czwartek, 11 maja 2017

Raw & Happy Rawnello Łatwy orzech do zgryzienia

Jakiś czas temu recenzję tych pralinek wrzuciła Olga i... trafiła z nią w czasie idealnie, bo byłam akurat kilka dni po spróbowaniu RooBar Liquorice Chili, po którym tylko zwiększyła się moje uwielbienie do połączenia daktyli i nerkowców.
Jako że widziałam te kulki w dość niskiej cenie w stacjonarnym sklepie, to po wspomnianej recenzji po prostu ich zapragnęłam, mimo że "pralinki" i słodycze "cukierkowate" nie są w moim typie (mam na myśli ich formę).

Raw & Happy Rawnello Łatwy orzech do zgryzienia to bakaliowe kulki, zrobione z daktyli i nerkowców (40%).

W kartoniku znalazłam foliowe opakowanie z całkiem sporymi kulkami.

Po otwarciu poczułam cudowny zapach daktyli, słodkich, ale i jakby nieco podkwaszonych, co skojarzyło mi się z jabłkami. Leciutka nutka orzechów nadała temu delikatnie korzennego klimatu.

Kulki okazały się bardzo miękkie i lepkie. Były zupełnie zmielonymi daktylami z malutkimi i całkiem sporymi, delikatnymi, także miękkawymi, ale bardzo świeżymi kawałkami nerkowców.
Całość w ustach rozchodziła się na tłusto-soczyste "papu", co odebrałam jak najbardziej pozytywnie.

Smak wyszedł rewelacyjnie, choć wcale nie był tak prosty, jak mogłoby się wydawać.

Podobnie jak w zapachu, dominowały daktyle, było więc bardzo słodko. Bardzo i zarazem uroczo, bo tylko naturalnie daktylowo. Nie zrobiło się mdło, bo znów do akcji wkraczała kwaskowata nuta "jabłek".
Bardzo silnym motywem były orzechy, choć biorąc pod uwagę subtelny smak nerkowców, nie dominowały. Sprawiły, że całość była cudownie maślano-orzechowa.

To duet daktyli i nerkowców w idealnych proporcjach, do którego niewątpliwie wybrano najlepsze składniki o pełnym smaku i doskonałej konsystencji.
Jedno z najlepszych zasłodzeń, jakie można sobie wyobrazić, choć trochę żałuję, że ma to formę takich pralinek, a nie batona. 10-tki nie wystawiam także dlatego, że wszystkie tego typu słodycze są u mnie "za czekoladą" i żeby zdobyć 10/10 muszą mieć "to coś", czyli coś sprawiającego, że słodycz wbija mnie w fotel, jest na tyle charakterystyczny, że nigdy go nie zapomnę.


ocena: 9/10
kupiłam: Lewiatan (z działem rozszerzonym o dział eko i z produktami lokalnymi)
cena: 9,99 zł (za 110 g)
kaloryczność: 433 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie wykluczam

Skład: daktyle, orzechy nerkowca (40%)

15 komentarzy:

  1. Tych pralinek nie jadłam... jadłam tylko te z cynamonem i z żurawiną oraz kakao (te drugie bardziej mi posmakowały). Patrząc po składzie domyślam się, że ja nie byłabym nimi aż tak zachwycona... pewnie dałabym im 4 :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, nie pozwalam krytykować daktylowych pralinek za to, że są.z daktyli. xD Nie no, rzeczywiście nie są dla Ciebie. Wspomnianych przez Ciebie z kakao jak na złość nigdy stacjonarnie nie widziałam.

      Usuń
    2. To jeszcze nie krytyka - 4 to dobra ocena :D
      Ja te z kakao i żurawiną wygrałam w konkursie a wcześniej dostałam w prezencie domowe - takie a la "Żurawina na Czarnym Lądzie". Zgadnij, które były lepsze :P

      Usuń
    3. Ja od razu pomyślałam o swojej skali. :P 4 to słodycze, które albo oddaję Mamie, albo wrzucam. 6 i w dół już nie jem. xD

      No ciekawe, ciekawe. Domowe! :D Ja jednak nie uważam, że wszystko domowe jest lepsze. Chociaż w wspomnianym przez Ciebie przypadku pewnie tak było, ale to już przecież zależy od umiejętności kulinarnych i tego, co kto lubi. Prawdę mówiąc, domowych słodkości w ogóle nie lubię. ;P

      Usuń
    4. U mnie w domu oprócz nie ma to tak na prawdę nie ma kto zjadać. Za wyrzucaniem nie jestem, więc czasem to tak sobie lezy, leży... aż samo zniknie (nawet nie wnikam jak:P) albo się zepsuje w i wtedy musze wyrzucić. Ale 4 to też taka ocena przy której czasem zjem a czasem nie zjadam do końca - przecież są lepsze :P

      To chyba było zbyt proste pytanie :D Masz rację i zgadzam sie z tym. Czasem chociaż nie wiem jakby się człowiek starał to nawet nie odtworzy smaku takiego "gotowca", który urzekł nas smakiem a o tym, że wyjdzie lepsze to już nie mówię. Tak na prawdę nie ma na to reguły :)
      Jeszcze żadna domowa słodkość Ciebie nie zauroczyła? Może jeszcze zauroczy - nigdy nie mów nigdy :P

      Usuń
    5. Ja nie jestem za wyrzucaniem jedzenia, a np. ta malinowa Princessa w moim mniemaniu z jedzeniem ma niewiele wspólnego - typowy śmieć.

      Ja po prostu nie jem żadnych domowych słodkości, więc ciężko, żeby coś mnie zauroczyło. Nie jadłam lepszego ciasta marchewkowego niż te, które raz czy drugi sama zrobiłam, ale... nie piekę go sobie. Też zależy, co rozumie się przez "słodkości". Ja tu myślę o jakiś pralinkach, czekoladkach, ciastkach. Takie rzeczy nudzą mnie, czy to domowe czy sklepowe. Czekolada to co innego, ale nie widzę niczego fajnego w tych, co ludzie samemu robią. :>

      Usuń
  2. charlottemadness11 maja 2017 20:28

    Smaczne,aczkolwiek jak piszesz "nie wbijają w fotel".
    Zastanawiam się nad przetestowaniem rossmanowskich (tylko akurat promocję już przegapiłam xd) :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łe, pewnie prawie to samo, to ja raczej nie spróbuję. :P

      Usuń
  3. Nie kupiłam ich właśnie ze względu formę kulek-pralinek. Ja też wolę, gdy masa ma kształt batona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak nam zasmakowało połączenie tych smaków, że teraz same roimy takie batony :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to bym prędzej wrzuciła jedno i drugie do np. jogurtu (o, muszę to zrobić!), bo za leniwa na batony jestem. :>

      Usuń
  5. 1. "Tłusto-soczyste papu" <3
    2. Według mnie również nerkowce wprowadziły maślaność.
    3. Zdecydowanie powinien to być baton.
    4. I zdecydowanie powinnaś szarpnąć się na 10...
    5. ...albo i nie, bo: "Uważam, że są najlepsze z całej serii – bezkonkurencyjne! – i z pewnością zdobyłyby co najmniej 6 chi, gdyby tylko zmieniły formę z cukierkowej na batonową". Ha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te recenzje to taka tam zgodność, żeby wyrównać różnice przy Princessie.
      Tak! Tak! Taki baton już mógłby mieć dychę.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.