piątek, 14 września 2018

Chocolat Madagascar Single Origin 85 % Cocoa ciemna 85 % z Madagaskaru

W ciągu ostatnich dni poznałam nową markę z Madagaskaru - MIA - i zakochałam się w jej czekoladzie 75 %. Od dnia jej degustacji myślałam o drugiej nieznanej mi marce z tego regionu, której posiadałam jedną tabliczkę. To Chocolat Madagascar, które już na wygląd mi się spodobały, bo kojarzyły mi się z ubóstwianymi Idilio Origins jakby połączonymi z cudownymi Erithaj. Czekolada, którą udało mi się zakupić pochodzi z linii Grand Cru, która oferuje różne zawartości kakao. Firma może pochwalić się także linią czekolad z kakao z konkretnych plantacji itd., ale dostępna w sklepie była tylko ta. Mimo to nie narzekam, bo zawartość kakao wydała mi się właśnie moja. Przypadek?

Chocolat Madagascar Single Origin 85 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao criollo, trinitario i forastero z Madagaskaru, z doliny Sambirano.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach o soczystym wydźwięku, bardzo trudny do określenia. Trwała przy nim pikanteria przypraw takich jak chili, kminek oraz pewna wytrawność. Wyszło to jak... nieowocowy owoc. Może coś jak owoc dzikiej róży albo nawet pomidory malinowe z czerwonymi owocami. Oprócz tego czułam nuty rozgrzanej ziemi i drzew osnute karmelową słodyczą.

Ciemna tabliczka o soczystych przebłyskach trzaskała-pykała. Po włożeniu kawałka do ust, rozpływał się on w niezwykle kremowy sposób. Czekolada wydała mi się gęsta i tłusta w śmietankowo-maślanym kontekście. Coraz to kolejnymi falami oblepiała usta, wydała mi się taka... lepiszcza.

W smaku najpierw poczułam wykwintną gorzkość. Należała do dymu i ziemistej kawy (espresso). Ciemny, rozgrzewający płyn zdawał się przemycać pikantny akcent przypraw (chili?). Trwało to chwilę, aż pojawiła się maślana nuta łagodząca.

Spod dymu wyszły orzechy, by bardzo szybko wyjść na pierwszy plan. Wyraziste, a jednak łagodne... powiedziałabym, że to głównie nerkowce, a więc z lekko maślanymi sugestiami.
W tle nieśmiało od początku rozwijała się słodycz. Miała palono-karmelowy charakter, a chwilami ni stąd, ni zowąd robiła się nagle jasno miodowa, i niespecjalnie ingerowała w poszczególne smaki.

Również w tle, lecz nie od razu, zaznaczył się soczysty kwasek. Częściowo skojarzył mi się z owocami egzotycznymi, a więc wpisał się w słodycz, bo były to jakby morele, brzoskwinie, ale... ale i coś egzotycznie-pikantnego (niemal chili-pieprznego). Na myśl przyszła mi nuta lekko pomidorowa (jak sok pomidorowy?). Wtapiała się w czerwone owoce leśne. Takie dzikie... czerwone porzeczki? Nie, coś wytrawniejszego. Owoc dzikiej róży?
Co by to nie było, soczystość ta nigdy nie weszła na pierwszy plan. Było jej sporo, ale nie dominowała.

Na przodzie stały maślane orzechy osnute dymem w akompaniamencie rozgrzanej ziemi, co przełożyło się na całkiem gorzkawy smak. Przez śmietankowo-maślaną konsystencję maślana nuta wybijała się odważniej raz po raz. Nerkowce dopuszczały a to soczystą pikanterię, a to kawę, a to ciepłe nuty karmelowo-drzewne. Końcówka robiła się słodsza i bardzo "przemieszana", co zwłaszcza w przypadku nuty gorzkości i maślaności mi nie odpowiadało.

Posmak z kolei pozostawał jako jakiś wytrawny, przyprawiony czerwony owoc. Ewentualnie miks takowych. Był jednak solidnie otoczony dymem, więc nie niósł spodziewanej soczystości.

Czekolada wyszła interesująco jako "zgadnij, co czujesz". Miała tak dziwne, niecodzienne i trudne do określenia nuty, że jestem naprawdę zaskoczona. Jej smak był głównie gorzki, acz przystępny, delikatnie tylko osłodzony. Kwasek ograniczył się do minimum, w sumie wraz z owocową rześkością. Samych owocowych nut jednak nie brak - egzotyka i czerwień to słowa, które najlepiej to oddają. Pozytywnie zaskoczyło mnie sporo pikanterii i kawy zespojonych z gorzkością i nuty dymu, które wcale nie sugerowały, że kakao było mocno palone. Nieźle wyszły też orzechy, ale one (jak dla mnie) za bardzo podkreślały maślaność. Tej, całościowo, bo i w konsystencji, wolałabym mniej.

Dobra tabliczka (zwłaszcza to, że wyszła autentycznie gorzko), jednak dla mnie wyszła za tłusto i nie do końca wpisała się w mój gust (kocham pomidory, zwłaszcza pomidory malinowe, ale nie przepadam za rzeczami pomidorowymi, np. nienawidzę soku pomidorowego; nie przemawia do mnie też maślaność w połączeniu z gorzkością). To chyba najmniej madagaskarska czekolada, jaką jadłam - odstaje nawet od tych również z Sambirano (które są właśnie mniej cytrusowe).
Jakoś mi nie podeszła, więc cieszę się, że to jedyna, jaką kupiłam. Marka na razie idzie w odstawkę.


ocena: 7/10
kupiłam: Czekolady Świata
cena: 22 zł (dostałam rabat; za 85 g)
kaloryczność:  580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

7 komentarzy:

  1. Buahahaha... wybacz, ale jakbym testowała te czekolady co Ty to ja za każdym razem musiałabym rzucić kostką w grze pt. ,,zgadnij, co czujesz" xD Jedna tabliczka, tak szczegółowy i wyczerpujący opis - imponujące za każdym razem... U mnie skończyłoby się po pierwszej zgadule :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to po pierwszej? Wkładasz kostkę do ust... czujesz powiedzmy cytrynę, rozpuszcza się i nagle czujesz migdały - więc co by się miało skończyć? :P

      Usuń
    2. Po pierwsze i ostatnie... Nie wyczułabym tego ;) Pewnie przytoczyły by mnie ostatecznie jej procenty, nie jestem przyzwyczajona do takiej ,,mocy". To tak jak dla Ciebie jest coś paskudnie słodkie i nie jesteś w stanie przez to zamroczenie wyczuć coś więcej ;) U mnie analogicznie byłoby z takimi czekoladami... albo czymś pioruńsko ostrym. Ot co :D

      Usuń
  2. No tak, bardzo nietypowa jak Madagaskar, brak cytrusów. Może dlatego, że to blend różnych odmian? Wysoka zawartość kakao też mogła mieć wpływ na stłumienie cytrusowości. Niemniej dziwna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysoka = stłumienie? O nie, nie zgodzę się. Przecież właśnie ciemne czekolady często są bardziej kwaśne, a ta... maślana jakaś. Może dużo criollo, reszta przeprażona?
      Szkoda, że w tym wypadku nie wyszło "dziwne, że aż smaczne".

      Usuń
  3. Zestawienie tej recenzji z czytaną przed momentem terravitową przypomniało mi, jak odmienne są nasze gusty. Wolałabym nawet trochę gorszą i plebejską mleczną niż dobrą (no, tu akurat może "dobra" jest nadużyciem), WYJĄTKOWĄ ciemną.

    PS Tłusta ciemna = ZŁO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pocieszę Cię, że od prawie wszystkich Amedei też wolę plebejskie mleczne, w tym właśnie wspomnianą Terravitę.

      Zgadzam się, że tłusta ciemna to zło, w sumie przy wszelkich mlecznych nadziewanych moja tolerancja na tłustość jest jakaś inna, ale w moim odczuciu chyba i tak nie ma nic gorszego od połączenia tłuszczu i silnej słodyczy, więc efekt masła z cukrem chyba przeraża mnie najbardziej.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.