sobota, 10 listopada 2018

Idilio Origins 1er Criollo Cru Barlovento ciemna 70 % z Wenezueli

Czasem mam "chwile zastoju", w których wpatruję się w listę posiadanych czekolad i nie bardzo wiem, co na kolejny czy któryś tam dzień zaplanować. Lubię wiedzieć wcześniej skąd, z jakiej plantacji itd., ale czasem po prostu nie wiem, co wybrać. Gdy wszystkie daty są tak samo długie, gramatury i zawartość kakao podobne, a ja nie mam ochoty na nic konkretnego, zazwyczaj wybieram coś z "pojedynczych sztuk", czyli np. jedyną posiadaną danej marki, jedyną z danej serii itp. Tym razem wzrok raz po raz zatrzymywał się na dzisiaj przedstawianej - na tamten moment jedynej Idilio Origins, której jeszcze nie jadłam (tych z nibsami nie liczę, bo mnie nie interesują ze względu na dodatek).
Gdy się na nią zdecydowałam, postanowiłam wreszcie znaleźć coś o regionie Barlovento, o którym czytam często rzeczy w stylu "kakao z długą historią", "historia kakao sięgająca czasów niewolnictwa"... niestety. Dalej jestem w punkcie wyjścia, bo najwidoczniej historia kakao związana z tym obszarem to "długa historia" z tych "długich historii", do których w nawiasie można dołączyć "czyt. nic ci do tego". Mając przed sobą zjedzenie tabliczki ukochanego Idilio wzruszyłam tylko ramionami, mimo że jestem dość ciekawska. Sama czekolada ciekawiła milion razy bardziej.

Idilio Origins 1er Criollo Cru Barlovento to ciemna czekolada o zawartości 70  % kakao criollo z regionu Barlovento (na wschód od miasta Caracas) z Wenezueli.
Na stronie nie znalazłam tłumaczenia na angielski, ale wydaje mi się, że chodzi o criollo rosnące w regionie, gdzie rośnie głównie trinitario? (chodzi o opis na opakowaniu)

Po otwarciu poczułam piękny, smakowity i bardzo skomplikowany zapach. Był tak bogaty, że aż trudno wyróżnić w nim coś oprócz woni żywych drzew i soczyście wilgotnej ziemi z ogromem owoców. Chwilami na myśl przychodziło mi czerwone wino z owocowo-drewnianymi nutami... W chwili otwierania byłam pewna, że czuję śliwki, w trakcie degustacji dołączyły jednak słodko egzotyczne nuty moreli, brzoskwiń, mango itp. - słodkich, żółtych owoców. Mimo to, całość miała ciepło-prażony, wręcz przyprawiony wydźwięk, choć on... sprawiał wrażenie wędzonego, nie prażonego.

Niepozornie wyglądająca tabliczka trzaskała zachęcająco. O ile jej przekrój wydał mi się ziarnisty, tak rozpływanie się to synonim kremowej gładkości. Każdy kęs leniwie, powoli oblepiał usta gęstą, odpowiednio, a więc nie mocno tłustą mazią, która chwilami wydawała się opływać sokiem, a na koniec leciutko pyliście wysuszać.

W pierwszej chwili po umieszczeniu kawałka w ustach, poczułam subtelną, wysublimowaną gorzkawość z wędzonym motywem, wmieszaną w niemal maślaną neutralność.

Czekolada jednak błyskawicznie jakby wypuściła sok owoców, na którego fali popłynęła dojrzała śliwka oraz śliwka wędzona i kwasek żurawiny. Za jego sprawą pomyślałam również o winie, od którego odchodziły nieco drewniano-wędzone nuty.

Soczyście podwędzany smaczek trochę został przy suszonej żurawinie i śliwce, ale pomknął też dalej. Lekko drewniano-ziemiste tony wyszły obłędnie czekoladowo niczym... coś do potęgi czekoladowego, oblanego czekoladą i mięknącego błogo w ustach, ciesząc w nich kakao. Oczami wyobraźni zobaczyłam wyidealizowane czekoladowe pierniki w czekoladzie, przy których stało wiele pomniejszych nutek takich jak maślaność czy lekkie przyprawy: słodki cynamon (i chyba wanilia?).

Z czasem zwróciłam uwagę również na prażone tło tych delikatnych, czekoladowo-maślanych akcentów. Zespojone z wędzeniem, dodało do kompozycji sporo orzechów (ziemne - takie masłoorzechowe - chyba przewodziły).

Wszystko to miało ciepły wydźwięk, ale też... pewne ciepło egzotycznych krajów przejawiające się w soczystości - rześkiej i owocowej, a także specyficznie słodkiej. Czułam owoce takie jak brzoskwinie i morele, już tylko świeżą śliwkę, niezwykle dojrzałe mango i słodkie pomarańcze.

Do pomarańczy właśnie pod koniec dołączała wędzono-prażono-dymna gorzkość, znów wyraźniejszy wydał mi się wędzony smaczek, który podwędził śliwkowe nuty. Wraz z piernikowo-kakaowymi tonami przełożyło się to na przyjemną, kakaowo-winną cierpkawość.

Pozostała ona w posmaku wraz z silną słodyczą owoców i czekoladowych pierników.

Całość wyszła głównie słodko, ale wcale nie mało charakternie. To po prostu esencja czekoladowej słodyczy i słodyczy dojrzałych, egzotycznych owoców. Nie zasładzała jednak, gdyż cały czas była głęboka i wytrawna, za sprawą wędzonego pazurka i sugestii a to wina, a to pierników.
Wyszła podobnie do Idilio Origins 4rto Carenero Urrutia Superior, bo też miała nuty egzotycznych owoców i przypraw "piernikowych", klimat przypieczony... Obie bardzo słodkie, ale jednak Barlovento wydała mi się bardziej esencjonalna, dzięki czemu inaczej odebrałam słodycz. Wędzenie czy choćby tylko sugestie wina - to ją odróżnia (może niektórzy powiedzą, że "uordynarnia" smak - chyba trochę rzeczywiście, ale właśnie taki kocham).
Korzenne przyprawy, mango i "czekoladowa esencjonalność" przywiodła na myśl również Franceschi Chocolate 60 % Venezuela Carenero, ale Idilio wyszła o wiele pyszniej.


ocena: 10/10
cena: 18 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

2 komentarze:

  1. Mam ją, już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamiast sugerowanych nut wolałabym rzeczywiste nuty pierników i wina - to byłby hit na jesień i zimę. Tylko dla mnie w wersji mlecznej :P

    Uwielbiam "takie historie, że nie uwierzyłbyś!", a jak chce się dać szansę, sprawdzić i uwierzyć, to się nie da, bo historii brak. Często tak mam, pisząc arty dla klientów. Autorzy popularnych artykułów powołują się na badania/ustawy/ekspertów/naukowców/... bo zwykły czytelnik jest jeleniem, który pomyśli "wow, były badania, czyli to prawda". Tylko jakie badania? W jakiej ustawie sprawdzę podane informacje? Cisza.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.