piątek, 14 grudnia 2018

Zotter Labooko Cacao Nature 75% with Muscovado sugar crackers ciemna 75 % / 100 % z kryształkami cukru Muscovado

Nigdy nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do tego, jakim cukrem czekolada została posłodzona. Czy to trzcinowy, kokosowy czy jakikolwiek inny - w przypadku ciemnych nie uważam, by miało to kolosalne znaczenie. Nie mam też nic do używania zwykłego, aczkolwiek ostatnio wydaje mi się, że jak trafiam na tabliczkę ze zwykłym, to zajeżdża mi jakoś pudrowo i to mi nie odpowiada, ale tak, jak piszę, może tak się trafiło.
Cukier muscovado to ponoć zdrowy cukier o silnym smaku melasy. Nie próbowałam go (ogólnie żadnego cukru nie używam), ale brzmi spoko. Dzisiaj przedstawiana tabliczka jest właśnie z nim, ale... w formie chrupiącego dodatku?! Taak, mniej więcej... Dlatego właśnie czekolada ta nigdy mnie nie ciekawiła i pewnie bym jej nie kupiła, gdyby nie zniknęła z oferty Zottera. A tak zgarnęłam jedną z ostatnich sztuk i miałam mieszane uczucia. Na myśl o kawałkach cukru w tabliczce się krzywiłam, ale przecież Zotter nie oszalał...? Stworzył tylko czekoladę w sposób, w jaki już Majowie ją wytwarzali. Do czekolady 100 % po prostu dodał nie rozpuszczony / nie zmielony cukier.

Zotter Labooko Cacao Nature 75% with Muscovado sugar crackers to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao (ziarna Cacao Nature) z Peru, słodzona nierozdrobnionym cukrem Muscovado, a więc z kryształkami cukru.
Właściwie, jest to czekolada o zawartości 100 % kakao, które było długo i wielokrotnie prażone, do której to miazgi dodano potem cukier. Czas konszowania to 34 godziny.

Zaraz po otwarciu poczułam zapach nie za mocnej, świeżo zaparzonej kawy z ziemiście-drzewnym motywem i cały ogrom szlachetnej słodyczy syropu klonowego i karmelu, które spływały po ciemnym chlebie. Przy nim pojawiło się też trochę słodkiego, czerwonoowocowego dżemu lub bardziej powideł. Drzewa, które zobaczyłam oczami wyobraźni, miały czerwone i złote liście, były nasiąknięte wilgotną aurą. Miało to cudowny, jesienny wydźwięk.

Tabliczka była ciemna i jakby w jasne kropeczki, co niestety nie wyszło na zdjęciach. Okazała się niecodziennie twarda, porządnie i głośno trzaskała. Nie wydała mi się krucha (lecz w rzeczywistości trochę taka była), miała bardzo ziarnisty przekrój i łamała się jakby... z chrząknięciami cukru? Przy robieniu kęsa drobinki cukru i mniejsze kawałeczki trochę odskakiwały.
Nawet w ustach pozostawała w pewien sposób twardo-mięknąca, rozpływała się powoli i trochę opornie, bo nie była gładka, a z kryształkami i drobinkami cukru. Początkowo, owszem, była gładka, ale cukier szybko się odsłaniał i wtedy... kawałek stawał się jakby mokrym piaskiem w gładkiej, tłustej masie. Ta masa... rozpływała się smugami, a, jakby od początku wilgotny, cukier trochę wodniście. Większe kryształki ni chrzęściły, ni chrupały okropnie. Struktura przypomniała mi Taza Chocolate 85 % - i mimo że Zotter wyszedł przystępniej, w kwestii konsystencji wydał mi się okropny.

Po zrobieniu kęsa w pierwszej sekundzie poczułam gorzkość dymu, do którego szybko dołączył kwasek. W moim odczuciu był to smak zapachu chodnika w parku po deszczu. Mimo dymu i całkiem mocnego palonego motywu, wydźwięk był właśnie wilgotny.

Nasilająca się kwaśność zaczęła kojarzyć mi się ze smołą i siarką, ale nie na długo, bo zewsząd zaczęła dochodzić pewna lekkość widząca mi się jako "coś rozcieńczającego gęstą siekierowość, mocarność". Kwasek zmienił się w cytrynowy - wciąż mocny i połączony z goryczką, teraz chyba jeszcze bardziej, bo dodatkowo dzięki skórce tegoż owocu.

Wraz z drobinkami cukru pojawiła się słodycz. W pierwszej chwili jako jedynie "rozrzedzenie" smaku, jakby wypływała z kwasku (?), a potem odważyła się być coraz słodszą. Po paru kęsach już w ogóle wyczuwałam tę słodycz całkiem wyraźnie. Niewątpliwie była palona - palonokarmelowa i jak przypalone ciasteczka korzenne? Z racji wilgoci na myśl przyszedł mi syrop klonowy. Słodycz niewątpliwie była szlachetna i nie taka oczywista. Było w niej coś wilgotnego, a więc i rześkiego.

Gdy ona się rozwijała, kwasek nie próżnował. Cytryna za sprawą zapachu poszła w kierunku żurawiny, a cała paloność i skojarzenie z przypalonymi ciastkami tu przełożyła się na chlebowe skojarzenia - może bardziej z zakwasem, niż z samym ciemnym chlebem, ale jednak. Wilgoć i rześkość przywiodły na myśl zawilgocone jesienne drzewa.

Końcówka stała się łagodniejsza, kwasek łącząc się ze słodyczą przeszedł w paloność, co przywróciło dym. Gorzkość znów przybrała na znaczeniu.
Po niektórych kęsach w ustach pozostały duże kawałki cukru, który miał zaskakująco mało słodki, palono-karmelowy smak.

To gorzkość, dymna i zawilgocona, wzbogacona o owocową cierpkość oraz słodycz za mocno palonego karmelu pozostała w posmaku na średnio długi okres czasu.

Czekolada wyszła... smacznie i okropnie. Odnalazłam w niej smak Labooko Peru 100 % (wilgotny las, mnóstwo dymu, niemal brutalna kwaśność przechodząca potem w cytrynę, a później jednak karmelowe złagodzenie), ale... jej delikatny karmel z końcówki tu pojawiał się szybciej i był zwielokrotniony. Dodał jeszcze bardziej palonego motywu, co nakreśliło zupełnie nowe akcenty. Cukier muscadavo niesamowicie zwielokrotnił również poczucie zawilgocenia, co akurat mi się podobało, ale... struktura niestety wydała mi się okropna. Lubię ziarniste czekolady, ale... nie tak ziarniste. To właściwie był cukrowy piasek przeszkadzający w degustacji. Chwilami wydawało mi się, że nie mogę przez to w pełni skupić się na smaku. Przez to wszystko, to czekolada warta spróbowania jako ciekawostka, ale tylko tyle.

Czuję, że gdyby tabliczka ta została zrobiona jak normalna czekolada, cukier muscadavo byłby idealnie rozpuszczony, a więc byłaby gładka, mogłabym się zakochać. A tak... zmarnowany potencjał: coś pysznego, ale odrzucającego i męczącego. Mamie dałam tylko odrobinkę, by ją zszokować (może 3 gramy jej wyszły, haha - "taka obrzydliwa, że zaraz wyplułam, do konsystencji nie doszłam" - hm, niektórym wystarczy sekunda degustacji), więc można powiedzieć, że całość zjadłam sama, ale czerpanie z tego przyjemności... było mi utrudniane. Kończyłam już w ogóle tak, jak dojadam zwykłe czekolady albo te, do których sobie wracam (a nie do recenzji), a więc (akurat w tym przypadku) przy rysowaniu, a nie jedynie słuchając muzyki.


ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 573 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier muscovado

4 komentarze:

  1. Dokładnie, ta struktura wszystko zepsuła, jedna z mniej ciekawych Labooko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie, jakby Zotter próbował się ścigać sam ze sobą w dziwności.

      Usuń
  2. Ogromna, skalista twardość, kiepska rozpuszczalność, kryształki cukru - ach, przepraszam, cukru Muscovado, to już inna sprawa! - oraz smak kwasu wyciśniętego z chleba i zgniłych drzew brzmi jak coś niemalże idealnego dla mnie, tylko zupełnie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, bo jak Muscovado, to mu wszystko wolno. Ciekawa jestem czy chociaż to zaakcentować umiem. Pewnie nie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.