piątek, 24 maja 2019

Ambiente Truffle Chocolate Con Leche Speculoos mleczna z nadzieniem truflowym z ciastkami korzennymi

W tym roku kupiłam chyba większość zimowych limitowanych czekolad, jakie pojawiły się w Aldi. Porwałam się na wszystkie cztery smaki wielkich, nadziewanych Ambiente, choć nie wiedziałam, co o marce sądzić. Nie dlatego, że była mi nieznana - wręcz przeciwnie. W listopadzie 2015 (więc realnie pewnie trochę wcześniej), zachwyciła mnie mleczna z kawałkami ciastek korzennych Ambiente Speculoos Lait. Rok później (czy może nawet dwa), znów pojawiła się w tym sklepie i poprosiłam Tatę o cały zapas. Gdy otworzyłam pierwszą z otrzymanych czterech (!), okazała się... okropna. Czekolada dobra, ale kamienne i zarazem oleiste, mdłe ciastka zupełnie ją zdominowały i zepsuły. Biorąc pod uwagę, że postrzeganie pewnych innych czekolad na przestrzeni tego czasu tak drastycznie się nie zmieniło, obstawiam raczej zmiany dokonane przez producenta, a nie w moim guście. Serii nadziewańców postanowiłam jednak dać szansę, bo w ich przypadku szanse trafienia na coś twardego były o wiele mniejsze. Jako że Ambiente kojarzy mi się właśnie z korzenną czekoladą, z takim nadzieniem poszła na początek. Swoją drogą, znalazłam, że za marką stoi Natrajacali, co mi i tak nic nie mówi (ale może komuś powie).

Ambiente Truffle Chocolate Con Leche Speculoos to mleczna czekolada o 32 % zawartości kakao z nadzieniem truflowym (45%) z dodatkiem ciasteczek korzennych, wyprodukowana w Belgii dla Aldi przez Natrajacali.
Edycja limitowana na zimę 2018.

Nad lśniącą tabliczką uniósł się bardzo, bardzo słodki i maślano-mleczny zapach. Delikatna i również słodka korzenność tylko trochę się zaznaczała w tle. Nasiliła się wraz z maślaną nutką po przełamaniu.

A samo przełamanie nie było takie łatwe, bo czekoladzisko okazało się twarde - raczej z racji grubości. Przekrój pokazał, że każda kostka "była nadziana oddzielnie", skrywała drobinki ciasteczek w kremo-miazdze. Wydawało mi się, że w nadzieniu widzę także drobinki przypraw.
Już w dotyku czułam tłustość czekolady.

W ustach czekolada potwierdziła swoją tłustość, choć okazała się ona "tą dobrą", bo mocno kremowo-maziście śmietankową. Trochę zalepiała, mięknąc powoli, pozwalając dość szybko wydostać się nadzieniu, które mnie zszokowało. Przypominało skrzypiąco-trzeszczące kryształki cukru zatopione w oleistym kremie. Efekt cukru dominował, ale trochę to gryząc odkryłam, że to raczej okruszkowo-twarde ciastka (skrzypiąco-chrupiące jak cukier i na pewno z cukrem). Było w tym też coś pylistego, szorstkawego (przyprawy?).

W smaku czekolada od pierwszej chwili rozlała w ustach wyrazisty smak mleka, śmietanki i silnej słodyczy. Wszystko to rosło bardzo szybko.
Mleko i śmietanka weszły w bardziej maślano-delikatne klimaty, a słodycz przybrała postać cukru, choć miałam wrażenie, że przesiąkła lekko cynamonem. W mieszance tej wyłapałam jednak też sugestię kakao, co sprawiło, że była naprawdę przyjemna.

Słodycz, taką cukrową, niewiarygodnie podbiło nadzienie. Ono okazało się przede wszystkim słodkie, maślano-margarynowe, ale nie mdłe, a bliżej nieokreślone. Na pewno "rozgrzewające" za sprawą jakby prażono-pieczoności. Przyprawy korzenne zaznaczyły się delikatnie i puściły przodem ciastka, których smak był tu dominujący i po prostu dziwny. Cukrowo-oleiste i niewątpliwie korzenne, ale... krakersowe i pszeniczno-kartonowe. Tak wypieczone, że jakby słonawe. Potem rozwinęła się lekka pikanteria korzennych przypraw, a pewna gorzkawosć podbiła nawet kakao, ale wszystko to tonęło w cukrowo-mleczno-maślanej toni.

Końcówka robiła się coraz bardziej krakersowo-korzenna i cukrowa. Kojarzyło mi się to z ciastkami Lotus The Original Speculoos, ale wkomponowanymi w czekoladę, co trochę ratowało sytuację.
Czułam mleczno-maślaną czekoladę, ale i spory udział oleju. Ta oleistość bliżej końca wydała mi się dziwnie wyodrębniona. Poczucie cukrowości bardzo nakręcała struktura nadzienia.

Po wszystkim pozostał posmak mocno wypieczonych ciastek, taki wręcz krakersowy, nuta kartonu oraz oleju, ale także za silna słodycz z lekką korzenną pikanterią. Trochę pomogło tu wątłe wspomnienie niezłej, mleczno-maślanej czekolady, ale niewiele. Wszystko pogarszało bowiem poczucie oleju na ustach.

Ta czekolada to dziwadło. Mimo że nie okropna, przy każdym kęsie cierpiałam, mając mieszane uczucia i próbując nie myśleć o tym, że "chcę się tego pozbyć z ust", mimo że taka ohydna nie była.
Przede wszystkim powaliła mnie struktura nadzienia. Wydawało się zrobione z kryształków cukru i okruszków zlepionych olejem i kremem. Kremowość czekolady wyszła zacnie, ale olej wszystko psuł. Olej i cukier okropnie panoszyły się w smaku, wraz z wypieczono-wytrawnym smakiem nie tyle ciastek korzennych, co jakiś kartonowo-korzennych krakersów tworząc "obrzydliwawe" połączenie.
Nadzienie z cukru i Lotus The Original Speculoos? Ja podziękuję... Dwóm kostkom (wprawdzie wielkim, bo jedna to około 14g) nie dałam rady.
Nie mogę więc chyba powiedzieć, że to zła, po prostu zła czekolada, bo właśnie sama czekolada była dobra... To środek wyszedł wyjątkowo nie w moim stylu, a tak to chyba po prostu zwyczajna. Truflowo-korzenną (rozumiem, że miało być coś w stylu "trufla ze zmielonych ciastek"?) widziałabym inaczej.
Resztę oddałam Mamie i usłyszałam: "Jak się ją cmokta, to tak bezpłciowa, za to jak gryzłam... Cudowna! Trzeszczała jak chałwa! słodziutka... No, tobie to... Wiem, dlaczego oddałaś". Była zachwycona tą czekoladą "gdy się ją gryzie". Stwierdziła jednak, że nie powiedziałaby, że to czekolada korzenna.


ocena: 4/10
kupiłam: Aldi
cena: 7,99 zł (za 195g)
kaloryczność: 552 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, przyprawione ciasteczka 16 % (mąka pszenna, cukier, oleje i tłuszcze roślinne: palmowy, rzepakowy, kokosowy; mąka sojowa, cukier inwertowany, substancja spulchniająca: wodorowęglan sodu; cynamon, gałka muszkatołowa), pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne: kokosowy, z nasion palmy, masło shea; miazga kakaowa, serwatka w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, olej maślany, lecytyna słonecznikowa, aromaty

6 komentarzy:

  1. To chyba jedna z czekolad tak obrzydliwych, że aż intrygujących w swojej obrzydliwosci :D Twoja recenzja nie zachęca, ale wystarczyło jedno zdanie Twojej mamy, żebym zechciala spróbować tej czkeolady. Jak chalwa? Poproszę! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie że w smaku. "Trzeszczała jak chałwa!" - bo chałwy tak od cukru trzeszczą. O trzeszczenie chodziło.
      Swoją drogą, jadłam dwie ciemne z serii i były przepyszne (recenzje za... dość długi czas).

      Usuń
    2. Tak, domyślilam się ze chodzi o strukture chalwy, a nie o smak. Ale ja właśnie kocham taką konsystencje <3
      Będę czekać na te recenzje :)

      Usuń
    3. Zwróć jednak uwagę, że trochę inaczej się odbiera strukturę chałwy, a takiego nadzienia w czekoladzie. Chociaż uwierzę, że może komuś odpowiadać. Mi coś nie grało.

      Usuń
  2. Chyba tylko trzeszczący rozdrobniony cukier uznałabym za minus. Reszta brzmi rozkosznie plebejsko. Nawtet te kawałki kartonu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, akurat ta jakaś dziwna była. Ciemne z serii mi bardzo smakowały, przede mną jeszcze jedna mleczna i uwierzę, że tamte byłyby na pewno także w Twoim guście, ale ta? Nie wiem.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.