wtorek, 5 czerwca 2018

Zotter Labooko Guatemala 75 % ciemna z Gwatemali

Zorientowawszy się, że czeka mnie pierwsza degustacja czekolady z kakao z Gwatemali, to właśnie temu z nowych Labooko przypadło pierwszeństwo. Jak się okazało, w procesie wytwarzania tej tabliczki zastosowano jakąś innowacyjną metodę prażenia SNR, by maksymalnie wydobyć smak kakao pozyskanego od kooperatywy FEDECOVERA, której 2000 farmerów kultywuje majańską kulturę kakao. Ich criollo "the native" (jakby naturalna hybryda criollo i trinitario) rosła tam od wieków, choć jest bardzo trudna do odnalezienia i pozyskania (dominacja wielu hybryd kakao). Wspomniani farmerzy pochodzą z lokalnych plemion, mają własny język i kulturę regionu, a kupowanie od nich to też wsparcie (umożliwienie edukacji ich dzieciom itd.).

Zotter Labooko Guatemala 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao criollo z Gwatemali, z regionów Cahabon i Polochic. Czas konszowania to 25 godzin.

Od razu po otwarciu poczułam wyrazisty, choć o delikatnym charakterze, zapach lawendy i czarnego bzu w słodko-soczystym wydaniu. Wychwyciłam też i coś "czerwonego" - hibiskus? To było niemal cukierkowe, oczami wyobraźni zobaczyłam później wyidealizowane żółte, pomarańczowe i czerwone galaretki... Tylko że takie naturalne, z kwaskiem i goryczką owoców.
Było to smakowite i... ciepłe, bo obok rysował się zdecydowany, prażony wątek migdałów i drzew.

Przy łamaniu twarda tabliczka bardziej niż "trzasnęła", wydała konkretne pyknięcie. W ustach rozpływała się najpierw tłusto jak tafla masła (co w pierwszej chwili mnie obrzydziło), a potem coraz bardziej jak soczysty i lepiący (choć wciąż tłusty) krem. Mimo to trochę wysuszała.

W smaku błyskawicznie ujawnił się smak masła, którego nawet nie zdążyłam nazwać, a już zmieniło się w jakieś nerkowce albo krem orzechowy z całego miksu i... nie zdążyłam nawet pomyśleć, a już w ustach panoszyły się wyraziste, prażone migdały, czekoladowy krem z nich... Z "neutralności" maślano-orzechowej szybko zrobiło się gorzkawo i niemal orzechowo soczyście.

Od gorzkawości i zdecydowanego palono-prażonego smaku odeszła i cierpkość rozchodząca się równolegle w dwie strony.

W tym samym czasie napłynęło i sporo słodyczy, co sprawiło, że kompozycja nabrała niewiarygodnie czekoladowego wydźwięku. To była CZEKOLADA. Czekoladowy, maksymalnie uczekoladowiony obłęd.

Kwaskowata, palona cierpkość z jednej strony właśnie z tą słodyczą, odsłoniła przede mną mnóstwo kwiatów. To niemal perfumowo-cukierkowa kwiatowość z leciutką goryczką i cierpkością. Jakby czarny bez i... hibiskusowo-malinowa herbatka? Najpierw nie byłam pewna (nie piję owocowych herbat), ale te skojarzenia wracały wielokrotnie.

Z drugiej, przy tych maślano-orzechowych nutach, łącząc się z niemal mlecznym akcentem, zarysował przede mną obraz soczystego, kwaśnego kremu... orange curd jak nic! Miało to i cytrynowe zapędy, ale wygrała soczysta pomarańcza, przy której znalazło się całkiem sporo kwasku i gorzkawej nuty skórki. Ta gorzkawość, też lekka cierpkość, właśnie pomarańczową masę lub naturalną galaretkę sugerowała.

Soczystość i paloność były bardzo ciepłe, do czego lekkie wysuszanie nawet trochę pasowało. Drzewa i orzechy, prażone migdały na końcówce powróciły wzmocnione charakternym, palonym karmelem.

Maślaność, prażona orzechowość i soczystość słodko-kwaśnych tworów z owoców (ogrom pomarańczy, czarny bez, maliny, hibiskus i też cytryny) pozostawały w posmaku na bardzo długo wraz z poczuciem suchości, z którą najdłużej utrzymywał się gorzki smak pysznej czekolady i orzechów. O tak, to zdecydowanie gorzko-kwaskowata tabliczka z idealnie wkomponowaną, jakby tylko naturalną słodyczą.

Tabliczka była przepyszna do tego stopnia, że wybaczam jej tłustą strukturę (jeszcze z tym wysuszającym efektem...). Zjawiskowo czekoladowa, mocno migdałowo-orzechowa i niewiarygodnie owocowo-kwiatowa. Podobały mi się tu owoce, bo wszystkie były "czymś", nie zaś surowymi, a cały czas było to wyidealizowane, smakowite "coś". Wyszło to ciekawie, niecodziennie. Wraz z palonymi nutami nadało czekoladzie mocnego charakteru, mimo że i maślaną łagodność zachowała. O ile maślaność często bardzo mi w czekoladach przeszkadza, tak tutaj... pasowała, bo właśnie weszła tylko w te "owocowe twory".

Bukiet ten wydał mi się dość znajomy. To jakby gorzkość owoców (w GR cytryny ze skórką, dżemory i sok pomarańczowy) i "maślana neutralność" (a nie smak masła) wraz z "kremem czekoladowym" i palono orzechowymi klimatami z łagodnej Georgia Ramon Belize TCGA-Cooperative Trinitario 100 % wymieszana z czarnym bzem, gorzkawością owoców (tam grejpfrut), mnóstwem prażonych orzechów i karmelową końcówką Jakub Piątkowski Czekolada Honduras 70 %. (Może też coś z cytrusowego kremu i malin z Jordi's Honduras?) I Belize, i Honduras leżą blisko Gwatemali, ale i tak zaskoczył mnie podobny wydźwięk tych czekolad. Wszystkie łączy obłędna czekoladowość.
Ten Zotter może nie dorównał JP Czekoladzie z Hondurasu (to jedna z moich ulubionych czekolad tak ogółem), ale zachwycił mnie smakiem (gdyby nie konsystencja, bez wahania dałabym 10).


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 596 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

13 komentarzy:

  1. Przeczytałam "nerkowce" - pomyślałam "nie" ale zaraz piszesz o tej czekoladowości i to na maksa... więc czemu nie :)

    PS Byłam w Lidlu. Tabliczka z pomarańczą i kawałkami migdałów z Grossa ma 56% kakao - wspominałaś o 70%, chyba że chodziło Ci o tę z samą pomarańczą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nerkowce nie są moimi ulubionymi orzechami, ale czasem naprawdę pasują.

      56? Byłam PEWNA, że 70, ale obecnie nie mam głowy do niczego, przepraszam, mój błąd.

      Usuń
    2. Chyba zależy gdzie i w jakim połaczeniu :)

      Nie masz za co przepraszać. Taka pomyłka to nic. Spróbowałaś tyle czekolad, tyle smaków i połączeń, że kto by to dokładnie spamiętał - zwłaszcza, ze ta tabliczka jeszcze przed Tobą :)

      Usuń
  2. Też mi się podobała, ogólnie te nowe Labooko są bardzo udane, mam nadzieję, że będzie ich wiecej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się podobają! Oprócz tej ze słodzikiem... ta była jak cios w twarz, ale więcej... za jakiś czas w recenzji.

      Usuń
    2. Te ze słodzikami są dziwne. Ciekawsze są mleczne bez cukru: 70-tka raczej ciekawostka, ale 80-tka - mleczno-bezcukrowe cudo :)

      Usuń
    3. Mówisz o tej starej 70 % milk "dark style"? Ja ją bardzo lubię, za to tej nowej 80 % jeszcze nie próbowałam.

      Usuń
  3. Kurde, muszę do niej wrócić i poszukać orange curd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orange Curd? A przecież pisałaś, że według Ciebie to jeden z najgorszych Zotterów?

      Usuń
    2. W sensie poszukać jego posmaku w guatemali, o nadziewańcu wolę zapomnieć.

      Usuń
    3. Aa, haha. No to Cię "zrozumiałam"... :P A w takim razie to tak, koniecznie.

      Usuń
  4. Smak vs konsystencja? Na dwoje babka wróżyła. Podoba mi się powrót do krótkiej historii czekolady we wstępie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. Uwielbiam takie różności o czekoladzie wiedzieć.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.