środa, 1 sierpnia 2018

Rococo Roald Dahl Mr Twit's Beardy Breakfast mleczna 38 % z miodem, jogurtem, płatkami kukurydzianymi, chrupkami ryżowymi, kawałkami miodu, bananem, herbatą i solą

Zamawiając Rococo z serii inspirowanej twórczością Roalda Dahla trochę się pogubiłam. Myślałam, że jedna to ciemna, inna mleczna, a tu się białe trafiły i... Sięgając po dzisiejszą już nie wiedziałam, po co sięgam. Gdy okazało się, że nie jest to ciemna, ucieszyłam się. Dziwne? Nie, po prostu ciemne Rococo wychodzą słabo. Mleczna była wątpliwa, ale obecność bananów w składzie ugłaskało mnie i uwierzyłam, że może być smacznie. Uwielbiam banany i uważam, że w czekoladach niesłusznie są pomijane.
Tabliczka ta została zainspirowana nie tylko bananem (mimo że owoc zacny, nie przypisujmy mu aż takich zasług), a całym śniadaniem. Właściwie okruszkami po śniadaniach Pana Flei (ang. Mr Twit), które skryły się w jego brodzie (której oczywiście nigdy nie myje i nie czesze). Jest on bohaterem książki "Państwo Głuptakowie" (o małżeństwie największych obrzydliwców, którzy np. ciągle robią sobie jakieś dowcipy, nigdy się nie myją, z ptaków robią zapiekankę i nienawidzą dzieci).

Rococo Roald Dahl Mr Twit's Beardy Breakfast to mleczna czekolada o zawartości 38 % kakao z miodem, jogurtem, chrupiącymi płatkami kukurydzianymi, chrupkami ryżowymi, kawałkami chrupiącego miodu, bananem, (tzw. wędzoną) chińską herbatą lapsang souchong i solą morską.

Po otwarciu poczułam silny motyw wędzono-słony wkomponowany w dobrą, wyraźnie kakaową czekoladę mleczną. Zaczęło mi się to kojarzyć niemal serowo (z oscypkami), co podkreślała ziołowa nutka, choć i słodycz była znaczna. Właściwie było słodziuteńko, przesłodko, acz o ambitnym charakterze.

Przy łamaniu dość ciemna, cynamonowego koloru, tabliczka trzaskała i wydała mi się twardo-krucha.
W ustach była lekko tłustawa, rozpływała się jak te "bardziej cukrowe" mleczne czekolady ujawniając mnóstwo dodatków. Ich struktura zaskoczyła mnie pozytywnie, bo nie były za twarde, chrupały jak delikatne, świeże wafelki, mięknąc i coraz bardziej chrzęszcząc. Chrupiący miód zachowywał się podobnie, a między tym wszystkim plątały się małe kryształki soli.

Od pierwszej chwili po zrobieniu kęsa uderzył mnie miód. Mnóstwo miodu o ziołowo-charakternym, zacnie drapiącym smaku. Zdominował swą słodyczą wszystko inne i cudownie połączył się z mlekiem.

Tabliczka okazała się bardzo mleczna i to w niecodziennym kontekście. Jednoznacznie kojarzyła mi się z twarogiem.
Przywołało to wspomnienie jedzonych w dzieciństwie bułek z ogromną ilością białego sera i miodu (bardzo żywe, jednoznaczne skojarzenie). 

Obraz ten został podbudowany nutkami dobiegającymi z tła, a więc pewną "podsuszonością-ziołowością" (nie była to nuta ziołowa!), taką bardziej... suszoną wytrawnością? Z czasem, gdy kakao raz i drugi jakoś wyraźniej to podkreśliło, udało mi się wpaść na to, że to lekka nutka herbaty.
Także wędzony posmak się przy tym kręcił. On też oddziaływał na drugą "nutkę z tła", którą był "inny nabiał". Bliżej końca wychwyciłam subtelną jogurtowość, taką ociupinkę kwaskowatą (ale tak minimalnie, że prawie wcale).

Epizodycznie wędzonemu smakowi udawało się nawet wzbić ponad słodycz, gdyż cudnie podsycała go sól. Nie było jej bardzo dużo, ale trafiałam na nią w odpowiednich odstępach czasu. Takie słone szczypnięcia genialnie się w tym odnalazły.

Bardzo istotną rolę w smaku odegrały też chrupiące dodatki. Raz, że nakręcały skojarzenia z bułką, dwa: przełamywały słodycz, a trzy... smakowały samymi sobą po prostu. Wyraźnie czułam przewagę płatków kukurydzianych. Trafiałam też na bardziej kartonowy smak - pewnie kulki ryżowe. Jedne i drugie zacnie podkreślała sól. Potem była słodycz miodu, taka jakby trochę karmelowa (przy kawałkach miodu właśnie), ale raz i drugi bardziej rześka. To był pewnie banan, ale jego smak gubił się w miodzie.

Na końcówce znów wzmagał się właśnie smak miodu, choć już bez poczucia wszechobecnej słodyczy. Było oprócz tego przyjemnie wędzono, bardzo serowo-mleczne, a i z akcentami suszków (herbata i kakao?) oraz słono płatkowozbożowo.

Po wszystkim pozostawał posmak płatków kukurydzianych i kartonu, wędzoności, coś słonawego i poczucie konkretnego zacukrzenia bez takiego definitywnego, realnego zasłodzenia.

Czekolada wyszła bardzo ciekawie. Urokliwie, "klimatycznie", a zarazem nie tak znowu słodziaśnie czy dziecinnie. Całkiem sporo w niej charakternych elementów. Mimo że nie lubię chrupiących dodatków, te tutaj wyszły bardzo dobrze.
Żałowałam jednak, że całość to na nich się skupiła, a nie na bananach i jogurcie. Jogurt wiele wniósł, ale myślałam, że będzie bardziej jogurtowo (ale nie wiem, co w końcu bym wolała: twaróg czy jogurt). Podobnie z herbatą - ogromnie wiele wniosła, a ona sama jakoś... uchylała się. Najbardziej zawiódł mnie banan. Trochę go poczułam może dosłownie ze trzy razy, ale jakbym nie wiedziała, że jest w tej czekoladzie, to bym pewnie tego nie odnotowała. Mogli dać więcej banana zamiast chrupek ryżowych. Świetnie wyszły w niej płatki kukurydziane (Milko, ucz się!), ale właśnie z kolei do nich wolałabym więcej jogurtu jako jogurtu. Tak coś czuję, że najlepiej by było, gdyby zrobić z tego dwie różne tabliczki.

Mimo elementów przełamujących, ja czułam się jakaś zasłodzona... Niezbyt mi się to podobało, ale ogólnie czekolada zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Miód z twarogiem na bułce oraz "te wszystkie słone wędzoności", cornflaksy... Mniam, ale to taka tabliczka-ciekawostka na jeden raz, nie żeby wracać.


ocena: 8/10
kupiłam: zamówienie przez e-mail
cena: 28,50 zł (za 70 g)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, sproszkowany miód: miód, maltodekstryna; lecytyna sojowa, aromat, naturalny aromat waniliowy), liofilizowane banany, liofilizowany jogurt w proszku (syrop glukozowy, jogurt z odtłuszczonego mleka, cukier, modyfikowana skrobia ziemniaczana, regulator kwasowości: kwas cytrynowy), kulki ryżowe (mąka ryżowa), bezglutenowe płatki kukurydziane (kukurydza, syrop ryżowy, sól), czarna herbata lapsang souchong, sól morska, chrupiące kawałki miodu (miód, odtłuszczone mleko w proszku)

3 komentarze:

  1. Właśnie czytając tytuł od razu pomyślałyśmy o śniadaniu xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękne opakowanie, dobra inspiracja - to książka dla dzieci, tak? W sumie i tak bym przeczytała :D - i świeeetna kompozycja. To jest tak dziwne, że z ogromną przyjemnością zjadłabym nawet całą tabliczkę. I te bułeczki z twarogiem i miodem z dzieciństwa, mmm. Boże, jak ja lubię nabiał! I corn flakesy również, w końcu nie bez powodu jem je od lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla dzieci. Mi ostatnio zdarzyło się kilka dla dzieci i młodzieży czytać, więc chyba i tej poszukam.

      O tak, wszamałam ją z uśmiechem.
      Nie mogłabym żyć bez nabiału. A co do corn flaksów... lata temu latami jadłam, ale od tak trzech-czterech lat coś mi w nich nie pasuje. Coś mi jakoś trochę za słodko? Czasem tylko, jak Mama sobie kupi, to zdarzy mi się poczęstować, bo teoretycznie nadal je lubię i miło jest do nich wrócić raz na parę miesięcy.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.