czwartek, 14 czerwca 2018

Zotter Labooko Panama 72 % ciemna z Panamy

Miałam zacząć przygodę z nowymi Zotterami Labooko, ale... postanowiłam, że jednak zatrzymam się na dłużej w Ameryce Środkowej z czekoladami Zottera. Po pysznej Labooko Guatemala 75 % miałam ochotę na coś z tamtego regionu, a tak pasowało, że za jakiś czas powinnam sięgnąć i po dzisiaj przedstawianą. W ofercie była odkąd pamiętam, więc aż dziwne, że dopiero ją kupiłam. Tym bardziej, że laseczka na opakowaniu wygląda na taką... zadziorną i kuszącą!
O czekoladzie napisać mogę jeszcze tylko, że jej kakao zakupione zostało z małych, lokalnych farm kooperatywy Cocabo, kultywującej tradycyjną uprawę.

Zotter Labooko Panama 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Panamy. Czas konszowania to 18 godzin.

Po otwarciu poczułam łagodny, choć wyrazisty zapach. Dominowała w nim kawa - jej mocno prażone ziarna. Doszukałam się też sugestii skórki ciemnego chleba (?).
Otaczały je nuty wilgotnej ziemi, od czego odchodziło skojarzenie z morką trawą i... "mokrymi morelkami". O tak, dużo było przy tym wszystkim słodyczy i rześkości o kwiatowym wydźwięku. Przełożyło się to na skojarzenia z przetworami... wiśniowymi i jakimiś żółtymi (brzoskwiniowymi?).
Prażoność podkręcała wytrawniejszy charakterek słodyczy (figi?).

Tabliczka przy łamaniu wydawała pełny trzask, lecz nie odebrałam jej jako bardzo twardej. Ujawniała ziarnisty, czerwonawo-miedziany przekrój, a w ustach rozpływała się idealnie gładko, na nieco tłustą i lepiącą, smoliście zawiesistą glinę... rozrzedzoną ogromem soczystości. Jakby chciała na wieki do mnie przylgnąć, co przy tym smaku było fajne.

W pierwszej chwili z zaskoczeniem odnotowałam gorzkość. Była zarówno palona, jak i wilgotna. Natychmiast skojarzyła mi się z odymioną ziemią oraz z orzechami włoskimi (ze skórkami!).

Od tych nut, zwłaszcza od ziemi, odchodził bardzo szybko lekki kwasek, ale najpierw to słodycz rozwinęła skrzydła.
Cały czas trwała przy niej odrobinka palonej gorzkawości, charakterek, który chwilami może i przyprawiony się wydawał. Kojarzyło mi się to jakby... z karmelem, ale takim "charakternie drapiącym w gardle" (piszę "jakby", bo nic nie drapało, nie było tu dużo słodyczy). To bardziej smak... z pogranicza miodu i fig.

Wspomniany kwasek wypływał z ziemi, chwilami wpisywał się i w dym, ale przybierał owocową postać. Czułam soczyste morele, brzoskwinie, nektarynki - słodkie i dojrzałe, choć z kwaskiem. Być może to nie one były kwaśne, a kefirowo-cytrusowe sugestie, jakie robiła smolista i odymiona ziemia.

Znów jednak dym, gorzkość palonej kawy i orzechów z tła nie odpuszczały. Dołączało do tego mocno czekoladowe brownie. Przez moment, przez kumulację słodyczy zrobiło się to bardziej "neutralne", jakby wręcz maślane... ale maślane nie masłem, a orzechami... jakby jakieś delikatniusie (nerkowce?)... albo np. jak taka jaśniutką skórką suszonej figi?.
Szybko jednak znów zadziałały owoce i obok kawy lekko mignęło mi się wiśniowego, a po chwili... już czułam gorzko-ziemiste cytryny, takie ze skórkami. Charakterna słodycz trochę je zmanipulowała... poczułam jakby podszczypujący w język efekt ananasa?

Na koniec to subtelna orzechowo-palona gorzkawość i sporo łagodnej, maślano-... jakiejś, trochę kwiatowo-rześkiej słodyczy osnuwały wszystko. Nie mogłam określić tej słodyczy właśnie. Nie przytłaczała, była owocowa, ale... nie soczysta. Coś może właśnie jak takie delikatne, jasne figi (skórka). Po przeczytaniu recenzji Basi z bloga Sex, Coffee & Chocolate, skłaniam się ku pieczonym bananom (choć nie wiem, jak pieczone smakują, ale pewnie jakoś tak).

Na długo pozostawał posmak posmak prażenia, orzechowych motywów i słodkich owoców. Już bez kwasków, a z poczuciem niemal kwiatowej lekkości, z zadziornie zaznaczoną charakterniejszą ("przyprawioną"?) nutką w tle.

Mimo sugestii tłustości, tabliczka wyszła cudnie rześko, lecz dobitnie smakowo. Zdecydowana i znacząca słodycz miała nieinwazyjny wydźwięk, więc nie była za silna. Kwaski nie wyszły nachalne, a gorzkość... była cudnie głęboka. Jakby kawa i brownie zakopane w ziemistości, paloności, soczystości cytrusów i morelo-brzoskwiń, orzechach włoskich (i nerkowcach? czy po prostu z maślaną nutką?) i złożonej słodyczy miodu, fig (i bananów?). Wszystko było harmonijne, ale z pazurkiem. Po trochu znalazło się tu wszystko, co uwielbiam, więc wybaczam jak dla mnie trochę za dużo maślanych zapędów.

Ta niepewność związana z nutą bananów przypomniała mi, że jadłam taką czekoladę: ziemistą, ciastowo-paloną, karmelową i "o smaku zapachu ziaren kawy", właśnie z mocno bananową słodyczą - A. Morin Panama noir 70 % (patrząc na datę recenzji aż się zdziwiłam, że to pamiętałam).


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 591 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, sól

4 komentarze:

  1. Niedawno ją jadłem i też pierwszym wrażeniem był orzech włoski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię takie jednoznaczne nuty. Zwłaszcza, gdy pada na moje ulubione orzechy. :D

      Usuń
  2. Z tego wszystkiego najchętniej zjadłabym brownie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle nut, że przynajmniej masz w czym wybierać.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.