Lindt Creation Kasekuchen-Mandarine mit Mandarinenstucken to mleczna czekolada z nadzieniem sernikowym (46%) i granulatem mandarynkowym.
Od razu po otwarciu poczułam intensywny, jednoznaczny zapach kwaskowatego sernika ze skórką pomarańczy. Otulała to słodziutka, mleczna czekolada.
W dotyku czekolada wydała mi się tłusta, ale nie miękka, łamała się lekko chrupiąc i zachowując formę.

W smaku przeważała bardzo słodka i bardzo mleczna czekolada z delikatniusią sugestią kakao. Początek należał do niej, aż w końcu zaczęła dopuszczać lekki kwasek nadzienia.
Nadzienie było bowiem także bardzo mleczno-słodkie, co łączyło się z czekoladą. Dzięki temu nie było przesadzonego kontrastu, a wyważenie.
Niestety, słodycz napędzały także granulki. Owszem, były i kwaśne, ale tak "słodyczowo kwaśne". Smakowały niemal cukrowo pomarańczowo-cytrynowo, za słodziaśnie, aż nieco sztucznie. Wyłaziła przy tym wanilinowata nuta nadzienia, co działało na jej niekorzyść. Mandarynki zginęły w ogólnej cytrusowości.
Muszę przyznać, że czekolada wyszła smacznie i autentycznie sernikowo. Miała swój urok jak sernikowe Góralki (nie smakowała jak one, nie była chemiczna, ale... o urok, klimat chodzi), ale zabrakło jej smaku mandarynek, za którą pokochałam "kapsułkową wersję". Prawda, że było ich tam strasznie mało, ale były to prawdziwe farfocle, a nie jakiś granulat. Chyba też przez niego nowe nadzienie wyszło bardzo proszkowo, a nie jak dawne - jak grudkowaty sernik. To na pewno też kwestia formy kostek.
Czekolada udana, ale gorsza od pierwowzoru i nie do końca zgodna z tytułem. Kojarzyła mi się bardziej z amerykańskimi "lemon cheesecake".
ocena: 7/10
kupiłam: od osoby prywatnej
cena: ok.15 zł (za 150g, ale nie wiem, ile jest warta)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, olej palmowy, miazga kakaowa, jogurt z odtłuszczonego mleka w proszku, laktoza, sproszkowany twaróg 3%, granulat mandarynkowy 2% (syrop glukozowy, koncentrat soku z mandarynek 25%, cząstki pomarańczowe, pektyna), odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, koncentrat soku cytrynowego, wanilina
Kurczę, rzeczywiście masz słabość do serników. Podziwiam jednak, że przeżyłaś Wedlową czekoladę i lidlową... (podejrzewam, że jesteś już po degustacji). Teraz to dopiero nabrałam do Ciebie szacunku ;D
OdpowiedzUsuńDlaczego podziwiasz? Zakładasz dobrze, ale... O ile lidlową uznałam za całkiem spoko, tak Wedel naprawdę mi smakował (tak jak Tobie kojarzył mi się z sernikowymi Góralkami, a wiesz, że one też mi smakowały).
UsuńTeraz to dopiero namieszałaś mi w głowie... zatem potulnie czekam na recenzję! ^^
UsuńBiedactwo! Poczekasz trochę, bo Wedel dopiero... w listopadzie. Sama siebie przerażam tą kolejką wpisów.
UsuńBiedactwo poczeka, zobaczysz zleci :D Coraz krótsze dnie, damy radę ;)
UsuńNie wiem po jakiego grzyba tak na siłę wciskają cytrusowe akcenty do sernikowych słodyczy! Sernik z nutą cytryny/pomarańczy to dla mnie profanacja!
OdpowiedzUsuńTeż tego nie rozumiem. Nigdy nie lubiłam serników ze skórką pomarańczy i też to uważam za profanację, ale jadłam też sernik z kremem lemon curd na wierzchu i to było dobre.
UsuńPewnie tak na siłę pchają, żeby mieć usprawiedliwienie, że kwasek napędzany czymś innym, niż nabiałem.
Lemon curd jest niezły, ale jakoś nie widzę go w serniku - raczej w cieście kruchym. Mi do sernika pasują jagody, truskawki albo mango! Oj byłoby cudownie zjeść czekoladę z nadzieniem z sernika i mango.
UsuńJa nie cierpię kruchego ciasta, więc... :P
UsuńA właśnie mi ani jagody, ani truskawki. Jeden sernik z mango jadłam i... jakoś bez szału. Chyba i truskawki, i mango za bardzo lubię na surowo, świeże, a nie tak w czymś.
Znam osobę, która byłaby zainteresowana tą czekoladą :D
OdpowiedzUsuńMy też mamy słabość serników i chętnie byśmy tą czekoladę spróbowały skoro Tobie smakowała :D
OdpowiedzUsuńGranulki zdecydowanie do wywalenia, ale całokształt barrrdzo na tak.
OdpowiedzUsuń