyny i kwaśne, niedojrzałe truskawki.

Może nie zachwyciła mnie aż tak, bym po zjedzeniu jej nie mogła się pozbierać, ale... muszę ją jakoś wyróżnić, wystawić coś więcej niż Menakao i na pewno zdobyć kiedyś całą tabliczkę. Dobra, o wystawieniu oceny już w ogóle przeważyło opakowanie i cel kampanii.


ocena: 10/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kawałki kakao, lecytyna sojowa, sól morska (<1%)

19 komentarzy:

  1. Urocze opakowanie!:) Czekolada też wygląda apetycznie:) Ocena odzwierciedla wszystko:)
    Pozdrawiam Gwiazdeczka*

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo... znając życie i mnie ten słodziak roztopił by serce xD ale, że Tobie? Nie spodziewałam się i sobie zanotuję: madagaskarskie- lubi ^^ :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle roztopił serce, co się w nie wgryzł i wczepił wszystkimi ząbkami i pazurkami. :D A jak taki lemur podskoczyć potrafi!

      Usuń
    2. no teraz to rozumiem! Mwahahaha :3 <3

      Usuń
  3. Ona oczywiście jest w smaku cytrusowa, w końcu to Madagaskar, ale dużo mniej niz inne Madecasse, które testowałem. Dzięki temu wyraźniejsze są w niej inne nuty smakowe, co bardzo mi się podobało. Chyba najciekawsza z 4 Madecasse, które próbowałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogólnie kocham Madecasse, mimo że dopiero dwie jadłam. :D

      Usuń
  4. Nie tylko opakowanie tej czekolady ale również sama tabliczka wygląda świetnie i zachęca do spróbowania ;) Tabliczka zachęca do spróbowania jak i Twoja recenzja - jestem ciekawa tych cytrusowych smaków :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeeezu to opakowanie <3 Zakochałam się :D

    OdpowiedzUsuń
  6. charlottemadness20 czerwca 2017 20:36

    Zazdroszczę tego cudeńka.
    Piękne opakowanie i piękne wnętrze,co rzadko się zdarza,ze można pogodzić te obie rzeczy :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoro nawet Król Julian poleca to musi być pyszna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo już, dlaczego zawsze ma taki dobry humor.

      Usuń
  8. Piękna szata graficzna opakowania:) i wnętrze mnie woła zjedź mnie,zjedź mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Skoro nie wali solą jak lizawka dla konia, to i ja mogłabym jej spróbować. Podoba mi się też wspieranie lemurkowej akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi podoba się jeszcze porównanie do lizawki. Btw akurat dziś sobie koło stadniny koni spacerowałam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.