poniedziałek, 7 sierpnia 2017

wafelki Kit Kat, E. Wedel WW

Lata temu uwielbiałam Kit Kata, ale zawsze sięgałam po konkretną wersję, nigdy zaś po paluszki. Kojarzyłam, że coś mi w nich nie pasowało, ale w ramach kitkatowego testu postanowiłam sobie przypomnieć, co konkretnie oraz porównać ze "ściąganym" wedlowskim tworem, zagarniając sobie po paluszku (pierwotny plan brzmiał: po połowie, ale... zapraszam do recenzji), resztę zaś oddając Mamie.

Kit Kat to "paluszki waflowe w czekoladzie mlecznej" oczywiście przekładane kremem, którego rodzaju nawet sam producent nie określił.

Po otwarciu poczułam bardzo, bardzo słodki i nieco sztucznawy zapach mlecznej czekolady i... to tyle.
Zobaczyłam wafelka w bardzo jasnej czekoladzie, która (jak okazało się chwilę później) stanowiła warstwę o takiej sobie grubości, która konkretnie przylegała do wnętrza - oddzielenie jej jak w wersji Chunky graniczyło z cudem. Krem wewnątrz również był dość jasny, a wafelek z kolei wyglądał na porządnie wypieczony.

W zasadzie nie mam do czego się przyczepić w kwestii struktury, bo wafelek był delikatny i chrupki, nie kruszył się, a tłustość gładkiego kremu i kremowej czekolady nie uczyniła go tworem ciężkim, choć i tak było to za tłuste. 
Pochwał jednak nie będzie, bo to zupełnie nie moja bajka, gdyż wafle wolę konkretne, kremy proszkowe, a tłuste czekolady mnie męczą.

Jeśli o smak chodzi, to zapach idealnie go oddał. Tu także dominowała straszliwie słodka czekolada - nawet nie jakoś tak specjalnie mleczna. Po prostu bardzo słodka, cukrowa. Pewnie to przez jej ilość, ale wydaje mi się, że była mniej wyrazista od tej z wersji Chunky, która mi kojarzy się troszeczkę waniliowobudyniowo.

Waflowe warstwy nie wnosiły nic; swoją neutralnością ani trochę nie neutralizowały słodyczy.
Tę potęgował jeszcze krem. Jego charakter określiłabym jako bardzo mdły, ale też w pewien sposób irytujący, bo bliżej nieokreślony. To było takie... "słodkie kakałko" ze sztucznawą nutą. Wchodziło to w cukrową czekoladę, dodając "elementu taniości".

W porządku pod względem konsystencji wafelek zawiódł w kwestii smaku, w której to niedorównał wersji Chunky. Był tanio-nijaki i strasznie słodki, a więc po prostu nudny. Oprócz cukru czuć w nim taniość, sztucznawość, co tak mnie dosłownie zmęczyło i zamuliło, że nie skończyłam nawet jednego paluszka. Nie to, że wyjątkowo obrzydliwy, ale właśnie męczący.


ocena: 4/10
kupiłam: Tesco
cena: 1,79 zł (za 41,5 g)
kaloryczność: 523 kcal / 100 g; wafel (4 paluszki) - 218 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, mąka pszenna, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz palmowy, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, preparat serwatkowy w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgator (lecytyny), aromaty, sól, substancja spulchniająca: węglany sodu

-----------
E. Wedel WW to "cztery wafelki przekładane nadzieniem orzechowym arachidowym w mlecznej czekoladzie"

Po otwarciu poczułam wyrazisty orzechowo-czekoladowy zapach, który jednoznacznie skojarzył mi się z michałkami.
Z opakowania wyjęłam wafelka w zaskakująco ciemnej czekoladzie (aż sprawdziłam, czy to rzeczywiście mleczna).

Okazało się, że to właśnie czekolada stanowiła większość. Środek "na oko" nie wyglądał dobrze, bo wydawało się, że kremu jest malutko, a warstwy waflowe miały wręcz biały kolor, ale akurat te obawy szybko zostały rozwiane.

I czekolada, i krem były tłuste, a lekkie, delikatne i chrupkie wafle odebrałam jako przytłoczone nimi. Całość odebrałam właśnie jako tłustą (a obstawiałam, że czekolada będzie plastelinowo-proszkowa czy coś).

W smaku to bardzo słodka, ale i wyraźnie mleczna czekolada stała na pierwszym miejscu. Wydała mi się do bólu przeciętna, nie smakowała mi, ale przynajmniej nie była cukrowa.
O dziwo całkiem wyraźnie poczułam także smak orzeszków wydobywający się z kremu. Skojarzył mi się z michałkami (albo raczej moim wyobrażeniem o nich), co było raczej pozytywnym skojarzeniem. Nie wydaje mi się, by krem był słodszy od czekolady, ale możliwe, że przełożył się na to posmak wafelka, który też gdzieś tam się zaplątał. Był dość nijaki (taki nawet niespecjalnie pieczony), ale coś tam się czuło.

Ogólnie muszę przyznać, że ten produkt wydał mi się dość poprawny. Nie był ani cukrowy, ani specjalnie sztuczny, jednak jedząc go, miałam wrażenie, że jem kiepską czekoladę wypchaną wafelkami i niezłym fistaszkowo-czekoladowym kremem, przy czym ogólna tłustość nieprzyjemnie się skumulowała. Krem smakowo przypomina ten z bardzo dobrego CzekoWafla, ale niestety... WW okazał się o wiele słodszą (w końcu w WW jest czekolada mleczna, a w Czekowaflu ciemna), "zawedloczekoladowaną" wersją wspomnianego, bo był przede wszystkim czekoladowy, a nie orzeszkowo-wafelkowy. Im mniej wedlowskiej czekolady, tym jak widać lepiej.
Okazał się trochę lepszy pod względem wyrazistości smaku od Kit Kata, ale WW wykończył mnie konsystencją. Zamierzałam zjeść pół, ale po tłusto-kleistrującym paluszku miałam dość.


ocena: 5/10
kupiłam: Tesco
cena: 1,89 zł (za 47 g)
kaloryczność: 540 kcal / 100 g; wafel (4 paluszki) - 254 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: czekolada mleczna 73 % (cukier, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), mąka pszenna, cukier, tłuszcz palmowy, serwatka w proszku, miazga z orzeszków ziemnych 1,7%, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, mleko pełne w proszku, mąka żytnia, olej słonecznikowy, jaja w proszku, maltodekstryna, lecytyna sojowa, substancje spulchniające: wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu, pirosiarczan sodu), sól, aromat

--------
Kit Kat, Wedel WW
Ogólnie oba uważam za niesmaczne, jednak... Wedel przynajmniej był jakiś - można określić, że krem smakuje trochę orzeszkowo. Pewnie gdyby pozmieniać jego proporcje, mogłoby wyjść coś lepszego, podobnego do Torcika Wedlowskiego lub CzekoWafla, które wspominam całkiem dobrze, a tak niestety... Niesmaczne wafelki w dziwnej formie. A ja się będę głowić: kto je kupuje i po co? Albo nie. Po prostu zaraz o nich zapomnę - tak niewarte uwagi były.

16 komentarzy:

  1. Wafelka WW jadłam za czasów szkolnych i nawet nie pamietam jak smakuje.
    Kit Kata jadłam w innej postaci - tradycyjnej.
    Mój tato pewnie zjadłby te wafelki ze smakiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za czasów szkolnych... nie jadłam wafelków, bo i jakoś wyboru specjalnie nie było, ale Kit Kata to od lat tego niepaluszkowego wolałam.

      Usuń
    2. Nie przypominam sobie abym w szkole jadła wafelki - kiedyś mama kupiła mi na jakąś wycieczkę szkolną lub do kina ;) Jak byłam mlodsza Prince Polo i Grześki (a potem czasem Elitesse, czy jakoś tak) czasem kupowała mama ;)
      Kit Kata kiedyś kupił mi bart - wtedy, kiedy pojawiły się na rynku :)

      Usuń
  2. Nawet nie czytam... Nie no, serio nie czytam, bo mlecznego WW w tym wydaniu jem na dniach, a z mlecznych KK mam tego "extra kakaowego" czy coś. Nie chcę się zasugerować. Potem wrócę do Twojego opisu WW, ale już wróżę z mojej szklanej kuli, że będę miała kompletnie odmienne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego extra kakaowego i zarazem extra mlecznego mam i ja i... jestem sceptyczna. Na dniach mam zamiar porównać go ze zwykłym i już się boję. :>

      Usuń
    2. Uprzedź mnie we wstępie, żebym nie czytała ;)

      Usuń
    3. Na dniach to je otwieram, a recenzja pojawi się... Może pod koniec września? Po miniaturce zobaczysz, bo dwa w jednym poście będą, ale nie zdziwię się, jak do tego czasu będziesz miała go już za sobą.

      Usuń
  3. Zdecydowanie wolę KitKata, ale tylko tego grubego ;) Może i jest to syfiasta czekolada, ale wyjątkowo mnie uzależnia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. złamałaś mi serce :< Chcę zapomnieć o tej recenzji :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, jak kiedyś trafi nam się znowu coś takiego jak uwielbiane przez nas obie Princessy Dark, radość ze zgodności będzie pewnie tym większa. :P

      Usuń
  5. My jak już to się skusimy na Kit Kata z masłem orzechowym ;) Inne też nie robią na nas wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie już żaden nie robi. :P Ich recenzje w przyszłym miesiącu opublikuję... Oj, było ciężko przez nie przebrnąć!

      Usuń
  6. Świetne określenie Kit Kata Chunky - on jest właśnie taki budyniowy, mleczny (na pewno nie kakaowy) i taki... rozpływający się w ustach :) A te paluszki były zawsze mega słodkie i cukrowe. Ani kakao, ani mleka.
    WW jest smakiem mojego dzieciństwa - uwielbiałam te wafelki :) Nie wiedziałam nawet, że mają arachidowy krem! Faktycznie przypominam sobie taką jakąś nutę, która nadawała temu wafelkowi charakteru. Myślałam, że to mocno kakaowa czekolada, ale możliwe, że to właśnie krem. Dawno nie jadłam i muszę sobie ten smak odświeżyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno czekolada nie była mocno kakaowa, więc rzeczywiście możesz do niego wrócić i pod tym kątem zerknąć. ;)

      Usuń
  7. Trzeba mieć ambicję! - jak mawiali Jan H. i Zdzisław M. - sięgnąć do oryginału, jakim jest od 81 lat norweski batonik Kvikk Lunsj.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.