wtorek, 26 września 2017

Amedei Cru Grenada 70 % ciemna z Grenady (neapolitanka)

Po ostatnią posiadaną neapolitankę Amedei szłam jak za karę. Zupełnie nie miałam na nią ochoty, nie łudziłam się, że mi posmakuje, ale powtarzałam sobie, że plantacyjna może być chociaż trochę lepsza od okropnych blendów Amedei. Przynajmniej zawartość kakao jest nieco wyższa.

Amedei Cru Grenada 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Grenady (u mnie jako neapolitanka).

Po otwarciu czekoladowy kwadracik przywitał mnie kontrastem między żywą, intensywną, głęboko ciemnobrązową barwą z lekko bordowym przebłyskiem, a mdłym "zdechłym zapachem roślin". Co przez to rozumiem? Wiórowate drzewa leżące na suchej ziemi i kandyzowane owoce - ananasy? coś kwaskowatego, na pewno żółtego - w których bardziej czuć to cukrowe kandyzowanie, niż je same.

Kiedy ugryzłam kawałek, czekolada chrupnęła i zaczęła rozpływać się w ustach nieco opornie, ale kremowo i proszkowo (w charakterystyczny dla Amedei sposób), nie za tłusto. Przy innym smaku taka konsystencja mogłaby być znośna, ale tu podkreślała najgorsze nuty.

Najpierw mignęło mi jakby soczystość, orzeźwienie. Szybko jednak się rozeszło i wiedziałam, że nie będzie to nic owocowego.

Zjawiła się pudrowa, wręcz cukierkowa słodycz. Pierwsza nuta przyniosła... właściwie nawet nie wiem co - takie sztucznie roślinny smaczek, jakby coś zwietrzałego... Przypomniały mi się miętowe landrynki, które moja babcia zawsze trzymała w kuchennej szafce (chyba latami tę samą paczkę), ale w tym problem, że nuta, którą czułam nie była miętowa. Nie chciałam się w to nawet zagłębiać.

W pewnym momencie kakao jakby się trochę przebiło lekko paloną, ni drzewną, ni ziemistą nutką. To pomogło mi oderwać się od pierwszego skojarzenia, po którym... chwyciło mnie jeszcze gorsze. Tym razem były to kandyzowane owoce z zapachu, ale także owocowe landrynki lub jakieś pudrowe cukierki koloru żółtego. Ananas? Coś cytrusowego? W wydaniu cukierkowym, nie świeżoowocowym. Od takich słodyczy zawsze mnie mdliło.

Wybawieniem okazało się zakończenie, bo zrobiło się charakterniejsze i drzewno-ziemisto gorzkawe, niemal kawowe. Prawie odetchnęłam, gdy kawałek zniknął z ust, pozostawiając po sobie okrutnie tani, tandetny posmak najtańszych, "pudrowo cukrowych" cukierków, co to mają być niby orzeźwiające, niby soczyste, a są... podłe i mdlące.

Ta neapolitanka mnie obrzydziła przez "pudrową" słodycz typową dla Amedei, którą konsystencja jakby dodatkowo podkreślała. Wszystkim nutom kakao nadała mdlący klimat. Miętowe i owocowe landrynki? Wiórowate drewno? I nawet ziemisto-kawowe nuty nie pomogły, szkoda tych owocowych nut (a żółte owoce, ale o wiele lepiej rozwinięte, czułam także w The Grenada Chocolate Company 100 % Cocoa). Ta Amedei była równie niesmaczna co Black 66 %.
Pisząc tę recenzję cieszyłam się tylko z jednego - to już ostatnia posiadana Amedei.


ocena: 3/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia

12 komentarzy:

  1. Już pierwsze nuty smakowe zniechęcaja do tej czekolady - coś im nie wyszło, chociaż pewnie amator się znajdzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po innych czekoladach, niestety chyba wyszło to, co chcieli.

      Usuń
  2. Amedei jak zwykle trzyma poziom! Ogólnie, przez jakiś czas żyłam w przeświadczeniu, że trafiły mi się zepsute tabliczki, ale potem doszłam do wniosku, że one po prostu smakują jak mydlane bezy i nie warto w nie dalej inwestować. Mam chyba zbyt plebejskie kubki smakowe do tej marki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pierwszy raz trafiłam na Black 70 % i białą, były okropne, to też zastanawiałam się, czy mi jakieś zepsute się nie trafiły, ale po spróbowaniu tego, co spróbowałam, poczytaniu innych recenzji, już wiem, że nie. Plebejskie kubki? Raczej oni jakoś dobrze się rozreklamowali, a wiele ludzi, jakiś komisji w czekoladowych konkursach chyba wystawia im dobre oceny, bo... boją się, że nie umieją docenić i nie chcą się ośmieszyć? :P A poza tym, to ja też już wolę mieć za plebejskie kubki smakowe na Amedei i inwestować w czekolady z Tesco, JD Gross itp.

      Usuń
    2. Też wolę :D Chociaż Uganda Tesco to niewypał, moim zdaniem. Mocno czuć kakao w proszku i przykrywa ono wszystko inne.

      Usuń
    3. Czekolady z Tesco nie są z kakao w proszku. Mówimy o tych samych? Linia Tesco Finest, te około 70 %, te które są u mnie na blogu.

      Usuń
    4. Przy wyższych % niestety zaczęli oszczędzać :/
      https://ezakupy.tesco.pl/groceries/pl-PL/products/2003020091195
      Domyślałam się po składzie, że będzie cienko, ale promocja mnie skusiła.

      Usuń
    5. Tę akurat też mam, bo Uganda zaciekawiła (a kiedyś w Lidlu jakaś była z odtłuszczonym kakao, gdzie ono tak nie przeszkadzało), to łudziłam się, że będzie znośnie, bo właśnie wszystkie te około 70-75 %, które jadłam są genialne (w nich nie ma odtłuszczonego kakao). Szkoda, że sztucznie zawartość podbili w tej, już mogli też dać te jakieś 70 %...

      Usuń
  3. I nagle człowiek się cieszy, że miał tylko mini wersje a nie całe tabliczki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dokładnie! Chyba pierwszy raz w przypadku prawdziwych czekolad!

      Usuń
  4. Skąd ja to znam - iść po produkt jak za karę, krzywić się na myśl o degustacji, a jednak... musieć. Bo ciekawość, bo jak to tak zaczynać i nie kończyć, bo blog. Oczywiście w efekcie nie raz się żałuje, ale czy wyciąga się wnioski? Phi, nie w tym życiu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I najdziwniejsze jest to, że w takim zmuszaniu się do spróbowania jest coś... paradoksalnie wciągającego. Lubię to. xD

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.