piątek, 31 sierpnia 2018

Kaufland Classic Kaffee Sahne mleczna śmietankowa z kawą i biała

Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jedną z moich ulubionych czekolad zostanie Kaufland Classic Edel Herbe Sahne. Za każdym razem gdy do niej wracam, zachwyca mnie, a raz, gdy w Kauflandzie akurat zastałam pusty karton, postanowiłam kupić na próbę smak, który dopiero co przywieźli. Niestety, wyszło tak, że póki po tę tabliczkę sięgnęłam, doszłam do wniosku, że nie lubię słodyczy kawowych, bo nigdy nie są tak kawowe, jak bym sobie tego życzyła, a z białą czekoladą (nawet dobrą), już mi nie po drodze. Gdy przyszedł dzień otwarcia, mimo wszystko byłam jednak dobrej myśli.


Kaufland Classic Kaffee Sahne to czekolada mleczna śmietankowa (o zawartości 32% kakao) z kawą łączona z białą czekoladą (stanowiącą 37% całości).

Po otwarciu poczułam przede wszystkim zapach wyrazistej, palonej kawy zespojony ze słodyczą i nutką kakao oraz równie wyrazistej śmietanki. Tak, to właśnie mleczność, śmietanka przewodziły, nie zaś biała czekolada sama w sobie, choć i jej (dobrej jakości) nutka się zaznaczyła. Żadnego mleka w proszku itp.

Przy łamaniu trzasku nie usłyszałam, a tablica tabliczka wydała mi się raczej tłusto-kremowa, choć nie miękka.
W ustach rozpływała się z łatwością, tworząc maziste bagienko w kontekście gładkiego, idealnie tłustego kremu. W żadnej z warstw nie było nawet cienia proszkowości. Ciemna rozpuszczała się nieco wolniej, otwierając i zamykając spotkanie. Dzięki temu całość okazała się bardzo spójna, uzupełniająca się wzajemnie (zwłaszcza przy ciągłym obracaniu kęsa). Oddzielenie wbrew pozorom nie było takie łatwe. Na jednej kostce oczywiście to zrobiłam, ale z czystej ciekawości.
Osobiście mam jednak zastrzeżenia w kwestii proporcji i wysokości kostek - według mnie o wiele łatwiej jadłoby się, gdyby były bardziej płaskie.

Ciemna część smakowała gorzkawo, jednak już od pierwszego kęsa czuć, że to gorzkość kawy dominowała. Kakao leciutko zaznaczyło się tylko w tle, a stonowana słodycz przepuściła przodem śmietankę, która złączyła się z kawą.

Śmietanka jednak nie zamierzała na tym poprzestać i po chwili śmietankowo-mleczna fala rozeszła się w ustach. Biała warstwa zaczynała odgrywać coraz ważniejszą rolę, przy czym oczywiście rosła słodycz. W mniej więcej połowie rozpływania się kawałka dominowała swoją słodyczą, która skojarzyła mi się z bardzo słodkimi śmietankowymi lodami włoskimi (zwłaszcza spróbowana osobno).

Śmietanka ani na chwilę nie zapomniała o kawowej czekoladzie, która tak wyraźniej to dopiero po kumulacji słodyczy wracała do łask. Mleczna czekolada z goryczką kawy tonowała wszystko.

Śmietanka, poczucie mlecznej słodyczy i goryczka kawy pozostawały w posmaku (kawa najdłużej).

Muszę przyznać, że to najlepsza czekolada tego typu, jaką jadłam, ale... mimo wszystko parę rzeczy bym zmieniła. Wystawiłam maksymalną ocenę, bo takiej spójnej, gdzie obie części są wyraziste, naprawdę jeszcze nie jadłam, ale mi nie podoba się forma (wysokość kostek) i to, że na spód zamiast genialnej śmietankowej z 45 % kakao dali śmietankową o niższej zawartości kakao. Fakt, że i tak jej słodycz była niska, a gorzkość zacna, ale... to gorzkość kawy, a mi brakowało kakao (dla porównania:  kauflandowa i tak wyszła o wiele lepsza od Zotter Labooko Coffee). Biorąc pod uwagę, że to "czekolada kawowo-śmietankowa"... o bardziej przemyślaną ciężko, bo w sumie niczego jej nie brak. Może więc nie bardzo "moja" (obecnie), ale nie mogę jej odmówić należącej się oceny.
Bellarom mimo wszystko biała była tylko dobra, nieco za słodka - w kauflandowej nie; Chateau Kaffee-Sahne w zasadzie była bardzo, bardzo podobna, ale wydaje mi się, że Kauflandowa jest nadzwyczaj kawowa.


ocena: 10/10
kupiłam: Kaufland
cena: 5,99 zł (chyba)
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne 10%, śmietanka w proszku 9%, miazga kakaowa, kawa mielona 4%, słodka serwatka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy

czwartek, 30 sierpnia 2018

Pacari Raw 85 % + Coconut Sugar ciemna surowa z Ekwadoru

Nie ukrywam, że ostatnimi czasy często doskwiera mi kakaowy głód. Mam ochotę na czekolady o mocnych, wyrazistych nutach, jak najmniej słodkie i niezapchane tłuszczem kakaowym, a jednocześnie niebędące setkami. Gdy napalę się na tabliczkę z procentem kakao wyższym, niż 85 %, zazwyczaj kończy się to rozczarowaniem spowodowanym trafieniem na łagodnego tłuściocha. Mając kilka takich, które mogły okazać się pysznymi bombami smakowymi, jakoś odkładałam je. Oszczędzałam? Bałam się, że za wiele oczekuję? W końcu jednak postanowiłam ruszyć i z nimi, tym bardziej, że wśród nich było kilka Pacari (które ogólnie już mi się kończyły).

Pacari Raw 85 % + Coconut Sugar to ciemna czekolada o zawartości 85 % surowych ziaren kakao z Ekwadoru, słodzona cukrem kokosowym.

Po otwarciu poczułam bardzo intensywny, pozytywnie napastliwy i złożony zapach. Przodowała w nim kwaskowatość owoców. Czułam przede wszystkim cytryny, podbudowane czerwonymi: porzeczkami, wiśniami i winem. Ich cierpkość sugerowała też jakby jogurt (?). Winne wiśnie kwasowością podsycały poczucie zapleśniałości, gdyż obok kwasku owoców stał motyw zapleśniałej, wilgotnej ziemi. Dzielnie trwała przy niej kawa, ale i osnuwał jakby mokry dym, który... rozmoczył zapleśniałe kwiaty. Ich woń dokładała odrobinkę słodyczy.

Ciemna tabliczka łamała się z trudem, trzaskając porządnie, ale w ustach rozpływała się łatwo. Powoli, ale bez oporów. W pierwszej chwili wydała mi się tłusta, trochę jak gładka tafla masła, ale potem cierpkość i nawet ściąganie, wilgoć sprawiły, że na tłustość szło coraz mniej uwagi. Była dalej nieco oleista, ale im bliżej końca kojarzyła się bardziej z zimnym, oleistym, ale zbitym masłem orzechowym. Jestem czuła na tłustość, ale ta mi nie przeszkadzała.

W smaku jako pierwsze niemal ukłuły, uszczypnęły kwaskowate czerwone owoce. Wydały mi się niedojrzałe, ale potem rozkręciła się w nich jakby i słodkawa nuta pleśni (lekka słodycz odchodziła na tyły). Na myśl przyszły mi truskawki i może porzeczki, z czasem zmieniające się.

Bardzo szybko dołączał do nich i mniej owocowy kwasek. Zjawiał się jako smoła i dym, a więc i "mokra paloność". Odłączyły się od niego gorzkawe ziarna kawy, a on wyeksponował cytryny. Soczyste cytryny w pełnej okazałości - wraz z gorzką skórką.

Gorzkość podporządkowała się w dużej mierze kawie. To kawa nią zarządzała, nie wypychając jej na przód, ale cały czas utrzymując na drugim czy trzecim planie.

Złączywszy się z czerwonymi owocami, cytrusy i zapleśniała ziemia od tyłu przemyciła do bukietu taninę wina. Wino było wytrawne, kwaskowate i wyraziste, choć wątek słodyczy z tła próbował je osłodzić.

Wspominana słodycz na tyłach układała wiązankę rześko-osładzających kwiatów. Była to delikatna nuta, ale na tyle wyraźna, że doszukałam się w niej róż. Nie tylko płatków, ale i całych badylków. Wchodząc w pozostałe smaki, słodyczy udało się na koniec wyłuskać nowe niuanse. Smak drzewno-roślinny, przepełniony żywą wilgocią, wyszedł za sprawą kwiatów i kawy - to pewne. Od drzew z dymem blisko było już do nieśmiałych karmelowych nut. Kawa podchodziła chwilami pod ziarniście-nibsowe klimaty. Winno dołączało, dzięki czemu na końcówce robiło się gorzkawo-cierpko. Może wręcz octowo (przez te wszystkie zapleśniałości?).

Cierpkość z kolei, wraz ze słodyczą, na koniec podrzucała jogurtową nutę, przez którą pomyślałam o jogurcie zmiksowanym z cytrusami i czerwonymi owocami.

To właśnie ten miks, dym i kawa, wino i ogrom zapleśniałej ziemi pozostawały w posmaku na dość długo.

Czekolada bardzo mi smakowała. W swojej charakterności i intensywności wyszła zaskakująco wyważona, bo nie była za kwaśna, choć kwasowości w niej dużo. To smakowita kwaśność (owoce, wino), w punkt osłodzona rześką nutą. Zakochałam się w całej tej zapleśniałości i wilgoci. Mnóstwo ziemi, kawa... Mniam! Kwaśno-gorzko, ale wciąż trochę słodko.
Smaki były tak konkretne, a zarazem z pewną rześkością, że o tłustości szybko zapominałam i po prostu rozkoszowałam się ogółem. Tego mi trzeba było! Zdecydowanie jedna z ulubionych czekolad.


ocena: 10/10
kupiłam: pralineria Neuhaus (za czyimś pośrednictwem - dziękuję!)
cena: 23 zł (za 50g)
kaloryczność: 619 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: miazga kakaowa 81,32%, cukier koskowy 15%, tłuszcz kakaowy 3,31%, lecytyna słonecznikowa 0,37%

wtorek, 28 sierpnia 2018

Zotter Labooko Vintage 2016 Dry Aged 75 % ciemna

Na uczczenie trzydziestej rocznicy założenia, Zotter wypuścił na rynek specjalną czekoladę, blend z pięciu rodzajów kakao (które leżakowało rok) z czterech różnych krajów. To mieszanka najlepszych ziaren z roku 2016. Między innymi znalazło się tam criollo. Zastosowano również produkcję metodą SNR (dodając wodę w celu obniżenia temperatury). Muszę przyznać, że brzmiało ciekawie.

Zotter Labooko Vintage 2016 Dry Aged 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao, które sezonowało rok.
To blend; czas konszowania to 24 godziny.

Po otwarciu poczułam łagodny, spokojny, ale wyrazisty i intensywny zapach czerwonych owoców - czerwonych porzeczek, wiśni i suszonej żurawiny lekko osnutych słodko-kwiatowym dymem. Wszystko to niosło rześkość, sugestię wilgotnej ziemi; czekolada wydawała się zupełnie niepalona.

Trzaskała dość głośno, a w ustach rozpływała się cudownie gładko-tłusto kremowo, ale nie zbyt tłusto, a nawet z lekko cierpkawym efektem.

Już robiąc pierwszego kęsa, poczułam gorzki dym, który szybko okazał się raczej zwiewną, dymną mgiełką, od razu splatającą się ze słodyczą o rześkim wydźwięku kwiatowo-karmelowym. Oba smaki były subtelne i wszechobecne.

Słodycz poszła w kierunku śmietankowo-karmelowym, przy czym po chwili zaznaczył się kwasek. W trakcie rozpływania się kawałka, raz i drugi wychwyciłam niemal śmietanową sugestię, jednak śmietana nie wystąpiła tu jako sama w sobie, a jako śmietankowo-maślana słodycz.

Kwasek wydał mi się soczyście-wilgotny niczym wilgotna ziemia, coś owocowego i... wdeptane we wspomnianą ziemię orzechy. Najpierw były to świeżutkie włoskie ze skórkami, a więc i cudną gorzkawością wychodzącą z dymu, później pojawiły się orzeszki ziemne.

Słodko śmietankowo-karmelowy wątek wraz z orzechami podrzucił maślany smak, co wraz z kwaskiem, który przybrał owocową postać, jednoznacznie skojarzyło mi się z ciastem typu cherry pie, a więc maślanym plackiem z mnóstwem wiśni. Przed oczami miałam całe, jędrne i nieziemsko soczyste czerwone bomby. Smakowały świeżymi wiśniami (mimo że kojarzyło się to też z wypiekiem); wyłapałam przy nich także żurawinę i czerwone porzeczki (też jakby wkomponowane w jakieś ciastko-wypieki).

W tle gorzkawość do śmietankowo-maślanego karmelu dorzuciła nutę kawy, dzięki czemu wszystkie soczyście-rześkie nuty miały mocno osadzoną, ale niesiekierowatą kakaową bazę. Kawa przez owoce wydała mi się niemal ziemista, może lekko przyprawiona... taka zawilgocono-soczyście ziemista.

Na koniec to ta lekko odymiona kawa i czerwone porzeczki, może nawet z jakimś wręcz cytrusowym wątkiem zabłysły mocniej i zostały w posmaku jako wytrawna gorzkawość, zdecydowana cierpkość kawy i czerwonych owoców oraz nieprzesadzona słodycz.

Czekolada miała smakowite, charakterne nuty, jednak ogólnie wyszła bardzo łagodnie i przystępnie. Wiśnie i porzeczki w otoczeniu ogromu orzechów, odymionej ziemi i kawy, ze karmelowo-zwiewną słodyczą były cudowne, jednak chwilami wydawały mi się za bardzo złagodzone słodko-maślanymi akcentami (rozumiem przez to te maślane wypieki). Zaskoczyło mnie, jak w tym wszystkim wyraźnie czuć specyficzną subtelność i orzechowość criollo.
Tabliczka wyszła lekka, a jednak poważna. Smakowała mi, choć obyłabym się bez maślanych nut, ale... przynajmniej na nowo doceniłam bosko kremową strukturę, nie wydała mi się nazbyt tłusta, bo jadłam ją dzień po okropnej Dark Low Carb.


 ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 595 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy; tłuszcz kakaowy

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Lindt Creation Kasekuchen-Mandarine mleczna z kremem sernikowym i mandarynkami

Dobre serniki uwielbiam, do rzeczy sernikowych mam słabość, mimo że nie zawsze wychodzą i... po prostu jest ich strasznie mało. Zotter Cheese-Walnut-Grapes była jednym z pierwszym jedzonych przeze mnie Zotterów i jedną z dwóch sernikowych, jakie jadłam. Druga to Lindt mit Liebe gemacht Kasekuchen-Mandarine. Obie pokochałam, jednak żadnej z nich obecnie dostać nie idzie. Podobny Lindt został wprowadzony jako nowość, którą zdobyłam, ale na którą patrzyłam podejrzliwie. Fakt, uwielbiam płaską wersję Creation, a nowe bojkotuję, ale... w tym przypadku "kapsułki" były chyba najlepszym rozwiązaniem - wszak chodziło głównie o sernikowe nadzienie. Otwarciu dzisiejszej towarzyszyła więc niepewność, ale niewątpliwie i radość. Tym bardziej, że z czasem miałam otworzyć sernikowego Wedla i czekoladę z Lidla.

Lindt Creation Kasekuchen-Mandarine mit Mandarinenstucken to mleczna czekolada z nadzieniem sernikowym (46%) i granulatem mandarynkowym.

Od razu po otwarciu poczułam intensywny, jednoznaczny zapach kwaskowatego sernika ze skórką pomarańczy. Otulała to słodziutka, mleczna czekolada.

W dotyku czekolada wydała mi się tłusta, ale nie miękka, łamała się lekko chrupiąc i zachowując formę.
W ustach czekolada była kremowo tłusta, jak to mleczny Lindt. Rozpływała się w umiarkowanym tempie, uwalniając nadzienie, z którym tworzyła lepiszczą masę. Nadzienie było tłuste w mniej przyjemny sposób, doszła bowiem do tego przesadna proszkowość. Jej poczucie napędzała spora ilość granulek, które proszkowo chrzęściły, ale i rozpływały się. Nie były to drobinki mandarynek.

W smaku przeważała bardzo słodka i bardzo mleczna czekolada z delikatniusią sugestią kakao. Początek należał do niej, aż w końcu zaczęła dopuszczać lekki kwasek nadzienia.

Był to kwasek jogurtowy, ale i przywodzący na myśl sernik. Znalazło się w tym sporo cytrusowości, takiej przemieszanej. Pomarańcza, cytryna i coś cytrusowo-jogurtowego. Nie był jednak mocny, a zespojony z silną słodyczą.

Nadzienie było bowiem także bardzo mleczno-słodkie, co łączyło się z czekoladą. Dzięki temu nie było przesadzonego kontrastu, a wyważenie.
Niestety, słodycz napędzały także granulki. Owszem, były i kwaśne, ale tak "słodyczowo kwaśne". Smakowały niemal cukrowo pomarańczowo-cytrynowo, za słodziaśnie, aż nieco sztucznie. Wyłaziła przy tym wanilinowata nuta nadzienia, co działało na jej niekorzyść. Mandarynki zginęły w ogólnej cytrusowości.

Po zjedzeniu pozostał posmak mlecznej słodyczy czekolady, ale i serniczkowo-cytrusowy. Było to kwaskowate, raczej naturalne, ale też odrobinkę podkręcone (wychwyciłam olejek pomarańczowy). Za słodko, ale z  przełamaniem,więc nie tak źle. Całość wyszła tłusto, mało soczyście, ale przyjemnie cytrusowo-jogurtowo-sernikowo.

Muszę przyznać, że czekolada wyszła smacznie i autentycznie sernikowo. Miała swój urok jak sernikowe Góralki (nie smakowała jak one, nie była chemiczna, ale... o urok, klimat chodzi), ale zabrakło jej smaku mandarynek, za którą pokochałam "kapsułkową wersję". Prawda, że było ich tam strasznie mało, ale były to prawdziwe farfocle, a nie jakiś granulat. Chyba też przez niego nowe nadzienie wyszło bardzo proszkowo, a nie jak dawne - jak grudkowaty sernik. To na pewno też kwestia formy kostek.
Czekolada udana, ale gorsza od pierwowzoru i nie do końca zgodna z tytułem. Kojarzyła mi się bardziej z amerykańskimi "lemon cheesecake".


 ocena: 7/10
kupiłam: od osoby prywatnej
cena: ok.15 zł (za 150g, ale nie wiem, ile jest warta)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, olej palmowy, miazga kakaowa, jogurt z odtłuszczonego mleka w proszku, laktoza, sproszkowany twaróg 3%, granulat mandarynkowy 2% (syrop glukozowy, koncentrat soku z mandarynek 25%, cząstki pomarańczowe, pektyna), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, koncentrat soku cytrynowego, wanilina

niedziela, 26 sierpnia 2018

Zotter Labooko Low Carb Dark ciemna 75 % ze słodzikiem

Nie lubię słodzików, więc i czekolady z nimi mnie nie ciekawią. Dzięki kawiarniom Legal Cakes i Cakester odkryłam jednak, że czasem coś ze słodzikiem może posmakować także mi. Ciemne czekolady Zotter ciekawią mnie jednak wszystkie, z czym by one były (a najbardziej czyste, ale to szczegół).

Zotter Labooko Low Carb Dark to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao, słodzona erytrytolem.

Po otwarciu poczułam bardzo delikatny, ale przyjemny zapach. Przeplatały się w nim stateczne nuty kory, drzew i chodnika po deszczu. Ten ostatni to bardziej taki "klimat zawilgocenia", chłodek, bo ogólnie palenie też było czuć, ale wydźwięk wydał mi się właśnie wilgotny. Poczucie to dodatkowo splatał całkiem wyraźny motyw piernika z powidłami śliwkowymi lub... wiśniowymi?

Bardzo ciemna tabliczka głośno trzaskała. W dotyku i w przekroju wydawała mi się gładka, choć dostrzegłam lśniące drobinki - najpewniej słodzik.
W ustach rozpływała się w sumie łatwo, ale straszliwie powoli, w paskudny sposób. Była bowiem oleiście tłusta, trochę maślana i wodnista. Ta tłustość przy jej smaku była wręcz obleśna.

W pierwszej chwili po zrobieniu kęsa przywitała mnie znikoma, bardzo łagodna gorzkość. Miała dymno-asfaltowy wydźwięk, jednak sama w sobie szybko odpuściła, gdyż pojawiła się inna nuta.

Po paru sekundach, niczym strzała, wbiła się w to mglista, chłodząca słodycz. Nie była taka oczywista, choć w pierwszej chwili wyraźnie zaznaczyła się jako strasznie słodka słodzikowość, a potem trochę się rozeszła i pozostała jako deszczowa mgiełka i lekowo słodki akcent. To też taka słodka sugestia kwasku leków. Słodycz była niska, ale drażniąca. Chwilami pojawiały się w niej sugestie strasznie wodnistych wiśni / śliwek.

Przy schłodzeniu i mgiełkowości gorzkość stała się gorzkawością, a potem na długo neutralnością. Skojarzyła mi się z zimnym masłem, jednak nuta palenia w końcu podjęła z tym walkę.

Poczułam mdłe orzechy, coś orzechowo-oleistego (jak jakiś olej orzechowy?), a potem dym. Coraz więcej dymu. Dym, wraz z chłodkiem, starał się nakreślić jakiś piernikowy smaczek, w czym usiłowały mu pomóc nuty lekko owocowe. To takie "przymglone" w smaku powidła... Mieszanina śliwek i wiśni. Im bliżej było końca, tym robiły się bardziej wyczuwalne, ale ogólnie bez szału (bo trzeba było jakoś do tej chwili dotrwać).

W posmaku pozostawała dymność, sugestia niemal pikantnego piernika, ogólna tłusta neutralność i posmak słodziku, mimo że ogólnie słodycz była bardzo niska. Oprócz tego poczucie zatłuszczenia, zaoliwienia.

Czekolada niezbyt mi smakowała, nie odpowiadała mi też jej struktura. Nie mogę powiedzieć, by była całkiem tragicznie zrobiona, bo to jednak specyfika słodziku, a i nie było go aż tak dużo, jednak czuję, że Zotter zawalił proporcje miazgi i tłuszczu kakaowego. Ta cała nijakość w połączeniu ze słodzikiem była prawie obleśna, a gdyby tak nuty dymnego piernika z powidłami, śliwkami, wiśniami rozwinęły się bardziej... mogłoby być smacznie.
W pierwszej chwili wydała mi się okropna, próbowałam się wczuć, wyczuć coś pod słodzikiem i tłuszczem, ale całej nie dałam rady. Nie pasowała mi. To pierwszy taki ciemny Zotter Labooko.
A miałam spróbować dla porównania czekoladę ze słodzikiem Manufaktury Czekolady, ale... teraz to się boję.


 ocena: 5/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 471 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, substancja słodząca: erytrytol; tłuszcz kakaowy

sobota, 25 sierpnia 2018

Ritter Sport Kaffesplitter ciemna 50 % z kawałkami karmelizowanych ziaren kawy

Są takie marki czekolad, które pewnymi smakami potrafią mnie skłonić do spróbowania, mimo że ogólnie żywię do nich niechęć. Doskonałym przykładem takiej będzie Ritter Sport - nigdy specjalnie nielubiany. Mam jednak to szczęście, że moja Mama lubi różnorodność w słodyczach i czasem zdarza jej się kupić coś, co właśnie i mnie trochę zaciekawi.

Ritter Sport Kaffeesplitter to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z kawałkami karmelizowanych ziaren kawy.

Po otwarciu wszędzie rozszedł się mocny zapach ziaren kawy w słodkim, ale nie nachalnym otoczeniu czekolady.

Ciemna tabliczka łamała się bez trzasku, mimo że była twarda. Wydała mi się tłusta w dotyku i krucha, jeśli chodzi o strukturę.
Po tym, jak kawałek spoczął na języku, doznałam szoku. Otóż czekolada okazała się synonimem najeżenia. Była bowiem pełna ostro-twardej drobnicy - do tego stopnia, że wydała mi się zbitką kryształko-kawałeczków zlepionych czekoladą w sposób kojarzący się z tworami typu szyszki. Czekolady ni jak nie dało się choćby trochę zgryźć z wierzchu. Ostre kawałki bardziej niż z kawą kojarzyły mi się z kryształkami cukru. Chrupały i chrzęściły, choć częściowo były twarde. Skarmelizowano je przesadnie (złe proporcje: ogrom cukru, mało kawy) i także przesadnie podrobiono.

Już w momencie odgryzania kawałka zwróciłam uwagę głównie na słodycz. W ustach po chwili rozchodziła się słodycz czekolady, która nie wydała się mi specjalnie ciemnoczekoladowa, choć rzeczywiście trochę kakaowa, może wręcz "słodko kakałkowa". Żadnej gorzkości, żadnej cierpkości.

Szybko rosła cukrowość nasilająca się przy niemal natychmiast wyłaniających się drobinkach. Pojawiał się w tym trochę palony motyw, jednak nie zrobiło się karmelowo. Czułam cukier. Podczas rozgryzania mikroskopijnych chrupaczy cukrowość wzrastała w towarzystwie gorzkości ziaren kawy. Te smaki były niestety wyrównane, przez co kawa wyszła jakoś mało charakternie. Podkreśliła jednak kakao, więc nie wyszło jedynie cukrowo.

Kawę, cały czas plączącą się w tle daleko za cukrem, wyraźniej poczułam na koniec, gdy czekolada uwolniła dużo drobinek, cukier z nich się rozpuścił, a ja rozgryzłam ich większą ilość na raz. Palono gorzki smak kawy wybił się wreszcie. Biorąc pod uwagę mocno kawowy zapach, dziwi mnie że nie wyszło równie mocno kawowo w smaku, a tylko pod koniec. Szkoda.

W posmaku pozostawała kawa właśnie, wraz z jej gorzko-kwaskowatym smaczkiem, oraz poczucie zacukrzenia. Było spotęgowane kontrastem z kawą.
Oprócz tego czułam, że moje podniebienie i język nie życzą sobie ani odrobiny więcej takich doznań już po pierwszym kontrolnym gryzie (a więc niecałej kostce). Drobnica drapała w naprawdę niemiły sposób, więc to chyba raczej tabliczka do chrupania... Jako że ja nie gryzę czekolady i nie lubię zbyt najeżonych, skończyłam na dwóch kostkach.

Smakowo wyszło nieźle, choć zdecydowanie za słodko (no ale przynajmniej kawa nie wyszła jakoś tanio jak w Baronie ), ale struktura to tragedia. Ja bym dodała większe kawałki ziaren zamiast takiej drobnicy i na pewno bym tego aż tak nie karmelizowała, bo kawalątki kawy w cukrze to nic fajnego.
Mamie, która nie lubi ciemnych czekolad (woli słodkie) smakowała; stwierdziła, że bardzo ciekawa, ale bała się zjeść jej więcej niż trzy kostki w obawie o zęby.
Nie ma to jak zrobić czekoladę nie do jedzenia.


ocena: 5/10
kupiłam: podkradłam Mamie
cena: -
kaloryczność: 522 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, posiekane karmelizowane ziarna kawy (cukier, prażona kawa 4%, olej słonecznikowy), tłuszcz kakaowy, masło klarowane, lecytyna sojowa

piątek, 24 sierpnia 2018

Chocolatier Alexandre Tanzania 70 % Forastero ciemna z Tanzanii

Mam takie zboczenie, że zupełnie nowe marki wolę poznawać przy znanym regionie. Żeby wychwycić to, co już znam, a specyfikę danego producenta? W sumie sama nie wiem. Alexandre jawiła mi się jako marka-widmo, bo prawie nic nie mogłam o niej w internecie znaleźć. Z Sekretów Czekolady dowiedziałam się tylko, że to naprawdę wychwalana marka z Holandii, co najpierw trochę mnie onieśmieliło. Z posiadanych czterech tabliczek jako region Ekwador znałam bardzo dobrze, ale nie miałam na niego ochoty, Nikaragua to rzadkość, Wietnam postanowiłam zostawić sobie na koniec, więc padło na Tanzanię.

Chocolatier Alexandre Tanzania 70 % Forastero to ciemna o zawartości 70 % kakao forastero z Tanzanii z wioski Makwale z regionu Kyela.

Nie podobało mi się nowocześnie wyglądające opakowanie, otwierające się jak książka i to, że czekoladę zapakowano w plastikowe "pudełeczko", ale trudno.

W chwili otwarcia plastikowego opakowania poczułam niemal octowy kwasek. Po wyjęciu i powąchaniu tabliczki, natężenie wyczuwalnej woni wydało mi się zbyt delikatne. Niemal kwiatowo-zwiewne. Kwasek zrobił się niejednoznaczny, może trochę bardziej owocowy. Najpierw pomyślałam o jakiś żółtych, np. morelach, ale w trakcie degustacji doszłam do wniosku, że cała ta delikatność, zwiewność, a jednak nie lekkość najbardziej przypomina gruszki. Rysowało się to na słodziutkiej bazie kojarzącej się z kremem orzechowo-czekoladowym rozsmarowanym na kromce chleba. "Chleb" można jednak zaliczyć jako nuty bardziej rozgrzane, drzewne (chodzi mi o to, że nuty specjalnie chlebowe nie były).

Bardzo ciemna, miejscami lśniąca tabliczka nie była zbyt twarda, choć wydała mi się zbita. Jej trzask był jakby zgłuszony, ale porządny. Przełamanie ujawniło przekrój, w którym ze zgrozą dostrzegłam sporo błyszczących kryształków cukru.
W ustach rozpływała się łatwo, kremowo tłusto i tak, jakby chciała chrzęścić. Nie była idealnie gładka, ale też nie szorstka czy specjalnie pylista. Co jakiś czas trafiałam na drobinki cukru.

Gdy tylko umieściłam kawałek w ustach, wydał mi się bardzo słodki. Była to słodycz lekko opalonego karmelu i suszonych fig. Karmel zaczął robić się jakby zamglony, trochę słodzikowy, a figi rozkręcały się. Słodziutkie, a jednak trochę... podkwaszone?

Wraz z nimi rozeszły się i inne słodkie owoce. Najpierw pomyślałam o suszonych morelach, ale i wielu innych, niejednoznacznych owocach świeżych (żółtych?). Wraz z kolejnymi kostkami doszłam do wniosku, że mogły to być delikatne w smaku gruszki.

Figowo-karmelowa słodycz niewątpliwie miała ciepły wydźwięk i w połowie rozpływania się kęsa ta "ciepłość" budowała bardziej drzewne nuty w tle. Od tego też rozszedł się niezwykle jednoznaczny, wyrazisty smak słodkiego kremu orzechowo-czekoladowego, którego ktoś nie żałował, rozsmarowując na kromce chleba.

Podsuszaność, lekki kwasek owoców, poczucie konkretu, ale jednak dominująca słodycz podrzuciła następnie skojarzenie z wiśniami. Przez pewien czas to właśnie wiśnie dominowały. Robiły jakieś aluzje do wina, ale były głównie po prostu wiśniami.
Ulotny posmak octu balsamicznego przekierował moje myśli ku słodkiemu kompotowi wiśniowemu. Wiśnie zgarnęły owocowość i ciepło. Zeszły się ze słodkim smarowidłem i zaczęły odpuszczać na rzecz konkretniejszej nuty.

Gdy kawałek czekolady robił się coraz mniejszy, palona nuta rosła. Odłączała się od słodyczy, roztaczała subtelną gorzkawość. Gorzkawość należała do rozgrzanych słońcem drzew, może też odrobinki prażonych orzechów.

To właśnie taka gorzkawość, poczucie palenia pozostawały w posmaku na długo. Pojawiało się też poczucie słodzikowości. Trochę zaznaczał się jeszcze przy nich akcent suszonych owoców i "wiśniowego octu", ale naprawdę delikatnie.

Całość wyszła przede wszystkim słodko, choć nie przesłodzono. Słodycz miała szlachetny, "ukryty" charakter. Należała kolejno do karmelu, fig, żółtych owoców (słodko-wodniste gruszki, morele), kompotu wiśniowego. Także słodka nuta smarowidła orzechowo-czekoladowego otworzyła wprawdzie drogę gorzkawo-palonemu smakowi, a słodkie wiśnie podrzucały octowo-winne skojarzenia, ale były za ulotne, ażeby przełamać ogólnie słodki klimat. Najwięcej kwasku doszukałam się w zapachu, bo podczas jedzenia... właściwie nie, a gorzkość... to też raczej jedynie gorzkawość na końcówce. Tak więc tabliczka wyszła bardzo przystępnie i spokojnie. Chciałoby się powiedzieć "wyważona", ale tylko w kwestii kwasek-gorzkawość, bo przecież to słodycz przeważała.

Czułam w niej podobne nuty co w innych tanzańskich, a więc bardzo smakowite, ale Alexandre wyszła według mnie bez charakteru, niezgrana. Karmel i alkohol jak w Domori Morogoro Tanzania 70 %, ale podlinkowana o wiele cudowniej rozwinęła alkoholowe nuty, dorzucają kawę, dym, przyprawy i soczystość owoców. Żółte owoce i smarowidło było też w Original Beans Cru Udzungwa 70 %, ale OB mimo silnej słodyczy wyszła charakternie, co ukoronowały "piwne" nibsy. Karmel, orzechowy krem, gruszki i ocet kojarzył się z Pralus Tanzanie Forastero 75 %, ale podlinkowany właśnie cudnie rozwinął ten ocet i dodał całą gamę pikanterii i owocowego kwasku. Każda z nich miała "to coś", którego zabrakło dzisiaj opisywanej.
Było mi za słodko, a bez wyrazu. Moje poirytowanie (ale i poczucie, że "za słodko") zwiększała struktura. Nie podobała mi się tłustość i ordynarna obecność cukru (może nie było go aż tak dużo, ale denerwował).


ocena: 6/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa

czwartek, 23 sierpnia 2018

Zotter Labooko Peru Milk 45 % mleczna

Uwielbiam peruwiańskie kakao, ale zawsze jakoś trudno jest mi sobie wyobrazić, jak odnajdzie się w duecie z mlekiem. To może wyjść na tyle sposobów, że aż trudno coś obstawiać. W przypadku dzisiaj prezentowanej postanowiłam nie obstawiać, a spróbować, bo mleczne Labooko zawsze jakoś pomijam. Tym bardziej, że tę zrobiono z kakao criollo i trintario od kooperatywy Oro Verde, skąd jadłam już Zotter Labooko Peru "Oro Verde" 75 %.

Zoter Labooko Peru Milk 45 % to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao criollo i trinitario z Peru.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach mleka z mocną słodyczą wanilii oraz niemal pudrową. Ta pudrowość była wręcz cukierkowa, kojarzyła mi się z czymś słodkim i malinowym / truskawkowym. Z tyłu zaznaczała się i pewna rześkość - niemal cytrusowa? Przez połączenie z ogromem mleka pomyślałam o maślance.

Tabliczka o intensywnie brązowym kolorze trzaskała, była dość twarda. W przekroju wydała mi się nieco krucho-ziarnista, ale w ustach rozpływała się przyjemnie kremowo, tłusto w mlecznym kontekście. Nie była jednak idealnie gładka, dzięki czemu ta tłustość się aż tak nie narzucała.

W smaku okazała się spokojna, przede wszystkim słodka. Przewodziła nuta karmelu, takiego lekko opalonego. Zaraz za nim stała wanilia.

Obie te słodkie nuty wkomponowane w mleko przywodziły na myśl jakiś... krem, budyń najwyższej klasy. Gdy tak rosło poczucie śmietankowości, pomyślałam o lukrze lub o bardzo słodkich lodach włoskich. Karmel jednak bardzo to ocieplał, więc może jakieś (wyidealizowane) bezy z waniliowym kremem byłyby odpowiedniejszym porównaniem.

Z czasem przy karmelowej nutce pojawiła się sugestia orzechów. Niewątpliwie pochodziła od kakao, ale nie była to nawet gorzkość. Nugat, orzechy laskowe w karmelu - takie charakterniejsze, ale wciąż głównie słodkie.

Ta karmelowo-nugatowa słodycz serwowała także pewną pudrowość z zapachu. Do przesłodzenia jednak nie doszło, bo nierozerwalna z nią wydała mi się też rześka nutka słodkich czerwonych owoców. Maliny, truskawki... To z kolei przypomniało mi bezowo-truskawkowego Lindta (raczej jego wyidealizowaną wersję).

Leciutka rześkość tonęła w słodkim, waniliowo-mlecznym tworze. Mieszały się ze sobą, by wraz z nieco charakterniejszą, karmelowo-orzechową nutką pozostać w posmaku jeszcze na parę chwil.

Czekolada była smaczna, ale bez większego zachwytu. Czuć w niej kakao, ale i tak wyszła głównie słodko. Podobały mi się jednak nuty jej słodyczy oraz to, że pokazała, iż nawet "podchodzenie pod bezę" może wyjść przyjemnie. Żałuję jednak, że nie poszła bardziej w kierunku zapachu, nuty owoców się nie rozwinęły.
Czy miała nuty Oro Verde 75%? W ciemno bym ich nie skojarzyła, ale wróciwszy do recenzji... No co, jak nie nugatowo-pralinowe i czerwonoowocowe nuty tu czułam? Tylko, że Peru 45 % skupiła się bardziej na mleku i słodyczy, która z tym mlekiem cudnie się łączyła.


 ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 504 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, pełny cukier trzcinowy, sól, wanilia

----------------------

Aktualizacja z dnia 31.03.2019:

Zajęłam się ostatnio pisaniem tekstów dla Bio Kredensu, bez którego wiele pyszności od Zottera byłaby dla mnie poza zasięgiem, toteż ostatnio wpadło mi trochę tabliczek - w jednej recenzji we wstępie będzie o tym więcej, na razie jednak ważne jest tylko to, że do tej tabliczki wróciłam, mimo że nie planowałam. Ot, wpadła i... jedząc trochę mnie zdziwiła, a gdy sprawdziłam parę rzeczy, okazało się, że Zotter wprowadził zmiany.

Zoter Labooko Peru Milk 45 % to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao z Peru.

Wąchając tym razem, oprócz waniliowo-pudrowych nut, poczułam leciutki karmel czy nawet słodkie toffi.
Struktura bez zmian, acz ta mleczna tłustość skojarzyła mi się wręcz ze ślisko-zalepiającym mlekiem skondensowanym / budyniem z odrobinkę proszkowym efektem.
W pierwszej chwili jej słodycz wydała mi się rześko-ulotna, jakby kwiatowa, po której niemal natychmiast, niczym rosa po płatkach kwiatów, spłynął słodki, maślany karmel, a właściwie... Toffi. W odważnej asyście wanilii.

Oto od smaczku śliskiego, słodziutkiego toffi buchnęło mleko. Ogrom słodkiego, skondensowanego mleka karmelowego. Skojarzyło mi się z lodami, było takie... zwiewniejsze, "chłodkowate"... ale też trochę przywodzące na myśl gęsty waniliowy budyń na śmietance.
Mniej więcej w połowie słodycz zrobiła się za silna, wanilia z mlekiem karmelowym stanęły na pierwszym planie. Przy wanilii plątała się lekka pudrowość (jak cukier puder czy coś).

Lekka karmelowość wyłuskała skądś cieplejszy motyw orzechów, pod koniec palona słodycz przybrała więc lekko orzechowo-kakałkowy wyraz. Nie gorzkość jednak. Tylko trochę spoważniała. Zasugerowała kawę karmelową?

W posmaku pozostała prawiegorzkawość, jak również słodycz toffi i śmietankowo-mleczny karmel, dużo wanilii, a także skojarzenie z lodami waniliowymi, pewna pudrowość. Czułam się zasłodzona i zatłuszczona.

Nowa wersja okazała się o wiele bardziej toffi, skondensowana i waniliowa. Owocowa namiastka zaniknęła zupełnie - chyba zmieniła się w rześkość (lodów). Na pewno całość wyszła bardziej słodko, ale właśnie w tym kontekście, nie zaś pudrowo-bezowym.
Szkoda mi owoców, choć cieszę się, że obyło się bez bez (hue hue). Dalej nudno-smaczna, choć inna. Przy tym jednak świetnie czuć, jak drobna zmiana (np. kolejność wanilii i soli, nie wiem, jak z resztą, gdy o proporcje chodzi, bo kaloryczność mocno podskoczyła) wpływa na całą czekoladę. I obrazuje, że Zotter ciągle stara się udoskonalać swoje receptury (ja tam podwyższyłabym zawartość kakao i spokój).


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl (dostałam)
cena: (normalnie 16 zł)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, pełny cukier trzcinowy, wanilia, sól

środa, 22 sierpnia 2018

Pacari Ginger & Chia ciemna 60 % z Ekwadoru z imbirem i chia

Z Pacari z dodatkami lecę trochę według dat, a trochę "tematycznie", bo pierwsze mnie nie goniły, a drugie... No, zawsze są jakimiś wytycznymi pomagającymi w sytuacji, gdy jest mi obojętne, którą otworzę, bo jestem pewna, że wszystkie mi posmakują. Dlaczego z imbirem? A, ostatnio parę ostrzejszych tabliczek mi się trafiło, to i po taki dodatek mogłam sięgnąć. Nawet obecność nielubianych chia mnie nie zniechęcała.

Pacari Ginger & Chia to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z Ekwadoru (miazga + tłuszcz) z imbirem i nasionami chia.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach niemal perfumowych kwiatów, które tym razem prezentowały się bardziej pudrowo. Ich wydźwięk wydał mi się bardzo mydlany w takim imbirowym kontekście (jak świeży - nie jest to wada, po prostu tak jego zapach mi się kojarzy). Charakterystyczna soczystość ziemi została wzbogacona o pikantniejszą, imbirową.

Ciemna, matowa tabliczka łamała się z trzaskiem, gdyż tradycyjnie była twarda. Nie wydała mi się krucha, mimo obecności porządnie wtopionych ziarenek chia. Na szczęście nie była nimi najeżona. Raz i drugi trafiłam na drobinkę i włókno imbiru, sprawiającego wrażenie zupełnie świeżego, ogólnie był jednak wmielony w masę.
W ustach rozpływała się raczej powoli, łatwo. Tłustawa i lekko szorstko-proszkowa czekolada wraz ze śliskimi nasionkami chia tworzyły wodnisty klimat, jednoznacznie kojarzący mi się z rosą.

W smaku od pierwszej chwili czułam znaczącą, ale subtelną i poważną słodycz. Był to palony i jakby zamglony, skryty karmel. Zamgliły go, próbowały ukryć, a może i rozmyły takie mydlano-kwiatowe nuty.

Bardzo szybko zaznaczała się ciepła ostrość imbiru. Nie była bardzo mocna, ale nakręcała powagę czekolady. Gorzkawość wydała mi się dymno-ziemista, której to ziemistości ostrość nie odstępowała ani na krok. Lekko cytrusowa nuta wpisała się w smak imbiru. Miałam wrażenie, że czuję nie tylko pikantną przyprawę, ale i soczysto-mydlany świeży imbir. Cytrusowa rześkość zespojona z nieoczywistą słodyczą kwiatów szybko robiła się wyraźnie wyczuwalna.

Wspomniana nieoczywista słodycz w późniejszym etapie rozpływania się kostki wydała mi się zawilgocona, rozwodniona. Przy rozgryzaniu chia miałam wrażenie, że kwiaty to bardziej... badylki i trawa pokryte rosą. Chia specyficznym nasionkowym posmakiem łączyły się z ziemią porośniętą młodą trawką. Nie zgodzę się z twierdzeniem, że chia nie mają smaku. Według mnie taki swoisty smaczek mają. Normalnie czułam rosę!

A tu za tym subtelna ostrość imbiru. Mimo ogólnej słodyczy, mydlaności, zawilgocenia przypominała o mocniejszym charakterze kakao. Dym i ziemia ogrzane w niemal korzenno-karmelowym kontekście pozostawały w posmaku z nasionkami.

Ta czekolada to... poranek na łonie natury przed jakąś niebezpieczną, poważną wyprawą. Czuć charakter, ale jeszcze jest ta chwila spokoju, cisza przed burzą. Wyszła subtelnie, spokojnie, jednak mimo silnej słodyczy i rześkości, wydźwięk miała poważny. Imbir i chia przemodelowały klimat tak, że czekolada zeszła na dalszy plan, bez którego jednak nic innego by nie istniało.

Czekolada smakowała mi, ale wielkiego wrażenia nie zrobiła. Chia wniosły śmieszne poczucie rosy i badylkowości, a imbir ciekawie zmienił karmel i kwiaty, ale... imbir w Pacari wyobrażałabym sobie jednak w bardziej ostro-ziemistym wydaniu, a nie takim subtelnym, słodkim.
Osobiście nie odpowiadały mi chia (nie lubię tego dodatku, no!), nie obniżam jednak oceny za ich obecność i strukturę (to w końcu tabliczka z chia), ale na ocenę przełożyło się to, że jakby rozwodniły czekoladę.

Przypomniała mi się Pacari Raw Maca + Coconut Sugar  - maca i imbir pewnie można by jakoś porównać, jedno i drugie wpisuje się w sumie w korzenne klimaty. Tylko, że właśnie: Raw Maca była taka gorzko-korzenna, a Ginger & Chia delikatna i wodniście-trawiasta przez chia, przez co chyba wypadła najsłabiej z jedzonych dotychczas Pacari.


ocena: 7/10
kupiłam: pralineria Neuhaus (za czyimś pośrednictwem - dziękuję!)
cena: 19 zł
kaloryczność: 564 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, nasiona chia 2%, imbir liofilizowany 1,5%, lecytyna słonecznikowa