sobota, 17 czerwca 2017

(Mulate) Naive Honey ciemna 68 % z Madagaskaru z miodem leśnym

Jeśli mam być szczera, to nie sądziłam, że po obiekt dzisiejszej recenzji w ogóle sięgnę. Próbowane poprzednio czekolady Naive bardzo, bardzo mi smakowały, jednak co do tej miałam obawy, że okaże się dla mnie za słodka. Nawet nie 70 %, a tylko 68 %  kakao i miód? Kakao - tym razem nawet wiadomo skąd, bo z Madagaskaru. Niby miód też nie byle jaki, a konkretnie typowo litewski (w końcu to litewska marka), bo leśny. Może już to pisałam, ale co tam. Lubię próbować różne miody, spośród których preferuję gryczany (i ogólnie te charakterniejsze), więc zaczęłam się zastanawiać, czy był jakiś powód dla którego użyto właśnie miodu leśnego. Dodatki w dwóch poprzednich Naive (grzybowa Porcini i z chmielem Hops) były wręcz genialnie wpasowane, więc muszę przyznać, że gdy dowiedziałam się, że chodzi o miód leśny, naprawdę zainteresowałam się, jak jego bardzo słodki kwiatowo-ziołowy smak odnajdzie się w kakao z Madagaskaru, czyli jednego z moich ulubionych regionów.

Native Honey to ciemna czekolada o zawartości 68 % kakao z Madagaskaru z miodem leśnym, który stanowi 5 %.

Po otwarciu hermetycznego sreberka, poczułam coś, czego w życiu bym się tu nie spodziewała: ogrom owoców leśnych, głównie porzeczek, oraz naprawdę mocne palenie, z którego wyłaniała się lekko karmelowa słodycz przechodząca także w mokro-ziemiście-żywiczne nuty lasu iglastego, a więc może i trochę takowego miodu (choć w gruncie rzeczy miód nie był tu specjalnie wyczuwalny; gdybym jednak musiała jakiś obstawiać, obstawiłabym ze spadzi iglastej, a więc taki kwaskowato-konkretny, a nie słodziutki leśny).

Gruba, żywicznoczerwona tabliczka łamała się bez problemu, ujawniając ziarnisty przekrój. "Na dotyk" wydała mi się lepiąco-tłustawa, kremowa, więc zaskoczył mnie także jej sposób rozpływania się w ustach. Rozchodziła się dość wolno, kremowo zalepiając usta, jednak nie miała w sobie za wiele tłustości, a pewną... "niegładkość" - nie szorstkość, pylistość czy ziarnistość, ale właśnie "niegadkość".

Spotkało mnie jeszcze trzecie zaskoczenie, ponieważ smak nie okazał się tak nietuzinkowy jak konsystencja i zapach.

Już od pierwszej sekundy czułam silną słodycz oraz mocne palenie. Oba smaki zaczęły rozwijać się - słodycz leniwie, palenie zaś dynamicznie, przybierając głęboko gorzki smak. Wydawało mi się, że momentami to on dominował, jednak były i takie chwile, gdzie to słodycz wybijała się na szczyt.

Czułam w niej owoce, dokładniej czerwone porzeczki i cały miks leśnych, otulone przez taką... prawie drapiącą, choć jeszcze nie, karmelową słodycz. Nie była miodowa w sposób, w jaki zazwyczaj są rzeczy "miodowe", to była taka bardziej zakamuflowana miodowość - "słodziaśna", ale z pewną głębią. Wyraźnie czułam w niej malinowo-karmelowe nuty, które określiłabym jako karmelomaliny i karmelokwiaty. Ta słodycz była interesująca, ale całościowo wydała mi się za silna.

Takie "miodowawe" nuty owoców wchodziły częściowo w palony smak przekładając się na dość wyraźny motyw ziemistości kojarzącej się z lasem iglastym, mchem i jego wilgocią. To las, który żyje, w którym rośnie mnóstwo kwiatów i połyskuje złota żywica.

Oprócz nut słodyczy, smak tej czekolady był przede wszystkim gorzko-palony. Próbując się wczuć "na siłę" chyba grejpfruta przez moment czułam, ale... palenie było tak mocne, że nigdy w życiu nie powiedziałabym, że kakao pochodzi z Madagaskaru - zupełnie nie czuć jego cytrusowych nut. Plus, że nie było posmaku przypalenia, ale i tak było tak silne, że zabiło charakterystyczne nuty kakao.

Końcówka była jednak już bardziej słodka, niż palona, a posmak pozostający na dość długo po zniknięciu kawałka, był wyrównany - słodko-palony.

Summa summarum, całość wyszła dość dobrze, mimo że za słodko. Smak był głównie palony, gorzkość była na zadowalającym poziomie, a wszystkie nuty miały raczej słodki charakter - taki kwiatowo-miodowo-owocowy. Przez to powiedziałabym, że to jakaś czekolada z Ekwadoru (który ma właśnie takie kwiatowe nuty).
Ja jednak czuję rozczarowanie. Uważam, że smak miodu byłby lepiej wyeksponowany, gdyby dodano mniej cukru. Tak było za słodko, ale nie aż tak mocno miodowo, jak można by się spodziewać. Mimo, że ziarna ewidentnie nie zostały przypalone, to palenie było tu za mocne i zabiło smak kakao z Madagaskaru. Tym razem Native nie sprostało moim oczekiwaniom - zmarnowało potencjał Madagaskaru i przesłodziło.


ocena: 7/10
kupiłam:  Sekrety Czekolady
cena: 19,99 zł (za 55 g)
kaloryczność:  nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier, miód leśny (5%), tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

8 komentarzy:

  1. Miód lubię zjadamy go z synkiem sporo:) . Czekolada ta nawet mi podpasywała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakamuflowana miodowość mogłaby nam zasmakować :) Szkoda, że jednak jest to nadmierna słodycz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie chcieli słodkość miodu zneutralizować paleniem, ale nie wyszło. Trochę szkoda, ale podobny efekt przesłodzenia miałem w innych miodowych czekoladach, od Rococco. Czyli z miodem w czekoladzie trzeba bardzo uważać, bo jakoś tak potrafi podkręcić słodkość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba po prostu źle robią, że np. robią czekoladę i dodają miód jak inne dodatki, a ja bym poszła raczej w zrobienie czekolady bez cukru i w jego miejsce wstawiła odpowiednią ilość miodu. Można by np. robić takie jak Milk "dark style" 70 % od Zottera.

      Usuń
  4. Zapach pieczarek w czekoladzie? Z pewnością ciekawe :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm. To mogłaby być tabliczka, od której rozpoczęłabym naukę rozpoznawania 'paloności'. Póki jest słodycz, jest ok. Sam kwach i gorycz zniechęciłyby mnie na dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłaby, mogłaby, ale czuję, że jednak i tak ogólna słodycz mogłaby to popsuć.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.