niedziela, 4 sierpnia 2019

baton Legal Cakes Simba

Lubię batony Legal Cakes, choć jadam je rzadko, bo ani batony, ani ciasto (a postrzegam je jako połączenie tego) nie leżą w kręgu moich słodyczowych zainteresowań. Pojawiła się nowość, wraz z wejściem do kin nowego "Króla Lwa", więc oczywiście kupiłam. Do kina również poszłam, mimo że nienawidzę chodzenia do kin, oglądania tam czegokolwiek (czuję do tego wstręt). Co więcej, miałam ten film zbojkotować i nie iść, ale jak najszybciej chciałam się dowiedzieć, jak bardzo zniszczyli tę wspaniałą animację. Nie ukrywam, że to jedna z moich najukochańszych bajek, więc ani remake'owi, ani batonowi nie miałam zamiaru odpuścić. Jako że baton składał się głównie z uwielbianych przeze mnie rzeczy, postanowiłam sobie nim poprawić nastrój "okołofilmowy". O ile nie przepadam jednak za zbożami ekspandowanymi, tak ogólnie rzecz biorąc - uwielbiam kaszę jaglaną i twory z niej, toteż nie byłam "bardzo na nie". Zdarza mi się na kolację zrobić ją na mleku i zjeść z masłem orzechowym - uwielbiam to połączenie, toteż liczyłam, że Simba będzie je przypominał (bo batony nauczyły mnie, że daktyle i fistaszki potrafią masło orzechowe imitować).
Swoją drogą, w Afryce "simba" oznacza po prostu "lew", więc... Brawo Disney, za kreatywne nazwanie lwa (mojego kolegi, który miał żółwia o imieniu Pies w sumie i tak nie przebił).

Legal Cakes Simba to baton daktylowo-orzechowy z kaszą jaglaną (5,6%) i ciemną czekoladą o zawartości 70 % kakao; bezglutenowy i wegański.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach fistaszków w naturalnie-"zdrowym" klimacie, bo z nutą pewnej białkowości, strączków. Fistaszki wydały mi się same w sobie surowo-fasolowe. Czułam również ciemną czekoladę, podkreślającą poważnie-wytrawny wydźwięk. Z czasem zrobiło się bardziej słodko, mimo że roślinność strączków nie zniknęła. Wyłapałam też kaszę. Coraz bardziej przypominało to miodowo-karmelową, słodką masę z makowca.

Baton to dość konkretna, raczej (acz nie całkiem) zwarta, wilgotna cegła ze średniej grubości warstwą czekolady.
To najbardziej batonowy, a nie ciastowy baton marki, lecz mimo to zdecydowałam się jeść go jak ciasto. W sumie trochę przypominał takowe, dość kruche.
To wymusiło na mnie potraktowanie warstwy czekolady jako spód (łatwiej jeść widelczykiem). Była bowiem chrupiąco-twarda jak czekolada na lodach na patyku. Sama masa batona była bogato najeżona ekspandowaną kaszą jaglaną. Orzeszki zmielono niemal zupełnie, pozostawiając jedynie drobinki.
W ustach czekolada rozpuszczała się bardzo szybko, gładko-tłusto i zarazem nieco wodniście, by po chwili zniknąć zupełnie.
Podczas jedzenia baton okazał się konkretny i zwarty, a zarazem zaskakująco rozpływający się i mięknący. Przypominał połączenie papki z daktyli i miękkiego chleba. Nie był za tłusty, ani strasznie konkretny, ale zapychający i lekko mulisty.
Kasza, mimo iż początkowo niby twardawa, chętnie nasiąkała i miękła, jako wilgotnie-twardawo-miękkie placki przylepiając się do zębów. Plątały się tam też twarde drobinki orzeszków.

W smaku czekoladę cechowała przyjemna, niemal dymno-węgielna gorzkość oraz chłodna, nie za mocna słodycz. W trakcie jedzenia speczyficzna słodzikowość erytrytolu bardziej się wyeksponowała, ale ogólnie nie narzucała się, gdyż czekolada dopasowała się do reszty smaków.

Baton wydał mi się bowiem przede wszystkim słodziuteńko-karmelowy, takimi jakby... palono-karmelowymi daktylami. Ich smak sam w sobie pobrzmiewał niemal cały czas, ale kiedy mieszał się z delikatnymi orzeszkami, imitował raczej smak... masy makowej. Takiej przesłodzonej miodem i od tego miodu lepiącej oraz drapiącej w gardle.

Lekka gorzkawość z tła, także ta czekolady, podkręcała to skojarzenie. Czułam wytrawnie-roślinne nuty fasolowo-grochowe, białkowe... trochę dziwne, ale w zasadzie pasujące (jak mało makowy mak?).

 Kaszowość także odnotowałam. Delikatną i nasilającą się epizodycznie przy kulkach kaszy. Bez dwóch zdań jaglanej! Może dodała lekkiej goryczki, a może nie... Z czasem robiła się bardziej papierowo-nijako-ekspandowana, ale rozbijała tym słodycz. Ta jednak i tak była silna, wszechobecna. Przy rozgryzaniu kaszę oczywiście czuć ją wyraźniej. Razem z ekspandowaniem. Chwilami pojawiała się goryczka. Arachidowość lekko pobrzmiewała, a przez konsystencję pomyślałam o miodowo-bananowym chlebku z orzechami maźniętym masłem orzechowym (chodzi o wypiek a'la ciasto, coś jak to).

W posmaku pozostała słodycz słodziku i daktylowej masy makowej. Czułam jakby miodowe drapanie w gardle (trochę jakby "ostrość" słodziku?), ale... także wytrawnie orzechowo-kaszowo-zbożowy motyw.

Nigdy nie jadłam kutii, ale tak ją sobie wyobrażam. Zasładzająca, orzeszkowo-"makowa" kompozycja z przyjemnymi akcentami goryczki i całkiem przyjemną ciemną czekoladą przypadła mi do gustu, że nawet ekspandowana kasza mi nie przeszkadzała. Jaglaną uwielbiam, ale właśnie trochę miałam wątpliwości co do ekspandowania. Wyszła jednak w porządku (mogła wyjść lepiej w innej formie, ale co tam). Mam jednak wrażenie, że trochę w tym wszystkim zgubił się pazur. Smacznie, ale nie jakoś specjalnie interesująco.
Co ciekawe, kojarzyło mi się to też trochę bardziej z szyszkami (których nigdy nie jadłam), niż Szyszka tej marki.


ocena: 7/10
kupiłam: Legal Cakes
cena: 8 zł (za 90 g)
kaloryczność: 431,2 kcal / 100 g; sztuka - 388,1 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: daktyle 44,4%, orzeszki arachidowe 41,7%, odżywka białkowa wegańska (87,5% izolat białek grochu, 12,5% izolat białek ryżu), ekspandowana kasza jaglana, czekolada ciemna (70 % miazga kakaowa, substancja słodząca: erytrytol)

10 komentarzy:

  1. Byłam na tym Królu Lwie i naprawdę mi się podobał! Wiadomo, klasyczna bajka lepsza, ale taki bardziej realistyczny film też fajnie było obejrzeć :) baton z kolei wydaje mi się, jak to określiłas, bez pazura. Kasza widzi mi się jako leciutki dodatek, a do lwa pasowałoby mi coś cięższego - może orzeszki, ziarna kakao czy kawałki czekolady?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogliby dać ugotowaną kaszę jako część bazy, a w kwestii dodania orzechów - jestem za!

      Usuń
  2. Mam podobnie z filmem. Animacja była moją pierwszą ulubioną bajką w życiu i z tego, co mówi mama, przez jakiś czas oglądałam ją każdego dnia. Mam nawet wspomnienie, jak chowam się pod stołem i płaczę na scenie z umierającym Mufasą. Bardzo, bardzo się boję nowości, choć słyszałam, że jest dobra. Napiszesz coś więcej o swoim odbiorze?

    Ja bym mogła sprawdzić, czy odpowiada kutii, bo mam wieloletnie kutiowe doświadczenie. Któregoś dnia wrócę do Legal Cakesów, może jeszcze trafię na Simbę. Skądinąd nie znałam tłumaczenia imienia, ale mnie nie razi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne wspomnienie! Tylko że ja siedziałam za rogówką.

      O samym filmie? Właśnie według mnie nie jest aż tak dobra, jak na "Króla Lwa". Jako ładnie zrealizowany film to taak, ale... Tu się rozpisałam: http://dlalejdis.pl/artykuly/krol_lew_recenzja

      Powinnaś sprawdzić! Często w końcu w słodyczach czujesz masę makową itp., więc w tej kwestii uważam Cię za eksperta.
      I koniecznie powinnaś spróbować nowego Sneaky'ego - zacnie przykrył wspomnienia obleśnych, śliskich fistaszków z dawnego.
      Nie ma we Wrocławiu punktów, w których sprzedają batony Legal Cakes? Ja ostatnio sprawdziłam na ich stronce i u mnie w mieście są a to na siłowniach, a to ze sportowymi rzeczami. I tak ostatnio do Chiacha wróciłam tym sposobem.

      Usuń
    2. Tylko wiesz... Gdybym kupowała, to od razu wszystkie. Wówczas zaczynam myśleć o niepotrzebnym wydłużeniu listy, i dupa. Na dodatek ostatnio biorę tabletki, przez które jestem ciągle śpiąca i testuję tak mało słodyczy, że mam zapas wpisów na 2 tygodnie :/

      Usuń
    3. Trochę nie rozumiem, dlaczego wszystkie, skoro nie piali o zmianach (cholera wie, może jakieś małe wprowadzili). I taak, "trochę" jest tu kluczowe, bo z zakupami też mam swoje małe dziwactwa.

      Biedna, nie cierpię takiego stanu, w którym chce się spać i nie jest się w stanie nic robić. Mam nadzieję, że to z niczym poważnym się nie wiąże?

      Usuń
  3. Bardzo lubię batony-ciasta Legal Cakes, ale przyznam, że wykorzystanie trendu na modną bajkę przy nazywaniu batona, wywołało u mnie lekko ironiczny uśmiech, bo nie mam pojęcia co sam baton może mieć wspólnego z "Królem Lwem" czy Afryką. Jednak przyznam, że Simba naprawdę mi smakował (choć ubolewam nad nie najlepszej jakości czekoladą) i podobnie jak Tobie, przywiódł mi na myśl szyszkę. Też był dla mnie bardzo sycący, ale akurat w czasie, gdy go jadłam, właśnie czegoś takiego potrzebowałam.

    Zdziwiło mnie to, że podobnie wyobrażasz sobie smak kutii. U mnie w domu kutię podaje się co roku na Wigilię i wcale nie przyrównałabym do niej tego batona. Nie ma w niej orzeszków ziemnych ale orzechy włoskie, a zamiast daktyli są morele i wiśnie. Gotowana pszenica zastępuje kaszę jaglaną. Wszystko jest niezbyt gęste za sprawą słodkiego, makowego mleczka. Jednak na pewno w każdym domu kutię robi się inaczej, więc może gdyby trochę zmodyfikować mój rodzinny przepis można by uzyskać coś o smaku zbliżonym do tego batona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ateistką, toteż wigilii się u mnie nie obchodzi, tradycji nigdy nie kontynuowaliśmy z rodzicami, a i pochodzę z regionu, w którym chyba łazanki z makiem były popularniejsze od kutii, ale właśnie - u mnie to tylko wyobrażenie. Pewnie można by kutię tak zrobić, by do Simby dopasować. W końcu ile robiących, tyle różnych mas makowych. ;D

      Usuń
  4. Masa kakaowa robi swoją robotę. Co do powyższych komentarzy, odniosę się w ten sposób - kasza ma ci przypominać wyschnięte trawy sawanny, spalone afrykańskim słońcem. Gdyby nie daktyle, to byłby to baton bardziej suchy niż stand uperzy czy jak się to pisze. A czerń kakao pozostawiam waszym interpretacjom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, jak widać zabrakło mi wyobraźni do tego jakże obrazowego batona.

      A czy ktokolwiek się tu czepiał daktyli?

      Co jest nie tak z czernią?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.