sobota, 5 stycznia 2019

Georgia Ramon Bolivia Beniano Wild Beni 84% ciemna z Boliwii

Kiedy kupiłam kilka nowych tabliczek Georgia Ramon uznałam, że nie ma mowy, bym z nimi ruszyła, zanim nie skończę posiadanych. Było to oczywiście tylko takie myślenie - każdy powód jest dobry, by sięgnąć po ciemne tej marki. A poza tym... Z tych posiadanych, została tylko ta i nie ruszałam jej do czasu dostawy, bo bałam się, że zostanę bez choćby jednej GR. Co to za logika? Moja własna.
Tę zostawiłam specjalnie na koniec, bo jest z boliwijskiego kakao (a właśnie z takiego jest jedna z moich ulubionych czekolad tak ogółem - Zotter Labooko Bolivia 90 %) - w dodatku bardzo konkretnego, bo Heirloom (zwanego "diamentem kakao") Beniano, znanego jako "Wild Beni", rosnącego na malutkiej wyspie w regionie Itenez (wokół rzeki o tej samej nazwie), leżącego w delcie Amazonki. Miejscowi nazywają wspomnianą wyspę "los Chocolatales", a pewien Niemiec ma tam plantację (Hacienda Tranquilidad), gdzie kakao właściwie... rośnie sobie dziko. Miałam nadzieję, że smak będzie równie dziki i charakterny, szykowałam się więc na dzicz, prawie wyjąc do księżyca z chcicy na tę tabliczkę.

Georgia Ramon Special Edition Heirloom Cacao Bolivia Beniano Wild Beni 84% to ciemna czekolada o zawartości 84 % kakao Beniano z Boliwii, regionu Itenez. 

Bardzo ciemna, matowa tabliczka zapachniała lekko, ale smakowicie, bo subtelnymi, żywymi kwiatami (najpierw mignęły mi róże, ale po namyśle to jakieś... fiołki? wrzos?) oraz wyrazistym prażeniem / palonością przejawiającymi się w orzechach.

Ledwo ją przełamałam, a odgryzając kawałek bałam się o zęby - tak twarda była. Trzasnęła głośno, niemal huknęła jak łamana gałąź żywego drzewa, które nie chce zostać złamane.
W ustach w sumie podobnie, bo rozpływała się powoli i opornie. Okazała się bowiem bardzo gęsta. Długo zachowywała swój kształt, stając się proszkową, gliniastą grudką, lecz nie ulepkiem. Sprawiała wrażenie podsuszonego kremu o odpowiedniej, a więc nie za mocnej tłustości.

W pierwszej chwili mignęła mi gorzkość, a potem poczułam zawoalowaną słodycz, trwającą dość długo i leniwie zmieniającą się. Najpierw były to delikatne kwiaty z zapachu (znów przed oczami miałam fioletowe: fiołki, wrzosy itp.), jednak w swojej złagodzonej wersji. Niosły poczucie wilgotne, żywe, że aż rześkie... Trochę lukrecjowo-anyżowe? Minimalna dosadność (bo jeszcze nie pikanteria) tego zasugerowała mi karmelizowane orzechy... ale jakby wyjęte z jakiś orzechowych lodów i... karmelizowane w delikatnym miodzie (?).

Nagle uderzyły róże - świeże i suszone płatki, nadając dynamiki.

Od suszoności pomknął prażono-palony smak i gorzkość. Prażone orzechy szybko wyszły na prowadzenie, a ziemia... ziemia zaskarbiła sobie wilgoć. Orzechy,. mimo prażenia, też wydały mi się soczyste. To jakby gorzkawe włoskie i mocno prażone, suchawe fistaszki.

W tle swoją obecność zaznaczył owocowy kwasek, jakby nawołując do wciąż żywszych, rześkich nut (jakby się bał, że zrobi się za sucho?). Na pewno czułam czerwone porzeczki; na myśl przyszła mi też jakaś hibiskusowa herbata z cytrusowym motywem?, jakiś napar... aroniowo-porzeczkowy? W cierpkości porzeczek doszukałam się też jeżyn.

Po pojawieniu się owocowego motywu, do orzechów dotarła lekka maślaność. Było to bardzo dziwne, bo przez konsystencję kojarzyło mi się z masłem orzechowym, ale smakowo to bardziej "herbatniki maślane" - krem z nich? Nie wiem, to było strasznie ulotne i łatwe do przegapienia.

Kwaskawość na końcówce mieszała się z lukrecjowo-anyżową słodyczą i palono-gorzkimi nutami. Podsyciła ziemistość tej gorzkawej części (nie zaś "jakieś maślaności"), a herbatę i napary popchnęła w bardziej kawową stronę.

Po wszystkim pozostał posmak kawy i soku... porzeczkowo-aroniowego albo dziwnego, czerwonego naparu,  chłodnawa słodycz lukrecji / anyżu i "dziwnego karmelu" (miodowego?) zespojonego z orzechami (może nawet leciutka pikanteria?). Czułam też ziemistość, przy czym orzechy wydawały się nieco... stęchłe? Zawilgocone? Dziwne, ale smakowite, bo w kontekście "nut czekolady" (a nie prawdziwych wymienionych cech).

Wszystko było tu dziwne, niejasne, a jedynie sugestywne. Porzeczkowa kwaskowatość i prażoność miały podobny wydźwięk co Zotter (tam jednak porzeczka wystąpiła w duecie z pomarańczami, a prażoność sugerowała wafelki, nie zaś herbatniki jak GR), ale i wiele różniących się nut. Pokochałam mnogość orzechów z dziwnymi migawkami Georgii Ramon, a nuty słodyczy (kwiaty, lukrecja) zaskoczyły mnie - oczywiście pozytywnie. Mimo bogatej owocowej mieszanki, tabliczka wcale tak mocno owocowo nie wyszła (owoce były tylko dodatkiem). Niecodzienność i po prostu smakowitość, zadowalająca (chociaż może nie idealna) struktura przełożyły się na to, że czekolada wryła mi się w pamięć.

Poniekąd czułam to, o czym pisał producent (miód, prażone orzechy, owoce: figi, śliwki, porzeczki; kawa), ale... u mnie to miało tak inny wydźwięk, niż się spodziewałam... Zamiast smacznej czekolady trafił mi się pyszny leniwiec, jakby nieco drwiąc, robiący dziwne (tak dziwne, że aż cudowne) sugestie.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 23,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 581 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy

10 komentarzy:

  1. Wow, taka z wyglądu taka niepozorna czekolada, a tyle wrażeń smakowych ... Nigdy nie jadlam tak ekskluzywnej czekolady, na razie stać mnie tylko na milke i wedla xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście oszczędzam jak mogę, by mieć właśnie na takie czekolady. Ciuchy? Buty? Pff, po co. Wolę takie doznania smakowe. :D

      Usuń
  2. To wszystko brzmi nietypowo, ale ciekawie. Niestety, nie mam jej, ale może przy następnych zakupach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nietypowa - o tak! Jeden z czynników, dla których po prostu musiało być 10/10.

      Usuń
  3. Jadłam niedawno coś tak twardego... Aaa, chyba wiem. Wydaje mi się, że to była czekolada SuroVital. Kurde, rozumiem twardość ciemnych czekolad, ale kiedy zaczynam się bać o przegryzienie języka, coś ewidentnie poszło przy ustalaniu składu/procedury tworzenia/czegoś tam nie tak.

    Wychwyciłaś zdecydowanie za dużo podłych posmaków (lukrecja, stęchłe orzechy i wszystko "dziwne"), żebym mogła mieć choćby drobną ochotę na tę tabliczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, SuroVital to twardziele. Czasem aż głupio się czuję, gdy przygryzam kawałek, a ręką naciskam i nagle czekolada łamie się z głośnym trzaskiem, kawałek gdzieś odlatuje, a ja... boję się spojrzeć, czy to ona, czy ząb.

      Czyli wszystko jasne, dlaczego tu jest 10/10 a u Ciebie... wpis by się pewnie nawet nie opublikował, bo martwi nie piszą recenzji?

      Usuń
    2. Hahaha, koszmar wyłamać ząb na czekoladzie. I jak tu potem jeść słodycze bez stresu? Ostatnio zjadłam cały obiad, a dosłownie na końcu, jak już został pusty talerz, znalazłam odłamek szkła. Do teraz nie wiem, skąd się wziął, oraz czy nie wpieprzyłam innych :/

      Dokładnie tak by było.

      Usuń
    3. O cholera, współczuję. A ja przeżywałam, gdy ostatnio kupiłam chleb z Biedry ze zmienionym opakowaniem i trochę inny wariant niż zwykle (z soją, zawsze brałam bez) i nagle trafiłam na coś strasznie twardego, jakby kamień, ale... to się rozpadło i miałam wrażenie, że to grudka piasku. W sumie nie wiem do teraz czy to było z chleba, z kiełków i co to w ogóle było, ale nie mogłam się tego z gęby pozbyć.

      Usuń
    4. Jeśli po rozpadnięciu się trzeszczało, to na bank gruda piachu. W czymś na taką trafiłam. Może też w chlebie.

      Usuń
    5. Straszne rzeczy. Chociaż wolę grudę piachu niż grudę zrobioną przez żuka gnojaka.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.