poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Lindt Creation Kasekuchen-Mandarine mleczna z kremem sernikowym i mandarynkami

Dobre serniki uwielbiam, do rzeczy sernikowych mam słabość, mimo że nie zawsze wychodzą i... po prostu jest ich strasznie mało. Zotter Cheese-Walnut-Grapes była jednym z pierwszym jedzonych przeze mnie Zotterów i jedną z dwóch sernikowych, jakie jadłam. Druga to Lindt mit Liebe gemacht Kasekuchen-Mandarine. Obie pokochałam, jednak żadnej z nich obecnie dostać nie idzie. Podobny Lindt został wprowadzony jako nowość, którą zdobyłam, ale na którą patrzyłam podejrzliwie. Fakt, uwielbiam płaską wersję Creation, a nowe bojkotuję, ale... w tym przypadku "kapsułki" były chyba najlepszym rozwiązaniem - wszak chodziło głównie o sernikowe nadzienie. Otwarciu dzisiejszej towarzyszyła więc niepewność, ale niewątpliwie i radość. Tym bardziej, że z czasem miałam otworzyć sernikowego Wedla i czekoladę z Lidla.

Lindt Creation Kasekuchen-Mandarine mit Mandarinenstucken to mleczna czekolada z nadzieniem sernikowym (46%) i granulatem mandarynkowym.

Od razu po otwarciu poczułam intensywny, jednoznaczny zapach kwaskowatego sernika ze skórką pomarańczy. Otulała to słodziutka, mleczna czekolada.

W dotyku czekolada wydała mi się tłusta, ale nie miękka, łamała się lekko chrupiąc i zachowując formę.
W ustach czekolada była kremowo tłusta, jak to mleczny Lindt. Rozpływała się w umiarkowanym tempie, uwalniając nadzienie, z którym tworzyła lepiszczą masę. Nadzienie było tłuste w mniej przyjemny sposób, doszła bowiem do tego przesadna proszkowość. Jej poczucie napędzała spora ilość granulek, które proszkowo chrzęściły, ale i rozpływały się. Nie były to drobinki mandarynek.

W smaku przeważała bardzo słodka i bardzo mleczna czekolada z delikatniusią sugestią kakao. Początek należał do niej, aż w końcu zaczęła dopuszczać lekki kwasek nadzienia.

Był to kwasek jogurtowy, ale i przywodzący na myśl sernik. Znalazło się w tym sporo cytrusowości, takiej przemieszanej. Pomarańcza, cytryna i coś cytrusowo-jogurtowego. Nie był jednak mocny, a zespojony z silną słodyczą.

Nadzienie było bowiem także bardzo mleczno-słodkie, co łączyło się z czekoladą. Dzięki temu nie było przesadzonego kontrastu, a wyważenie.
Niestety, słodycz napędzały także granulki. Owszem, były i kwaśne, ale tak "słodyczowo kwaśne". Smakowały niemal cukrowo pomarańczowo-cytrynowo, za słodziaśnie, aż nieco sztucznie. Wyłaziła przy tym wanilinowata nuta nadzienia, co działało na jej niekorzyść. Mandarynki zginęły w ogólnej cytrusowości.

Po zjedzeniu pozostał posmak mlecznej słodyczy czekolady, ale i serniczkowo-cytrusowy. Było to kwaskowate, raczej naturalne, ale też odrobinkę podkręcone (wychwyciłam olejek pomarańczowy). Za słodko, ale z  przełamaniem,więc nie tak źle. Całość wyszła tłusto, mało soczyście, ale przyjemnie cytrusowo-jogurtowo-sernikowo.

Muszę przyznać, że czekolada wyszła smacznie i autentycznie sernikowo. Miała swój urok jak sernikowe Góralki (nie smakowała jak one, nie była chemiczna, ale... o urok, klimat chodzi), ale zabrakło jej smaku mandarynek, za którą pokochałam "kapsułkową wersję". Prawda, że było ich tam strasznie mało, ale były to prawdziwe farfocle, a nie jakiś granulat. Chyba też przez niego nowe nadzienie wyszło bardzo proszkowo, a nie jak dawne - jak grudkowaty sernik. To na pewno też kwestia formy kostek.
Czekolada udana, ale gorsza od pierwowzoru i nie do końca zgodna z tytułem. Kojarzyła mi się bardziej z amerykańskimi "lemon cheesecake".


 ocena: 7/10
kupiłam: od osoby prywatnej
cena: ok.15 zł (za 150g, ale nie wiem, ile jest warta)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, olej palmowy, miazga kakaowa, jogurt z odtłuszczonego mleka w proszku, laktoza, sproszkowany twaróg 3%, granulat mandarynkowy 2% (syrop glukozowy, koncentrat soku z mandarynek 25%, cząstki pomarańczowe, pektyna), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, koncentrat soku cytrynowego, wanilina

12 komentarzy:

  1. Kurczę, rzeczywiście masz słabość do serników. Podziwiam jednak, że przeżyłaś Wedlową czekoladę i lidlową... (podejrzewam, że jesteś już po degustacji). Teraz to dopiero nabrałam do Ciebie szacunku ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego podziwiasz? Zakładasz dobrze, ale... O ile lidlową uznałam za całkiem spoko, tak Wedel naprawdę mi smakował (tak jak Tobie kojarzył mi się z sernikowymi Góralkami, a wiesz, że one też mi smakowały).

      Usuń
    2. Teraz to dopiero namieszałaś mi w głowie... zatem potulnie czekam na recenzję! ^^

      Usuń
    3. Biedactwo! Poczekasz trochę, bo Wedel dopiero... w listopadzie. Sama siebie przerażam tą kolejką wpisów.

      Usuń
    4. Biedactwo poczeka, zobaczysz zleci :D Coraz krótsze dnie, damy radę ;)

      Usuń
  2. Nie wiem po jakiego grzyba tak na siłę wciskają cytrusowe akcenty do sernikowych słodyczy! Sernik z nutą cytryny/pomarańczy to dla mnie profanacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tego nie rozumiem. Nigdy nie lubiłam serników ze skórką pomarańczy i też to uważam za profanację, ale jadłam też sernik z kremem lemon curd na wierzchu i to było dobre.
      Pewnie tak na siłę pchają, żeby mieć usprawiedliwienie, że kwasek napędzany czymś innym, niż nabiałem.

      Usuń
    2. Lemon curd jest niezły, ale jakoś nie widzę go w serniku - raczej w cieście kruchym. Mi do sernika pasują jagody, truskawki albo mango! Oj byłoby cudownie zjeść czekoladę z nadzieniem z sernika i mango.

      Usuń
    3. Ja nie cierpię kruchego ciasta, więc... :P
      A właśnie mi ani jagody, ani truskawki. Jeden sernik z mango jadłam i... jakoś bez szału. Chyba i truskawki, i mango za bardzo lubię na surowo, świeże, a nie tak w czymś.

      Usuń
  3. Znam osobę, która byłaby zainteresowana tą czekoladą :D

    OdpowiedzUsuń
  4. My też mamy słabość serników i chętnie byśmy tą czekoladę spróbowały skoro Tobie smakowała :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Granulki zdecydowanie do wywalenia, ale całokształt barrrdzo na tak.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.