sobota, 1 czerwca 2019

Kuna 71 % Napo - Amazonas ciemna z Ekwadoru

Może zjadłam ich za mało (tylko Kuna 82 % Esmeraldas Rio Verde), by taki wniosek wysnuć, ale i tak czekolady Kuna wydają mi się trochę pozerskie, w istocie nieciekawe. Przyjemne dla oka, kobiece opakowania niestety nie są w moim guście (ale przyznaję, że ładne), gramatura kompletnie nie moja (takie maleństwa to... no, ale przynajmniej jak nie satysfakcjonują, są małym problemem). Żeby jednak negatywnie się nie nakręcać, pomyślałam sobie, że w sumie nazwa może kojarzyć się z fajnym zwierzakiem - kuną leśną. Zawsze lubiłam różne fretki itp. No tak, to tyle z ambitnych przemyśleń, może coś o samym kakao? Użyte do produkcji tej tabliczki to kakao Arriba z regionu rzeki Napo, czyli dopływu Amazonki. Mm, spodziewałam się zawilgoconych nut (a oczami wyobraźni zobaczyłam jakieś pluskające w wodzie kuno-wydry... wybaczcie).

Kuna Finest Ecuadorian Chocolate 71 % Napo - Amazonas to ciemna czekolada o zawartości 71 % kakao z Ekwadoru z regionu rzeki Napo.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach soczyście-ziemiście wytrawnej gorzkości i kwiatów o rześko-chłodnym wydźwięku, zarysowanych na stabilnej, gorzkawo-podprażonej bazie. Dzięki nim przekradła się słodycz, jako coś lekko podkarmelizowanego (a ja przed oczami miałam lejący się, śliski karmel) i spływającego na jakiś... cytrynowy mousse?

Mała, bardzo ciemna i lśniąca tabliczka okazała się strasznie twarda przy łamaniu. Trzaskała w pełny, zawilgocono-drewniany sposób.
W ustach zachowywała formę, ale nie twardość. Pozostała wprawdzie zwarta, rozpływała się wolno, choć nie opornie, a wodniście, trochę jak lód. Chropowata, tylko częściowo kremowa masa, opływała falami wodnistości.

Przywitała mnie podprażoną / opaloną słodyczą wysublimowanego, wykwintnego karmelu.
Podprażoność szybko wciągnęła gorzka ziemistość. Miała w sobie sporo rześkiej, wilgotnej soczystości. Płynęła leniwie i statecznie cały czas, stając się bazą.
Zza powyższych wychynęła nuta suszonej, pudrowo-podsłodzonej żurawiny, czerwonych owoców w - tylko przez moment! - ciepławym kontekście.

Mniej więcej w połowie słodycz stała się chłodna, pasująca do bazowej rześkości. Okradziona z prażono-ciepłych nut,  jednoznacznie skojarzyła mi się ze słodzikiem. Na rzecz jego zimnej, przymglono-zadymionej słodyczy znikały resztki podprażenia.

W tym czasie gorzkość z ziemistej zrobiła się trochę dymna. Nie było w tym jednak suchości czy ciepłego klimatu. To były jakby kłęby wilgotnego dymu... Mgły? Zbierające się nad ziemią, w której pojawiła się odrobina migdałów (i orzechów?). Wiązało się to ze słodyczą (sosu karmelowego z lodów?). Wszystko to było dość tajemnicze. Odnalazłam w tej niejednoznaczności białe kwiaty... dużo kwiatów. Nagle pomyślałam o słodko-ostrawej lukrecji, choć nie był to do końca jej smak. W połowie wyraźnie dominowała gorzkość, mająca oczywistszy wydźwięk niż ta "migająca się" słodycz.

Tu wkroczył kwasek jako ukłucia soczystej cytryny. Bliżej końca pomyślałam też o soku porzeczkowym, jakimś czerwonym... Owoce świetnie wpisały się w rześkość, choć kwiatowa nuta i wodnista struktura jakby rozmyły je, odbierając jednoznaczność. Na swoim postawiła lukrecja. Słodka i chłodna, nienachalna, ale wyraźna.

Na koniec kompozycja łagodniała. Pojawiła się maślaność, wynikająca z karmelu, który wrócił pozbawiony prażonego zabawienia, oraz niejednoznacznej cytrynowości, która weszła w strefę słodko-pudrowego kremu / mousse'u cytrynowego. Chłodne masło... i znów sugestia lukrecji. Tym razem już pikantniejszej, która nagle zupełnie zagłuszyła jakiekolwiek prażenie.

W posmaku pozostała słodzikowo-owocowa słodycz. Wodnista i niejednoznaczna, przydymiona i zestawiona z o wiele mniej wyrazistą gorzkawością. Było w tym coś lukrecjowego. Ta ukryła się za końcowymi nutami, zza których i ziemia wciąż spozierała.

Całość miała chłodny wydźwięk, mimo że podprażenie czuć. Wyszła dość słodko, mimo że to ziemista gorzkość dominowała. Nuta dymu jakoś to spajała. Mnóstwo w niej wilgoci i rześkości, przejawiającej się jako lukrecja i słodzik, udekorowane kwiatami. Słodzikowo-karmelowe akcenty dominowały; owoce były, acz nieśmiałe. Wyrazistą ziemistość w końcu złagodziła pewna orzechowawość i maślaność. To postrzegam jako końcowe odebranie charakteru. Ogólna słodycz zaś... wolałabym, żeby ta lukrecja uderzyła odważniej, a to tak się plątała... Słodzik, pudrowość - z tym miałam problem.
Niepewność i niejednoznaczność dodatkowo wzmocniła konsystencja. Za wodnista i ogólnie nierobiąca wrażenia. Taka pospolita.

Jakoś nie odpowiadała mi konsystencja, a nuty za często odbijały nie w tym kierunku, co bym chciała, toteż czekolada nie zrobiła na mnie większego wrażenia, mimo że w sumie była smaczna. Przyjemnie gorzka, ziemisto-dymne nuty też moje, ale szkoda, że raczej z efektem niż smakiem lukrecji. Słodziku, masła i niejednoznaczności było mi tu za wiele.


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 9,50 zł (za 30 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 599 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

7 komentarzy:

  1. Oo, właśnie od tazu jak przeczytalam nazwę to mi się skojarzyło ze słodziutkim zwierzaczkiem :p do kuny bardziej pasowałaby mi chyba czekolada mleczna bo to taki rozkoszny zwierzak :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tych trzech Kuna (Kun? :), które próbowałem, ta była chyba najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbyt Twój smak (za dużo ziemi) i zupełnie nie moja konsystencja. Rozpuszczania na wodę barrrdzo nie lubię. Już wolałabym czekać godzinę na bagienko. Chociaż nie, to też zło. Masło nie wiem, czy jako co bym odnotowała. Lukrecji nie chcę. Słodziku też nie. Baw się beze mnie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam problem, bo ciągle nie wiem, czy trafnie nazywam masło masłem. Wydaje mi się, że to, co czuję jako masło, inni czasem opisują w recenzjach jako "buttery" albo podają nazwy dziwnych wypieków, które gdy sprawdzam przepisy, są właśnie z dużą ilością masła. Ej, jadasz masło? Dobrze znasz jego smak? xD

      Ta czekolada u Ciebie nie miała by najmniejszych szans.

      Usuń
    2. Nie jadam masła ani margaryny, ale dobrze znam smak obu, bo całe życie jadałam i lubiłam (lubię nadal). To samo mam z majonezem, musztardą, pesto, przyprawami, alkoholami... Nie trzeba aktywnie jadać, żeby znać. Tak sądzę. Co Ty o tym myślisz?

      Usuń
    3. Właśnie też nie jadam ani tego, ani tego, z tym że ja nie lubię i nigdy nie lubiłam (i nie jadałam). Zawsze wolałam kanapki robione przez tatę, niż Mamę, bo on też bez masła jadł (nie chciało mu się smarować), a Mama zawsze się dziwiła, jak kanapkę można "tak na sucho". Ona jada margarynę (Smakowitą - z masłem! Chyba aż 0,5!) i siłą rzeczy mam jakiś tam ogląd na to. Zdarzyło się jednak zjeść i właśnie wydaje mi się, że znam te smaki, ale czasem już sama nie wiem, czy aby na pewno znam je w 100 %ach. Na pewno odróżniam, ogólnie też wiem, jak smakują, ale parę dni temu Mama kupiła sobie jakieś "naturalne włoskie masło" to spróbowałam (właśnie by wiedzieć, czy bzdur w recenzjach nie piszę) i byłam w szoku. Takie dziwne, obleśne coś... do niczego właściwie niepodobne. I zgłupiałam (akurat się to z Twoim komentarzem zgrało).
      Z masłem mam problem, bo znam je raczej z rzeczy maślanych - te czasem potrafią być ok, nie powiem, więc właśnie to raczej mam na myśli w recenzjach, bo to pewnie tłuszcz kakaowy (nie masło, więc takie... orzechowe masło? nie że peanut butter, że tak powiem). Dlatego właśnie o masło zapytałam, bo jakieś to dziwne wszystko. :P Ale wydaje mi się, że MNIEJ WIĘCEJ dobrze nazywam. Mam tylko problem, jak ludzie to odbierają. Jak piszę, że czułam maślaność, to nie że ot kostkę masła (jak ją czuję, to piszę np. "oczami wyobraźni zobaczyłam kostkę / taflę masła"), awłaśnie mimo wszystko chodzi mi bardziej o masło-maślaność. I właśnie jestem bardzo, bardzo ciekawa, jako co mogłabyś w moich czekoladach tę nutę odebrać.

      Zostawiając jednak już biedne masło, jestem tego samego zdania (ale założę się, że nie dotyczy to osób, które nie skupiają się na jedzeniu, ale olać ich). Znam dobrze zapachy, więc one coś mi mówią o rzeczach, których nie jem. Np. nienawidzę majonezu i właśnie bardzo dobrze znam jego smak - jak gdzieś jest choćby odrobinka, to ją wyłapię i mnie odrzuca. Musztardy i poszczególne przyprawy - też znam i albo lubię, albo nie, wiem dlaczego, mimo że nie używam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.