poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Zotter Labooko Caramel / Karamell biała karmelowa

Dziś przedstawiana czekolada sama z siebie za nic by mnie nie skusiła. Nie jest to nowość, ale chyba kiedyś w ofercie Zottera karmelowa Labooko wyglądała nieco inaczej. Nie wiem, nawet kiedyś specjalnie mnie nie ciekawiła. Jak to się stało, że poprosiłam o nią w pełni świadomie? A no potrzebowałam dobrej czekolady do twarożku inspirowanego lodami Magnum Double Caramel Gold Billionaire, jaki sobie wymyśliłam (i pojawił się na instagramie). Pierwsza do głowy przyszła mi co prawda Wedel Karmellove! karmelowa, ale potem mnie tknęło, że jak taki deser ma się udać, to chyba lepiej pomyśleć o czymś potencjalnie bardziej w moim guście, wyższej jakości.

Zotter Labooko Caramel / Karamell to biała czekolada karmelowa z cukrem Muscovado.

Po otwarciu poczułam zapach miękkich, ciągnących i lepiących karmelków oraz jasnych ciastek korzennych. Istotna w obu wątkach, w całości, była maślaność. Kompozycja była słodka, ale w szlachetny, łagodnie karmelowo-karmelkowy, minimalnie waniliowy sposób. Zapach ogólnie wydał mi się zaskakująco delikatny.

Tabliczka w dotyku sugerowała pylistość i tłustość. Przy łamaniu nie trzaskała, lecz była masywna, a do tego trochę krucha. Gdy odgryzałam kawałek, potrafiła zdrowo chrupnąć.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanie-szybkim, kremowo i nie za gęsto. Była tłusta w maślano-pełnomleczny sposób. Próbowała przedstawić się jako gładka, acz przewijała się w niej lekka proszkowość. Końcowo wydawała się nieco obklejać podniebienie, po czym jednak znikała już rzadkiej - jak tłuste mleko.

W smaku od początku czułam ogrom mleka. Dołączył do niego delikatny, słodki karmel, który przemodelował główny wydźwięk na mleko karmelowe. Słodycz nieco rosła, umacniając swój szlachetny ton. Tu pomogła wanilia.

Pomyślałam o karmelowym mleku skondensowanym, wręcz... kajmaku czy krówce? Miękkich, ciągnąco-lepkich karmelkach.

Palony akcent niby się zaznaczył, ale nie był mocno istotny. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa już więcej uwagi skupiło na sobie ciepło. Ciepło korzenne, ale na pewno nie ostrość. Odnotowałam cynamon i już po chwili oczami wyobraźni zobaczyłam ciastka cynamonowe. Acz takie jaśniejsze, maślane? Maślaności ogólnie nie brakowało.

A słodyczy mało, że nie brakowało - zbierało się jej nieco za dużo. Wraz z ciepłem aż rozgrzewała trochę gardło.

Ciągnące karmelki też musiały być maślane. Końcowo jednak to cynamonowość i ciepła korzenność zajęły pierwszy plan. Zrobiło się ciasteczkowo jakby za sprawą delikatnych ciastek karmelowych. Słodycz ogólna już znacząco wzrosła, a wanilia, choć jakby działała z dalszego planu, nie walcząc o jednoznaczność całkiem wiele miała do powiedzenia. 

Po zjedzeniu został posmak cynamonowo-karmelowy. Ciepły i mocno ciasteczkowy, ale nie pieczono-palony. Karmel? Powiedziałabym, że ciągnące, delikatne karmelki z echem mleka skondensowanego. Było bardzo słodko, za słodko, co czuć aż na poziomie gardła.

Czekolada była bardzo ciekawa i w sumie smaczna, ale nie wydaje mi się wyjściową czekoladą karmelową. Za dużo było w niej korzenności i ciasteczkowości, by była po prostu karmelowa. Gdy jadłam ją samą, taki efekt w sumie mi pasował, jednak potrafię sobie wyobrazić, że jak ktoś chce po prostu czekoladę karmelową, to... może niekoniecznie korzenną? 

Kompozycja bardzo słodka i ciepła, ale wciąż szlachetna i niebanalna. Moje maksimum jedzenia osobno to 5g (a założyłam, że zjem 10... - przerosło mnie to jednak, wiem, że po takiej ilości zrobiłoby się nieprzyjemnie), ale reszta miała mi posłużyć do deserów (miałam nadzieję, że na tyle udanych, że do powtarzania). Ciekawostkowo doceniam, ale mnie aż taka słodycz i tłustość, a niska czekoladowość zwyczajnie przytyka, i tak degustacyjnie nie czerpię z tego przyjemności.

"Deserów" - właściwie jednego, bo stylizowanego na lody Magnum Double Gold Caramel Billionaire. Twarożek (jogurt typu greckiego Piątnicy i pół twarogu Pilos) wymieszałam z 2 łyżeczkami cynamonu, dodałam jakieś 30g orzechów pekan, 15g Zottera Labooko Caramel i 3 ciastka Annas. Czekolada w takim wydaniu się sprawdziła. Nie zasładzała aż tak bardzo, a i przy sowicie korzennym otoczeniu, jej korzenność aż tak nie wychodziła na pierwszy plan. Przekornie czekolada wydawała się nieco bardziej krówkowo-karmelkowa, karmelowa. Czyli wyszła dokładnie tak, jak wyjść miała. To był dobry pomysł! Tak, do połączenia wracałam (za pierwszym razem próbowałam jeszcze dodać JAL Mleko karmelowe w tubce, ale okazało się porażką).


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 22,49 zł (cena półkowa za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 566 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: surowy cukier trzcinowy Muscovado, 35% tłuszcz kakaowy, 24% karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), pełne mleko w proszku, cały cukier trzcinowy, emulgator: lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, sól, cynamon

PS Zapraszam na aktualizację E. Wedel Karmellove! biała karmelowa. Zmienione opakowanie, wygląd tabliczki i... gdy skończyła mi się wyżej opisywana Zotterka, musiałam przeprosić się z Wedlem. I spojrzałam na niego łaskawiej.

sobota, 5 kwietnia 2025

Paradai Nakhon Si Thammarat 75 % Dark Chocolate ciemna z Tajlandii

Markę Paradai pierwszy raz na oczy w internecie zobaczyłam bardzo niedawno. To niewielka manufaktura z Tajlandii, której dwójka założycieli zajmowała się głównie prażeniem kawy. Bardzo mnie zaintrygowała, bo nigdy dotąd nie jadłam ani czekolady tajlandzkiej marki, ani z kakao z Tajlandii. Już ciekawe, bogate w detale opakowania przyciągają wzrok. I dobrze! O marce i czekoladach poczytałam jednak niewiele - Tajlandia ciekawiła tak, że co by nie napisali, jedną na próbę zamówiłam. Dwójka założycieli marki, jak się okazało, zajmuje się w zasadzie prażeniem kawy. W pewnym momencie jednak zainteresowali się kakao i zaczęli z nim eksperymentować. Na południu Tajlandii pracuje sporo farmerów kakao (o czym nie miałam pojęcia), więc z jego kupnem nie mieli problemu. Tę czekoladę zrobiono z ziaren z regionu Nakhon Si Thammarat. Efekty ponoć od razu zrobiły wrażenie na Akademii Czekolady i Paradai obsypano nagrodami. Zacnie było móc sprawdzić, czy zasłużenie.


Paradai Thai Craft Chocolate Nakhon Si Thammarat 75% Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Tajlandii, z regionu Nakhon Si Thammarat.

Po otwarciu poczułam kwaśny nabiał i soczyste, mocno winne nibsy kakaowe, mieszające się z soczystymi owocami czerwonymi. Przewodziły im wiśnie, choć czułam też jakiś nieokreślony, egzotyczny splot. Zaplątała się tam słodsza, bardziej rześka pitaja i coś kwiatowego... Albo w ogóle soczyste kwiaty, np. hibiskus? Wytrawność zapewniły za to cierpko-gorzkie zioła, nieokreślone przyprawy i stare, suche drewno. Do głowy przyszedł mi jeszcze wiśniowy marcepan. Przy nim też znalazła się pewna rześkość, nasuwająca na myśl wiórki kokosowe i niedopieczone, mało słodkie kokosanki.

Mała tabliczka była bardzo twarda masywna i przy łamaniu trzaskała głośno, jakby była bardzo pełna i... nieco zawilgocona?
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Obklejała podniebienie, dając się poznać jako gęsta i kremowo-masywna. Była bardzo tłusta i idealnie gładka. Doszła do tego soczystość, ale nie zaburzyła gęstości i konkretu. Końcowo czekolada zostawiała lekkie ściągnięcie.

W smaku pierwsze pojawiły się słodycz i wiśnie, układające się w wiśniowy marcepan. Słodko-kwaśny splot wystąpił w harmonii, jednak zaraz zaczął się rozchodzić i pokazywać swoją złożoność.

Słodycz na pewno należała do palonego karmelu, jednak takiego, któremu otoczenie dopowiada rześkość. Przełożyły się na to niemal kwiatowe owoce, np. pitaja i same rześkie, egzotyczne kwiaty. Słodka część rosła lekko, ale konsekwentnie i równo.

Kwaśność zaś rosła obok słodyczy w tym samym czasie, ale inaczej, bo skokowo. A tym samym łatwiej przyciągała uwagę Soczyste, charakterne wiśnie wsparły inne czerwone owoce, jakieś egzotyczne, niedookreślone. Rozgościła się cierpkość wiśni i... świeżych, soczystych miechunek. Miechunki na chwilę wyszły prawie na przód, po czym jednak schowały się za wiśniami.

Za tym wszystkim pojawiła się delikatna gorzkość. Ona z kolei wydała mi się wręcz leniwa. Zaserwowała trochę starego, ale jakże wonnego drewna. Pomyślałam o drewnie zbutwiałym i... porośniętym mchem? Z ukrytym, ziemistym półechem?

Gorzkość po chwili otuliły maślaność i nabiał. Przez pewien czas przechwytywał kwaśność czerwonych owoców, więc w głowie siedział mi nabiał kwaśny. Jakiś twarożek, maślanka...? Zaraz jednak zaczął nieco łagodnieć... pomógł mu chyba kokos.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa także kwiaty podchwyciły kwaśność. Oczami wyobraźni zobaczyłam hibiskusa o intensywnie czerwonym kolorze i równie intensywnym smaku.

W tle czułam do tego bardziej rześką niż maślana łagodność... Kokosa? Wiórków i miazgi z kokosa, acz ze względu na lekką, karmelową słodycz zawitały też trochę niedopieczone kokosanki.

Bukiet czerwonych owoców wciąż się lekko zmieniał. Dominowały wiśnie, ale w oddali przemknęły maliny, coś bardziej porzeczkowego... Na pewno czerwone porzeczki! A po chwili już niekoniecznie... Może jeszcze niezbyt dojrzały granat?

W gorzkości pojawiła się lekko palona nutka - może nibsy kakaowe? Acz nawet one zgarnęły trochę kwasku, podając mi go jako wręcz winny, poważniejszy motyw. Owoce zaś wydały mi się lekko... podbuzowane? Właśnie winne?

Nagle jednak na znaczeniu przybrał nabiał... a konkretniej maślaność? Maślaność bardziej orzechowa? Przyczynił się do łagodnienia kwaśności.

Owoce zaczęły się osładzać. Czułam więcej karmelu, chyba mniej jednoznaczne kwiaty... Aż kwaśność prawie zupełnie się wycofała. Wtedy wyszło na jaw, że ta maślaność to orzechy nerkowca.

Gorzkość szybko skorzystała z okazji i wybiła się jako mieszanka cierpkich ziół i przypraw. Na języku zaznaczyła się pikanteria pieprzu i gałki muszkatołowej. Dziwnie na zasadzie kontrastu nakręciły się z łagodnymi, naturalnie słodkawymi nerkowcami.

W posmaku wróciły jednak kwaśne wiśnie, acz wtłoczone w bardziej nabiałowo-maślane i nerkowcowe otoczenie, w którym sporo było pikantnawych ziół i przypraw, ale też jakby uspokajającego wszystko starego drewna. Tym razem już suchego. Pokazała się też ziemia.

Czekolada była bardzo smaczna, ale trochę za mało gorzka jak dla mnie. Potrafię jej jednak to wybaczyć ze względu na to, jak bogata i wielopłaszczyznowa była. Chociaż... aż chwilami trudno było w niej wszystko połapać. Wolałabym, by jej nuty drewna i ziół bardziej się rozwinęły. Mimo to, kwaśne wiśnie, egzotyczne owoce, soczyście-kwaśny hibiskus, porzeczkowo-miechunkowe akcenty zacnie wyszły. Dosłownie wtrącenia kokosa, ostrzejszych przypraw, nabiał i nerkowcowa końcówka uczyniły tę kompozycję bardzo złożoną. Słodycz była całkiem silna, ale zacnie wkomponowana i przełamana. W zasadzie... niewiele brakowało, a wystawiłabym 10.


ocena: 9/10
cena: 9.95 € (za 50g; około 43 zł)
kaloryczność: 615 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełny cukier trzcinowy

piątek, 4 kwietnia 2025

Cote D'Or Wit / Blanc BonBonBloc Praline Noisette / Hazelnoot biała z nadzieniem pralinowym / nugatowym z orzechów laskowych

Taka czekolada marzyła mi się na początku mojej przygody z blogowaniem, kiedy to zobaczyłam coś podobnego na innym blogu z recenzjami słodyczy. Nie pamiętam, czy to nie była przypadkiem właśnie taka, tej marki. A może to był Lindt? Na pewno jednak była to tabliczka zza granicy. W 2015 zdarzało mi się jeszcze z ogromną przyjemnością zjadać białe czekolady. Gdy obecnie usłyszałam od ojca pytanie, czy chcę tę czekoladę, ze smutkiem pomyślałam, że szkoda, iż trafi ona do mnie dopiero teraz... Jak mogłoby być miło, gdyby było to parę lat temu... Teraz obstawiałam, że tylko spróbuję. A reszta może miała szanse u Mamy? Niestety, po Cote D'Or Melk BonBonBloc Vanille & Crispy Cacao wątpiłam w jej jakość.

(Côte d'Or) Cote D'Or Wit / Blanc BonBonBloc Praline Noisette / Hazelnoot to biała czekolada nadziewana (45%) kremem pralinowym / nugatowym z orzechów laskowych.

Po otwarciu poczułam słodki zapach mleka i ciasteczek orzechowo-zbożowych. Do głowy przyszło mi też mleko z płatkami orzechowo-czekoladowymi, które zabarwiło i zasłodziło się od nich. Choć słodycz była silna i miała waniliowo-wanilinowe zabarwienie, nie wyszła strasznie duszno, a zrozumiale.

Wielka tabliczka - czy raczej tablica - już w dotyku zdradzała tłustość. Masywność zawdzięczała ewidentnie tylko grubości, bo tak wydawała się skora do mięknięcia. Bardziej niż łamała się, to rwała.
Gdy robiłam kęsa, czekolada trochę kruchawo się łamała, nie wgniatając się w nadzienie. Szło ono po całości, a nie tylko wypełniało kostki - nie pożałowano go. W pierwszym kontakcie wydało mi się tłuste, ale zbite i masywne, wręcz twardawe, ale jednocześnie plastyczne.
W ustach gruba czekolada rozpływała się szybko, dając się poznać jako gładka, gęstawo-zbita i tłusta. Rozpuszczała się bez kremowości, acz nieco maziście i trochę wodniście.
Nadzienie podpięło się pod nią tłustością. Wprowadziło już pewną kremowość, ale bardzo oleistą i trochę lepką, a jednak wciąż z odrobinę wodnistym elementem. Było znacznie tłustsze w miękko-oleistym, trochę margarynowym kontekście - miękło już po chwili. Czuć w nim jednak masywność nugatu z orzechów, pewną pylistość, ale i tak chwilami wydawało się aż osobliwie śliskawe i końcowo zmieniało się w zawiesinę.
Wnętrze rozpuszczało się nieco szybciej od czekolady, która zostawała na koniec.

W smaku czekolada przywitała mnie mlekiem, do którego doszła rosnąca słodycz. Mleko nieco się umocniło, ale słodycz przybrała na mocy kilkakrotnie mocniej. Czuć w niej cukier, ale też waniliowo-wanilinowe zabarwienie. Z czasem wanilina wybijała się na przód. Mimo to, czekolada nie wyszła zbyt duszno czy ciężko. Zaplątała się w niej za to marginalna wodnistość, upodabniająca ją do białej polewy, nie czekolady. Nie przesiąkła nadzieniem, co sprawdziłam, jedząc jej trochę osobno.

Wnętrze smakowo wylało się spod czekolady po paru chwilach, najpierw ostrożnie, a dopiero zwracając na siebie uwagę.
Krem z czasem podkręcił jednak lekko maślaność czekolady, po czym przegonił ją. Znalazł się na pierwszym planie, acz czekolada wciąż pobrzmiewała. 
Nadzienie samo w sobie smakowało słodko i wyraźnie orzechowo. Słodycz grała z laskowcami na równych prawach, układając się w trochę czekoladowo-maślany, pralino-nugat. Mimo że także słodycz kremu była wysoka, środek nie wydał mi się przesłodzony, a słodki w punkt, zrozumiale.

Jednak mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa opływająca go czekolada dała efekt nugatu w przesłodzonym do granic możliwości mleku. Słodka w aż drapiący sposób, a mlecznie mdława, polewowa czekolada trochę tłumiła smak środka i podrzuciła skojarzenie z mlekiem zabarwionym przesłodzonymi, orzechowo-czekoladowymi płatkami. a ja pomyślałam też o orzechowo-zbożowych ciastkach w białej polewie. Nawet przemknęło echo skórek orzechów, wydobywające mleczną czekoladę. Niestety słodycz - dopowiadana przez wierzch - dopisała jej lekką plastikowość. W obie wizje zakradła się wodnistość.

Polewowa, ryzykownie wanilinowa czekolada słodyczą coraz bardziej przygłuszała nadzienie. Po wodnistości - gdy cukier prawie palił w gardło i język - odnotowałam coś niedookreślonego... Oleistość? To już przesądziło o tym, że czekolada jawiła się jako kiepska (nic jej już nie ratowało). Przez kumulację słodyczy, także czekolada wydała mi się jeszcze bardziej mdławo-wodnista, a tak to cukrowo-wanilinowa.

Po zjedzeniu został posmak praliny orzechowej z lekką metalicznością, oleiście-wodnistym echem i cukrowo-wanilinowym towarzystwem białej polewy - niby mlecznej, ale bez charakteru. Czułam się przesłodzona tak, że słodycz aż piekła w język i gardło.

Tabliczka w zasadzie powinna spełnić oczekiwania wielbicieli białych czekolad, nugatów i takich bardzo słodkich tworów, którzy nie liczą na zbyt wysoką jakość. Nie była najwyższych lotów, ale skrajnie niskich też nie. Biała czekolada wyszła trochę polewowo i za słodko, ale jeszcze nie rażąco. Nadzienie zaś miało potencjał ze względu na mocno orzechowo-pralinowy smak. Gdyby tak dopracowali jego jakość - mogłoby być naprawdę warte uwagi. Nawet nie było przesłodzone, ale całość owszem. Nadzieniu przydałaby się o wiele lepsza czekolada. Ocenę trochę naciągnęłam za pomysłowość. Ogólnie wyszła nieco lepiej niż Cote D'Or Melk BonBonBloc Vanille & Crispy Cacao za sprawą orzechowości środka.

Mimo że w sumie połączenie nugatu i białej czekolady z zamysłu tu doceniam, to jednak ta słodycz i jakość mnie zmogły. Ledwo zjadłam kostkę. Resztę oddałam Mamie - ona zjadła znacznie więcej, bo wszystko, co dostała. Opisała: "Ta czekolada wygląda przepięknie, bardzo ciekawie i... ciekawie smakuje. To nadzienie to jej największa, ogromna zaleta, bo bardzo dobre. Nugatowe, ale kojarzyło mi się trochę z takimi jakimiś wafelkami, batonami... No ciekawe, niespotykane i dobre. Szkoda tylko, że ta biała czekolada nie jest lepsza, zwłaszcza, że my ogólnie białych nie lubimy. Ta była trochę polewowa, ale przy tym nadzieniu jakoś przeszła. Ogólnie mogłaby jeszcze być mniej słodka, ale da się znieść".


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam od ojca
cena: nie znam
kaloryczność: 573 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: pralina 29% (orzechy laskowe, cukier) cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, tłuszcz roślinny (palmowy, shea), serwatka w proszku, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, emulgatory (lecytyny sojowa, lecytyny), tłuszcz mleczny, aromaty

środa, 2 kwietnia 2025

Zoto Peru Ganzo Qori Warmi Cusco 75 % Dark Chocolate ciemna

Belgijską markę Zarkę Zoto zdążyłam pokochać już na dobre, więc myśląc o kolejnych większych czekoladowych zakupach robiłam rozeznanie, gdzie jakie niepróbowane dotąd ich tabliczki mogę zdobyć. Jedna amerykańska stronka, na której zakup zleciłam komuś z rodziny, miała w ofercie nieznaną mi czekoladę. Była jednym z głównych motywatorów, by sprawę ruszyć w ruch. Z tego, co już po degustacji poczytałam na stronie producenta, dowiedziałam się, że za pośrednictwem organizacji  Lutheran World Relief Zoto pomaga farmerom kakao z Qori Warmi w ramach projektu MOCCA, czyli aby usprawnić agrokulturę w regionie. Chyba że powinnam napisać "farmerkom", bo kooperatywa Qori Warmi zrzesza właśnie je - wszak "Qori Warmi" znaczy "kobiety są warte złota w języku keczua.

Zoto Peru Ganzo Qori Warmi Cusco 75 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao Yunga (68% miazga + 7% tłuszcz) z Peru, z regionu Cusco.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach ziemi, mieszającej się z kwaśną lemoniadą marakujowo-cytrynową. Czułam też słodycz kwiatów, w dużej mierze różanych, ale niekoniecznie samych róż, a także karmelu. W oddali doszukałam się jeszcze kwaskawych truskawek liofilizowanych, a całą tą soczystość kwaśnych owoców łagodziła nuta... delikatnego, słodkiego mleka bananowego? Za motywem banana pojawiło się jeszcze... trochę pleśni? Do głowy przyszło mi orzechowawe, zapleśniałe awokado hass i ziemia.

Mała tabliczka wykazywała twardość i masywność. Przy łamaniu sprawiała wrażenie nieco kruchej.
W ustach rozpływała się powoli i kremowo. Długo zachowywała zbity kształt, choć miękła. Gęstość stała na średnim poziomie, podobnie zresztą jak jej tłustość. Początkowo skąpa soczystość z czasem znacząco się rozkręciła. Zmieszała się jednak z pylistym efektem. Końcowo lekko ściągała.

W smaku najpierw poczułam bardzo słodkie banany... Banany liofilizowane? Z pewną suchością smakową. Zaraz jednak zmieniły się w słodkie mleko bananowe, za którego sprawą wydały mi się nieco rozmyte.

Gorzkość wkroczyła powoli, dając znać, że ma wiele do powiedzenia.

W tym czasie jednak mleko wprowadziło jeszcze więcej słodyczy... I mleka karmelowego? Kajmaku?

Słodyczy dołożyły też kwiaty. Jakieś... róże-nieróże. Niby róże, ale nie tylko i niezupełnie. Na pewno też jakieś inne, ale podobnie słodko-ciężkawe, a zarazem... chowające w sobie kwasek? Delikatna goryczka zasugerowała szlachetne, mocno kwiatowe kadzidełka. Mimo wszystko, ich charakter był głównie słodki. I trochę wręcz... waniliowy?

W tle zaznaczyła się obietnica egzotycznego kwasku. Wpisanego jednak w słodycz... Może... dojrzałego do miękkości kiwi golden?

Gorzkość wzrosła, pokazując się jako bardzo pewna siebie, ale nie jakoś szczególnie siekierowa. Podkreśliła ją czarna ziemia. Ziemia, kojarząca się z mglistą, jesienną scenerią. Kwiaty z ochotą podchwyciły ten klimat.

Karmel zrobił się wyraźnie palony, a jego słodycz bardziej zgaszona. Zagłuszył słodkie banany prawie zupełnie. Odnotowałam za to... przebłyski mango? Słodycz lekko wzrosła w karmelowym kontekście, po czym trochę się wycofała.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa porządnie umocniła się za to ziemistość, ale nadal nie była to siekiera. Doleciała do niej łagodząca ją nieco nutka orzechowa.

Nagle wyobraziłam sobie krem orzechowy - z niejednoznacznej, ale na pewno łagodnej mieszanki orzechów - ze sproszkowanymi bananami. O, te walczyły o siebie głównie słodyczą.

Owoce wreszcie zdecydowały się spełnić obietnicę kwasku i na zasadzie kontrastu, przybyła marakuja. Pokazała się z soczyście-egzotycznej strony, po czym wpisała się w lemoniadę cytrynowo-marakujową. Naturalną, ale znacząco słodką. Cytrynę niby więc czuć, ale w bardzo słodkim wydaniu.
Za nimi zaś... chyba przemknęła mi raz po raz nutka liofilizowanych truskawek i... niezbyt podobnego do swoich zielonych braci, kiwi czerwonego i/lub golden? Przy nich ostała się też odrobinka bananów i chyba mango. Owoce jak już się pokazały, wyraźnie pobrzmiewały do końca.

Po owocowym debiucie gorzkość też wydała mi się mocarniejsza. Do ziemi dołączył dym, ale jako taki nie utrzymał się za długo, oddając kwiatowe kadzidełka, "dymne kwiaty".

Banany zgubiły się zupełnie w orzechowej toni, a mleczny akcent należał już nie do mleka bananowego, a czekoladowo-orzechowego. Z orzechów wyklarowała się końcowo mieszanka łagodnych, maślanych nerkowców i makadamia. Może jako lekko cierpkawy od dodatku kakao, ale też słodki - od wanilii? - krem orzechowo-czekoladowy?

Po zjedzeniu został posmak marakui, zmieszanej z silną słodyczą karmelu, charakterną ziemią i kwiatami w nieco dymnym wydaniu. Czułam też trochę cytryny i motyw liofilizowanych owoców - powiedziałabym, że kwaskawych, egzotycznych, ale w sumie niedookreślonych. Zaznaczyła się też cierpkość marakui i kiwi.

Czekolada była pyszna i ciekawa. Początkowo nic nie zapowiadało tak bogatej, soczystej kwaśności jaką z czasem zapewniła marakuja i lemoniada cytrynowo-marakujowa. Ziemistość, kwiaty, przechodzące w dym z kwiatowych kadzidełek, delikatne akcenty bananów, mleka bananowego i kremu orzechowo-bananowego, z czasem po prostu orzechów nerkowca i makadamia zapewniły zarówno nuty dosadne, jak i łagodniejsze - zacnie się wyważyły. A jednak słodycz chwilami za bardzo mi doskwierała, pchała się na pierwszy plan.

Trochę skojarzyła mi się z nieco okrojoną z innych owoców, ale na pewno z marakują i cytryną Maychoco 70 % Cacao de Cusco - Peru, w której obok soczystości pojawił się nabiał, karmel i dym.


ocena: 8/10
cena: €6,95 (za 45g; około 30 zł)
kaloryczność: 317 kcal / 100g (tak jest napisane na opakowaniu, ale obstawiam, że może to być błąd i 317kcal jest w opakowaniu, czyli 45g)
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier

wtorek, 1 kwietnia 2025

JAL Karmelowe Mleko zagęszczone słodzone

Choć data może sugerować żart, produkt ten naprawdę się tu u mnie pojawił! JAL Mleko zagęszczone słodzone śmietankowe w tubce zapisało się w mojej głowie jako jako-taki całkiem w porządku dodatek do deserów. To, że po nie sięgnęłam w ogóle może trochę dziwne było, ale sięgnięcie po dziś przedstawiane... już na pewno było dziwne. Nigdy mnie nie kusiło nawet w dzieciństwie, gdy wybierałam zawsze wariant kakaowy. Co więc dzisiaj przedstawiany - lata temu ulubiony Mamy - robi u mnie? Wykombinowałam zrobienie deseru inspirowanego lodami Magnum Double Gold Caramel Billionaire, które są mi obecnie... za słodkie i - uwaga - za zimne, nawet gdy jem prawie zupełnie roztopione. Nie byłabym jednak sobą, gdybym tak ryzykowny dodatek jak cukrowe mleko dodała, nie sprawdzając wcześniej, jak to w zasadzie smakuje.


JAL Karmelowe Mleko zagęszczone słodzone to "mleko zagęszczone słodzone z dodatkiem śmietanki", produkowane przez JAL Sp.j., dostępne w tubkach 150g. Zawartość tłuszczu to 8%, a suchej masy mlecznej beztłuszczowej 20%.

Mleko wąchane prosto z tubki zapachem nie zachęcało, bo zajeżdżało plastikowym mlekiem i równie plastikowym karmelem, tanimi karmelkami.
Wąchane nie z tubki było mniej... dosadnie przerażające, a po prostu taniawe. Przez myśl przemknęła mi przecukrzona krówka, a wyczuwalny karmel można by opisać jako nieco kajmakowy.

Mleko wydawało mi się trochę zżelowane, nie tyle zwyczajnie gęste. A ogólnie jego gęstość aż mnie zaskoczyła. Do tego było dość tłuste. Z łyżeczki spływało powoli. Gdy spróbowałam, potwierdziła się jego tłustość, a także wyszła na jaw proszkowość. Wydało mi się lekko kleiste, jakby zagęszczone i aż lepkawe - od cukru? Jak na mleko znikało dość powoli, trochę w sosowatym stylu.

W smaku pierwsze rozeszły się silna, ale nie powalająca słodycz i mleczność. Zaraz jednak słodycz bardzo wzrosła, grzmiąc niczym grom z jasnego nieba. Zahaczyła o cukier i błyskawicznie przechodziła w kajmak.

Kajmak mocno mleczny. Kajmak... niemal krówkowy? Domowe, przesłodzone krówki z kajmaku? Mleko starło się swoje wnieść, ale choć wyczuwalne wyraźnie, kajmakowość puściło przodem. Poczułam sztucznawość kajmako-karmelu. Mleczność w tym czasie dała się poznać jako wyraźnie zagęszczona i skondensowana, a ja doszukałam się też mleka w proszku.

Do zasłodzenia doszło bardzo szybko, bo słodycz nie miała żadnych oporów. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach cukier z kajmaku przeszedł do krówki. Pomyślałam o tanich śmietankowych lodach o smaku karmelków, może właśnie ze specyficznym, niepalonym sosem - na pewno nie był to bowiem palony karmel. A taki... uroczy karmeluś. Jego wydźwięk miał w sobie coś z aromatu.

Słodycz drapała w gardle bardzo szybko, ślina wręcz gęstniała, jednak smak do końca oddawał słodziutki, mleczny kajmako-karmelko-karmel, nie był mdły, ale przecukrzony na pewno.

Po spróbowaniu małej ilości i tak zostało okropne przesłodzenie, przejawiające się jako wręcz palenie w gardle, ale też motyw mlecznych karmelków i mleczny, nasuwający na myśl po prostu mleko skondensowane, trochę kajmak.

Oczywiście nie jest to produkt, który byłabym w stanie jeść osobno (i szczerze... nie wyobrażam sobie, jak ktokolwiek by mógł...). Szkoda jednak, tak czy inaczej, że ogólnie nie zdecydowali się na bardziej karmelowy wydźwięk, a poszli na łatwiznę, serwując klimaty bardziej kajmakowe. Wydał mi się mocno kiepski, ale pomyślałam, że dam mu szansę i zobaczę, jak sprawdza się w czymś.

Potrzebne mi to było do deseru stylizowanego na lody Magnum Double Gold Caramel Billionaire. Twarożek (jogurt typu greckiego Piątnicy i pół twarogu Pilos) wymieszałam z 2 łyżeczkami cynamonu, dodałam jakieś 30g orzechów pekan, 15g Zottera Labooko Caramel, 3 ciastka Annas i najpierw ostrożnie łyżeczkę mleka z tubki. Potem jeszcze niecałą drugą, licząc, że się wkręcę, wczuję, ale nie. Zepsuło mi kompozycję, więc czym prędzej zgarnęłam i zjadłam część z mleczkiem, by resztę mieć już bez niego. Smakowało wyraźnie sobą, a więc przesłodzonym, taniawym tworem karmelkowo-krówkowo-kajmakowym. Nie pasowało do twarożku z cynamonem - przesłodziło go i wydawało się jeszcze bardziej tandetne.

Resztę oddałam Mamie. Ona dodawała sobie po trochu do drugiej kawy - to jej bardzo posmakowała. Gdy spróbowała mleka z tubki samego stwierdziła, że: "Niesmaczne, przeraźliwie słodkie. Samego to w ogóle się nie da". Ciągle jednak powtarzała, jak bardzo zyskuje w kawie.


ocena: 4/10
kupiłam: ojciec kupił (chyba w Lewiatanie?)
cena: około 4-5 zł (za 150g)
kaloryczność: 328 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier 44,5%, śmietanka, mleko w proszku odtłuszczone, mleko, karmel 0,5%, aromat

niedziela, 30 marca 2025

(Terravita) Czekolada Mleczna dla TwojaKrew.pl mleczna; wersja dla krwiodawstwa 2024

Terravita ostatnimi czasy kompletnie przestała mnie ciekawić, niezależnie od tego, czy zmieniali swoje tabliczki, czy nie. A jakieś zmiany powprowadzali. Po raz już któryś. Sięgając po kostkę tej czekolady jednak o tym nie wiedziałam. Znajomy po prostu otworzył ją jako coś, co miało mu dodać energii na początku szlaku, jeszcze w miejscowości Szczyrbskie Jezioro, z którego ruszyliśmy na Bystrą Ławkę. Jak to ja... po prostu nie mogłam nie zabrać mu na chwilę czekolady, by nie obfotografoć jej. Wprawdzie widoków jeszcze nie było, ale... w tle jest za to jedna z wielu drewnianych rzeźbionych ławek, jakie tam mają. Po tym, jak spróbowałam, wcale nie dziwiłam się, że miał ją jako dopalacz cukru na całą trasę...


(Terravita) Czekolada Mleczna dla TwojaKrew.pl to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao; wersja dla krwiodawstwa 2024.

Po otwarciu poczułam bardzo słodki i bardzo mleczny zapach. W tle nawet zamajaczyła odrobinka kakao. Do głowy przyszło mi dokładniej kakao w proszku, zrobione na mleku z ogromem cukru. Ogół zapowiadał się nieco przesłodzony, acz nie czysto cukrowo.

Lśniąca tabliczka była twarda i trochę krucha. Już przy odgryzaniu kęsa zdradzała, że zaraz zmięknie.
W ustach faktycznie już po chwili zmieniała się w gęstą i miękko-gibką masę. Była tłusta i w zasadzie gładka, acz jakby lekko zmierzająca w proszkowym kierunku. Wyszła lepko i wręcz nieco przytykająco jak... tłusto-zgęstniała polewa?

W smaku od początku czułam wysoką słodycz i sporo mleka, z echem... Czegoś. Czegoś trudnego do uchwycenia. Niby kakao? Napoju kakaowego. Takiego jednak nesquikowego, rozpuszczalnego na bazie cukru. Ta nawet odrobinka jednak zaraz zniknęła.

Mleczność dała się poznać jako pełna i intensywna, ale i słodyczy nie brakowało pewności siebie. Przez parę chwil rosły równo, acz nagle słodycz zaczęła znacząco przyspieszać i nasilać się.

Choć cały czas czułam też sporo mleka, słodycz szybko osiągnęła poziom przesady i wyszła drapiąco, przytłaczająco. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pokazała swój cukrowy charakter, kojarząc się z zacukrzonym do bólu mlekiem...

Właśnie znowu z tym napojem instant kakaowym na bazie cukru, zrobionym na mleku. Dosłownie "kakałko", acz coś tam w oddali znów się zaakcentowało. Jawiło się jednak jako trochę plastikowo-udawanie, czemu nie pomogło drapanie słodyczy w gardle.

Niestety, słodycz (chyba) na zasadzie kontrastu wyszła jeszcze bardziej topornie i męcząco. Końcowo bardzo drapała w gardle. Mimo że silna mleczność nie odpuszczała, to przesadzona, prosta słodycz skupiała na sobie większość uwagi.

Po zjedzeniu został posmak mleczny i nieco... metaliczny? Jakby od cukru. A także po prostu przesłodzenie, przecukrzenie ogólne. Jakbym napiła się... cukru z dodatkiem mleka? Zrobionego na mleku napoju instant kakaowego opierającego się na cukrze? Drapało mnie w gardle.

Czekolada wyszła przeciętnie, ale przynajmniej mocno mleczne, co się chwali. Zacukrzała jednak okrutnie. Nie byłam w stanie zjeść całej kostki na raz. Poczęstowana zjadłam pół, a drugie pół dojadłam w domu i za każdym razem strasznie się zasłodziłam.
Ogólnie, jak wróciłam do recenzji Terravita Czekolada Mleczna 35 % z 2018 czy Terravita Czekolada mleczna z 2020 uznałam, że producent próbował poprawiać, poprawiać, a w końcu coś mu nie wyszło (składy i wartości minimalnie się różniły, więc widać, że coś kombinowali). Albo zwyczajnie na krwiodawstwo robią odrobinę gorsze czekolady? Małe różnice wyłapałam także w zwykłej Terravita Gorzka Czekolada 70 % (2023) a (Terravita) Czekolada Gorzka 70 % dla TwojaKrew.pl (2024).


ocena: 6/10
kupiłam: poczęstowałam się
cena: -
kaloryczność: 542 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, mleko w proszku pełne, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt wanilii

sobota, 29 marca 2025

Alnatura Feine Bitter Chocolat noir extra 70 % Kakao / Cacao ciemna

Markę Alnatura jakoś tam mgliście kojarzyłam, więc aż musiałam jej nazwę wpisać na blogu, by odkryć, że w 2017 jadłam jej smakowe opcje (Cafe BiscuitKnusper Zimt). Gdy je zobaczyłam, pożałowałam, że sprawdziłam. Niestety zrobiłam to dopiero po zakupie. Gdyby było inaczej, miałabym niemałą zagwozdkę. W sumie przez tyle lat wiele mogło się zmienić, prawda? Zamawiając uznałam, że dziś przedstawiana będzie smaczną opcją na dzień, w którym nie będę miała nastroju na nic szczególnie szlachetnego i typowo degustacyjnego, ale wciąż wartego refleksji i z potencjalnie ciekawymi nutami. Jako że czyste ciemne kupiłam 2, postanowiłam zacząć od tej o niższej zawartości.

Alnatura Feine Bitter Chocolat noir extra 70 % Kakao / Cacao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao.

Po otwarciu poczułam zapach słodkiej nalewki z kwaśnych śliwek węgierek, którą mocno osłodziło towarzystwo dojrzałych gruszek i jasnego miodu. Pomyślałam też o mocno aromatycznych, drobnych chryzantemach. Kompozycję spowiło ciepło, kojarzące się z prażonymi orzeszkami ziemnymi i złotymi liśćmi, szeleszczącymi w jesiennym słońcu. One i lekka drzewność wydały mi się kryć swoistą cierpkość.

Twarda tabliczka była masywna i nieco kamienna. Trzaskała głośno.
W ustach rozpływała się powoli. Była zbita, minimalnie wodnista i maziście-tłusta. Z czasem pojawiła się w niej lekka pylistość, próbująca nakierować całość na zawiesinowy tor. Końcowo lekko ściągała.

W smaku pierwszą poczułam słodycz lekko palonego, zgaszonego i może trochę maślanego karmelu, przechodzącego w miód. Pomyślałam o miodzie jasnym, ale wcale nie tak zabójczo słodkim. A jednak za jego sprawą słodycz rosła znacząco.

Pojawiła się jednak też gorzkość. Początkowo lekka, bo lekka, ale z potencjałem do wzrostu. Pomyślałam o dymie, mimo że palony wątek był delikatny. W oddali zaznaczyła się lekka maślaność... kremu orzechowego?

Słodycz w tym czasie rozeszła się na dwie strony. Z jednej kontynuowała karmelowość i miodowość, a z drugiej... otworzyła drogę owocom. Nagle zrobiło się niewiarygodnie soczyście. Nawet maślaności i kremowi orzechowemu się udzieliło - do głowy przyszedł mi krem orzechowo-śliwkowy.

Pomyślałam o kwaśno-słodkich węgierkach. Niektóre musiano przerobić jakby na słodką niealkoholową nalewkę, bardziej może sok, a część zostawiono jako soczyste, dojrzałe owoce. W tle odnotowałam coś bardziej rześkiego - gruszkę? Wyobraziłam sobie konkretniej gruszki konferencja.  I nagle dwa wątki słodyczy się zeszły. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa śliwki i gruszki zmieszały się z jasnym miodem.

Zaraz jednak o kwasek węgierek zawalczyła cytryna. Przełamała trochę słodycz, po czym straciła na jednoznaczności. Kwasek jednak już trwał na w miarę stabilnym poziomie. Był niski, ale istotny.

Zmotywował cierpkość. Pomyślałam o suchych, szeleszczących złotych liściach. Zalegały na stertach, skąpane w jesiennym słońcu, acz pod nimi... krył się akcent liści już przegniłych - w pewien sposób kwaskawych? -  i ziemi? Nuta mocniejsza, dosadniejsza. Za liśćmi znalazła się odrobinka drzew oraz... łagodzące gorzkość, delikatne fistaszki?

Słodycz nie odpuszczała. Po wzroście kwasku, z nową motywacją natarła i ona. Przez moment wydała mi się ryzykownie wysoka. Wyobraziłam sobie drobne, wielokolorowe jesienne, aromatyczne kwiaty. Kwasek się zachwiał.

Nagle lekka ziemistość zmieniła się w czarną herbatę z cytryną i miodem. Połączyły się w niej na zasadzie kontrastu żywa kwaśność i wysoka słodycz i wreszcie uzyskały harmonię. Słodycz, która ze względu na pewne ciepło, wciąż pamiętała też o maślanym karmelu.

Po zjedzeniu został posmak cytrynowo-miodowy i echo karmelu. Palonego i poprzez ciepło zmieszanego z jesiennymi, cierpkimi liśćmi. Do głowy przyszły mi jeszcze drzewa i arachidy.

Czekolada była smaczna. Słodka, ale nie przesłodzona, przyjemnie kwaśna od cytryny i węgierek, a także dostatecznie gorzka. Mogłaby bardziej rozwinąć ziemiste, dymne i herbaciane nuty, ale i tak były zacne. Akcent gruszek, miód i jesienny klimat stanowiły ciekawe zwieńczenie. Ogół był... prosty, niewymagający, a właśnie zwyczajnie bardzo  dobry.


ocena: 8/10
kupiłam: Piccantino
cena: 8,99 zł
kaloryczność: 563 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

czwartek, 27 marca 2025

Rapunzel Zartbitter Haselnuss Semisweet chocolate with hazelnuts ciemna 60 % z orzechami laskowymi

Jak pisałam przy Rapunzel Zartbitter Nougat Semisweet nougat chocolate bardzo cieszyłam się z perspektywy porównania dwóch sposobów marki Rapunzel na orzechy laskowe. Cieszyłam się też, że będę mogła bardziej wczuć się w samą czekoladę. Po tym, jak już zeszłam z Bystrej Ławki, przeszłam wspaniałą Furkotską dolinę, na Škutnastej polanie odbiłam w niebieski szlak do schroniska Chata pod Soliskom. Właśnie przy nim zajęłam się kolejną czekoladą.


Rapunzel Faire Schokolade Zartbitter Haselnuss Chocolat noir aux noisettes / Semisweet chocolate with hazelnuts to ciemna czekolada o zawartości 60% kakao z orzechami laskowymi.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach orzechów laskowych prażonych bardzo delikatnie lub nawet wcale, mieszkających się z gorzkawo-paloną czekoladą. Jej słodycz była znacząca i kojarzyła się trochę z jakimś czekoladowym deserem posłodzonym białym cukrem i wanilią oraz z mnóstwem orzechów, które stały na pierwszym planie. W oddali doszukałam się lekkiej soczystości. Może tortu czekoladowo-orzechowego z orzechami i wiśniami?

Na spodzie widać średnio dużo dużych orzechów laskowych. Twarda tabliczka łamała się z głośnym trzaskiem. Większość orzechów pękała wraz z nią, a tylko nieliczne zostawały w którejś z części. 
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Najpierw wydała mi się trochę oporna, ale jednocześnie tłusta i kremowa. Orzechy wyłaniały się z niej niechętnie, długo je pokrywała, dając się poznać jeszcze jako trochę ciężkawa. Bardzo długo zachowywała twardość. Końcowo raz po raz wydała mi się jakby sugestywnie niegładka.
Orzechy zostawiałam na koniec, gdy czekolada zniknęła. Tylko 2 pogryzłam na próbę wcześniej, obok czekolady (to się nie sprawdziło). 
Gryzione orzechy okazały się twarde i krucho-chrupiące w świeży, skrzypiący sposób. Tylko na pojedynczych zaplatały się drobinki skórek.

W smaku od początku równocześnie rozeszły się słodycz i gorzkość, acz to ta pierwsza miała bardziej władczy charakter. Wybiła się, gdyż spory udział w tym wątku miała intensywna wanilia. Słodycz za wanilią najpierw trochę chyliła się w stronę konwencjonalnie biało cukrowej.

Czekolada skojarzyła mi się z bardzo słodkim deserem czekoladowym, być może z sosem i na pewno z orzechami. Nawet w kęsach bez nich, w samej bazie leciutko pobrzmiewała laskowa nutka.

Gorzkość obrała palony tor. Doleciała do niego drobna soczystość. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa umocniła się, podsuwając wizję czekoladowego tortu z wiśniami i orzechami. Ten uczynił gorzkość łagodną i uległą.

Słodycz wykorzystała okazję i ją wyprzedziła. Rozwinęła się w bardziej karmelowym kierunku, choć wciąż miałam w głowie myśl o przesłodzonym wanilią deserze.

Soczystość prawie zniknęła, gorzkość ledwie pobrzmiewała, a słodycz końcowo niebezpiecznie ryzykowała mocą... Aż na dosłownie samej końcówce gorzkość zdobyła się na wyrazistszy, palono-dymny wyskok, po czym znów złagodniała już na dobre.

Gdy czekolada zniknęła, gryzłam orzechy. Okazały się pełne smaku, podprażone minimalnie, jakby udawały trochę świeże. W paru zaplatało się gorzkawe echo, ale nie wyszło to na minus. Bardzo skutecznie tonowały ogólną słodycz.

Po zjedzeniu został posmak orzechów laskowych prażonych minimalnie, które mogły wieńczyć jakiś przesłodzony tort czekoladowy.

Sama czekolada wydała mi się odrobinę inna niż Rapunzel Zartbitter Nougat Semisweet nougat chocolate. Bardziej konkretna, twardsza, acz minimalnie, ale może wynikało to z formy? Bo smakowo powiedziałabym, że to ta sama.
Całość wyszła smacznie, acz nie uważam, by przy takiej niskiej zawartości kakao potrzeba tam było jeszcze tyle wanilii. Przyjemna soczystość, delikatna gorzkość o wiele lepiej wyszły by przy bardziej zachowawczej słodyczy.

Choć ocenę wystawiłam taką samą co Ritter Sport Nut Selection Dunkle Voll-Nuss / Dark Whole Hazelnuts, dziś przedstawiana smakowała mi bardziej bezdyskusyjnie. Kosztowała jednak 2 razy więcej, więc uważam, że cena zobowiązuje. O ile przesłodzone można jako tako wybaczyć czemuś tańszemu, tak wraz ze wzrostem ceny, wymagania też rosną. I nie obraziłabym się za więcej orzechów.


ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 14,78 zł
kaloryczność: 595 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, orzechy laskowe 20%, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyna słonecznikowa; wanilia Bourbon

środa, 26 marca 2025

Rapunzel Zartbitter Nougat Semisweet nougat chocolate ciemna 60 % z nugatem z orzechów laskowych

Niemiecka marka Rapunzel jakoś szczególnie mnie latami nie interesowała. Jadłam ich Cocos i Nirwana Noir Chocolat noir praline i choć drugą pamiętałam jako okrutnie słodką, to swego czasu pomyślałam, że chętnie przyjrzę się bliżej ich ciemnym orzechowym propozycjom w górach. Do porównania zamówiłam opcję z nadzieniem z orzechów laskowych i z orzechami laskowymi, by przetestować ich dwa sposoby na orzechy. Nim jednak zdecydowałam się zabrać w góry czekoladę nadziewaną, musiało trochę minąć - porwałam się na to dopiero w drugiej połowie września, by na pewno nie popłynęła. Acz akurat Rapunzel wydawała się... Dość masywna jak na nadziewaną? Tak wyglądała. No, ciekawa była niewątpliwie, więc to ją wybrałam na Bystrą Ławkę, na którą weszłam po minięciu Stawu nad Skokiem i Capie Pleso. Od Capie Pleso na Bystrą Ławkę odcinek był krótki, ale już bardziej wymagający. W końcu jednak przełęcz zdobyłam. Kiedyś można było iść dalej na Furkot, ale od lat żółtego szlaku już tam nie ma. Szkoda. Przełęcz musiała mi, i Rapunzelowi wystarczyć.


Rapunzel Faire Schokolade Zartbitter Nougat Chocolat noir fourre praline / Semisweet nougat chocolate to ciemna czekolada o zawartości 60% kakao nadziewana nugatowym z orzechów laskowych (które stanowi 50% całości).

Po otwarciu poczułam intensywny zapach mocno orzechowego nugatu z orzechów laskowych. Nie wydał mi się mocno słodki sam w sobie, acz ogół owszem. Palono gorzka czekolada miała charakter deseru, sosu czekoladowego. Słodycz chyba podkręcono wanilią. 
Zapach słodkich, nugatowo-pralinowych orzechów laskowych jeszcze nasilił się po przełamaniu. Do głowy przyszedł mi zaś deser... Łagodniejszy, acz wciąż czekoladowy i cukierki czekoladowo-orzechowe.

Tabliczka była bardzo twarda, ale niespecjalnie trzaskała. Lekko, i w dodatku nie zawsze. Gdy zobaczyłam przekrój, krem wydał mi się suchy i twardo-zbity. Zarówno jego, jak i czekolady nie pożałowano. Nadziano ją po całości, nie tylko pojedyncze kostki.
Czekoladę da się oddzielić od nugatu, podważając ją (zębami trudniej, nożem łatwiej), mimo że całość porządnie się trzymała i sama z siebie wcale chętnie się nie rozwarstwiała.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i maziście. Była tłusta w maślany sposób i w odniesieniu do nugatu, nieco mniej gładka. Wydała mi się trochę... Skora do prawie mięknięcia?
Nugat wyłaniał się spod niej po chwili, dając się poznać jako bardzo tłusty (złudzenie suchości znikało natychmiast!) i mazisty. Był zbity. Trochę przypominał chłodne masło o idealnie gładkiej strukturze. 
Czekolada i krem mieszały się w jedno, robiły się podobne i niemal do końca zachowywały pewną masywność. 
Raz to czekolada, raz nugat zostawały na koniec - wiele zależało od tego, jak zrobiłam kęsa. 

W smaku najpierw poczułam czekoladę o wyrównanym, słodko-gorzkim charakterze. Słodyczy jednak się spieszyło i rosła szybko poprzez wanilię. Za nią wydała mi się nieco cukrowa jak jakiś przesłodzony sos lub deser czekoladowy z orzechami.
Z ciekawości trochę zgryzłam, by spróbować ją osobno - wydała mi się leciutko orzechowa sama w sobie i czerwono owocowo soczysta - soczystość jednak nikła w zestawieniu z wnętrzem.

Szybko jednak odzywał się krem, wplatając słodkie orzechy laskowe. Pokierowały całość w kierunku bardziej truflowym, jeszcze bardziej deserowo-mousse'owym. Im bardziej ochoczo rozpływało się nadzienie, tym robiło się bardziej słodko. Pomyślałam o mlecznej czekoladzie. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa orzechowy nugat wyszedł na przód. Pobrzmiewała w nim wtedy mleczna czekolada i maślaność.
Krem spróbowany osobno utwierdził mnie w przekonaniu o jego intensywnej orzechowości, a sam w sobie kojarzył mi się trochę z cukierkami czekoladowo-orzechowymi. Bardziej mlecznoczekoladowy wydawał się w zestawieniu z ciemną czekoladą z wierzchu i jej goryczką kakao.

Słodki krem i zdecydowanie przesłodzona czekolada sprawiły, że słodycz była trochę męcząca i ciężka. A jednak nie mogę im odmówić, że nieźle współpracowały, w ogromnej harmonii. Zrobiło się nieco karmelowo, ale wciąż też waniliowo-cukrowo, przez co przez chwilkę orzechowość zerknęła ku... Metalicznej nutce?

Potem jednak czekolada zdecydowała się na więcej gorzkości. Splotła się ze słodkimi, pralinowymi orzechami, dopowiadając im ciemnoczekoladową, paloną gorzkość. Niemal do końca jednak i ona wydawała się nieco bardziej maślana, po tym debiucie środka (była jednocześnie i słodsza, i bardziej gorzką, i bardziej maślana).

Po zjedzeniu został posmak orzechów laskowych w wydaniu przesłodzonego karmelowo-waniliowego nugatu; praliny, w której zaplątała się metaliczność - chyba wywołana przesadzoną słodyczą. Być może kremu w jakimś czekoladowym torcie, który połączył czekoladę mleczną i ciemną?

Czekolada byłaby idealna, gdyby nie była tak słodka. Ciemna i nugat tworzyły świetny duet, ale naprawdę obyłoby się bez tej wanilii. Myśl o mousse'ie czekoladowo-orzechowym, akcent mlecznej czekolady w nugacie, na plus, ale ta słodycz... O ile dla nugatu zrozumiała, tak dla ciemnej czekolady nie.

Wyszła znacznie lepiej niż jawnie melasowo-cukrowa Rapunzel Nirwana Noir Chocolat noir praline - może właśnie dlatego, że dzisiaj przedstawiana, mimo przesadzonej słodyczy, jednak serwowała propozycję zasładzająco-nugatową, podczas gdy wspomniana była przede wszystkim słodka od mocno karmelowych cukrów? I pewna mleczność dzisiaj opisywanego nadzienia złagodziła słodycz?


ocena: 8/10
kupiłam: Allegro
cena: 14,78 zł
kaloryczność: 578 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada (miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyna słonecznikowa; wanilia Bourbon), nadzienie 50% (cukier trzcinowy, pasta z orzechów laskowych 18%, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, emulgator: lecytyna słonecznikowa)