środa, 14 listopada 2018

wino śliwkowe chińskie Guangzhou Conghua Shunchangyuan Ume

Na wstępie pragnę przeprosić i wyprosić wszystkich, którzy nie ukończyli jeszcze osiemnastu lat, gdyż wpis ten przeznaczony jest wyłącznie dla osób dorosłych (18+).

Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale wraz ze wzrostem temperatury paradoksalnie miewam ochotę na słodsze alkohole. Zamiast o moich ulubionych czerwonych winach czy dobrym whisky zaczynam myśleć o... no, właśnie sama nie wiem o czym. I nie wiedziałam, przemierzając alejki Piotra i Pawła. Przypomniałam sobie smaczne Umeshu Choya... a potem zobaczyłam butelki z azjatyckimi znakami. To nie mógł być przypadek. Z japońskich było tylko sake, ale nie zmartwiło mnie to, bo po raz pierwszy zobaczyłam chińskie wino śliwkowe. Kiedyś czytałam, że jest lepsze jakościowo od likierowych japońskich umeshu, wykorzystywane w medycynie chińskiej, ale i słodsze... Suma summarum, stwierdziłam, że można spróbować.

Guangzhou Conghua Shunchangyuan Winery Ume to białe słodkie śliwkowe wino chińskie, zawierające 13 % vol.
Z tego co patrzyłam w internecie, trafiłam na wersję "dla plebsu", bo taką bez pływających w butelce owoców ume, ale mi to tam... :P

Po odkorkowaniu i zbliżeniu nosa do butelki zaskakująco (jak na taki twór) ordynarny zapach słodkiego alkoholu podkradający się wręcz pod coś wódkowego (myślę tu bardziej o drinkach czy słodyczach). Gdy się trochę rozszedł albo gdy nachylałam się nad kieliszkiem był o wiele bardziej nalewkowo-brzoskwiniowy. Odrobinka owocowej soczystości, a obok mocny motyw cukrowo-alkoholowy.

Wino miało kolor porannego moczu (wybaczcie porównanie, potraktujcie to jako żarcik, zapisany w degustacyjnych notatkach pod koniec "części już nie degustacyjnej, a dla siebie" :P to też żart, żeby nie było). Nie no, tak serio było głęboko żółto-złote. Kolor był o wiele intensywniejszy od Choya. Jak się okazało, konsystencja była ogólnie zupełnie inna. Wino wydało mi się gęste i oleiste - prawie jak niektóre czerwone. Co więcej, pijąc je miałam wrażenie, jakby było zagęszczone np. miodem i za jego sprawą wręcz lepiące. Utrzymało to poczucie nawet z dodatkiem lodu.

Pite w temperaturze pokojowej w smaku wyszło bardzo ciężko. Czysta alkoholowa słodycz, ale też słodycz brzoskwini i ume w jakiejś cukrowo-alkoholowej zalewie - tak bym to określiła. Słodycz porażała od początku łyczka, potem wraz z rozgrzaniem języka i gardła przenosiła się właśnie tam, aż drapiąc. Widziało mi się to jako bardzo podkręcona słodycz owocowa - najbardziej kojarzyło mi się to z moim wyobrażeniem o brzoskwiniach z puszki. Alkoholowość tego wina w temp. pokojowej była rozgrzewająca i zaskakująco silna. Rozgrzanie co prawda szybko opadało, pozostawiając jedynie słodycz owocu, do której pod koniec dołączała cierpkość. Posmak już był bardziej kwaskowaty, brzoskwiniowo-śliwkowy, dzięki czemu trochę orzeźwiający  ale wciąż zbyt ciężki 

Alkoholu z lodem nie lubię (w sumie ogólnie nie lubię zimnych rzeczy, ale z lodem to już w ogóle), ale to wino z lodem smakowało lepiej - wyraźniej owocowo, ze wskazaniem na cierpkie skórki owoców. Czułam brzoskwinie, ich słodycz i mocniejsze skórki, ale i jakieś ciemne. Być może to tylko wmówienie sobie, ale lód za bardzo rozmywał mi sam smak tych owoców.

Najbardziej smakowała mi wersja po prostu lekko schłodzona. Słodycz rozchodziła się na wszystkie strony, dzięki czemu inne smaki zadebiutowały. Brzoskwiniowe skojarzenia były bardziej świeżoowocowe. O wiele szybciej dobiegała do mnie cierpkość śliwek ume. Gdy alkoholowość cudnie zaczynała gościć się w gardle, poczułam jakby cierpko-gorzkawe skórki brzoskwiń, a z czasem ogólnie jakby smak skórek ciemnych, kwaskowatych śliwek. Ume (które są właśnie kwaśno-cierpkie) wychwyciłam, ale ich smak został jakby wyidealizowany skojarzeniami z innymi owocami. Cierpkość była tu w pełni soczysta, choć nie aż tak bardzo owocowa . Przy kolejnych łykach, pewnie gdy już nieco przyzwyczaiłam się do słodyczy, tu i ówdzie przyjemnie mocno zaznaczał się rześki owocowy kwasek.

W posmaku pozostała alkoholowa słodycz, słodycz "podalkoholowanych brzoskwiń", ale i mnóstwo cierpko-kwaśnych niuansów.

Wino wyszło ciężko i bardzo, bardzo słodko, ale ewidentnie ume czułam w nim wyraźniej niż w Choya Umeshu (nie jestem jednak aż taką fanką ume, więc ich mniejsza wyrazistość mi nie przeszkadzała). Zwłaszcza posmak chińskiego wina niósł orzeźwienie, bo całość była właśnie ciężko-orzeźwiająca. Ciężka struktura nie pomogła, ale jak już pisałam, wersja trochę schłodzona mi smakowała. Ja lubię ciężkie wina, ale czerwone... coś tak słodkiego i dość oleistego to dla mnie nowość. Niektórym pewnie może nie podejść, ale i tak polecam... w sumie wszystkim ciekawym wina śliwkowego, a szukającym tańszych propozycji.


ocena: 7/10
kupiłam: Piotr i Paweł
cena: 22,99 zł za 0,5l
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

3 komentarze:

  1. Z uwagi na chory żołądek piję alkohol bardzo rzadko, ale nawet w czasach zdrowia nie wiązałam słodyczy z porą roku czy temperaturą. Po prostu dawniej lubiłam słodsze wina, a teraz wytrawne. Ze śliwkowych trunków próbowałam jedynie śliwowicy, tyle że to wódka. Obleśna jak szlag.

    PS Wino najbardziej lubię z lodówki, więc i tu się nie zrozumiemy. Ciepłe/pokojowe smakuje gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ogółem też wolę wina wytrawne. Ostatnio najbardziej chyba półwytrawne.
      Wódka... hm, anyżówkę w małej ilości to zniosę, ale tak... łe.

      PS Moja temperatura pokojowa alkoholu pewnie i tak jest nieco niższa niż taka pokojowa deserów, jogurtów itp., bo je wystawiam z lodówki na długo przed jedzeniem, a alkohole piję nalane z butelki trzymanej w korytarzu. A u mnie w korytarzu panuje chłód, więc to taki niższy próg temperatury pokojowej. :P Z lodówki jednak? Takie słodkie to może jeszcze, ale czerwonego wytrawnego bym z lodówy nie ruszyła! No chyba że bardzo dobre, wtedy to zawsze, haha.

      Usuń
  2. oo zainteresowałaś mnie tym winem :)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.