wtorek, 14 sierpnia 2018

Georgia Ramon Fahrenheit 132 Peru Trinitario 82 % R.A.W. ciemna

Kiedy raz i drugi trafiłam na jakby surowe nuty w czekoladach, naszła mnie ochota właśnie i na porządnie surową. W dodatku przelatując wzrokiem listę z datami spostrzegłam, że to rzeczywiście będzie dobry wybór. Czekolada Georgia Ramon, marki założonej w 2010 przez Szwajcara Stefana Blocha i Peruwiańczyka Isreala Pisepsky'ego, którzy założyli SUMAQAO, kooperatywę współpracującą z lokalnymi farmerami z peruwiańskiego regionu Tocahe, nie nazywa się jednak tak po prostu surową. Chcąc stworzyć surową tabliczkę, ustalili, że temperatura obróbki nie będzie wyższa niż 55.55° C, czyli tytułowe 132 stopnie Fahrenheita. Trzeba bowiem pamiętać, że pojęcie "surowa czekolada" jest bardzo luźne, a producenci podchodzą do niego bardzo indywidualnie. Tabliczki, które zawierają tłuszcz kakaowy ponoć nie powinny się surowymi nazywać, ale... dziś to nas nie obchodzi, bo ta czekolada (R.A.W., czyli Rein-Authentisch-Wild - brutalnie i autentycznie dzika) go nie zawiera.

Georgia Ramon Fahrenheit 132 Peru Trinitario 82 % Cocoa R.A.W. Special Edition to ciemna czekolada o zawartości 82 % surowego kakao trinitario z Peru z regionu Tocache.

Po otwarciu poczułam zaskakująco łagodny zapach białych kwiatów (?) i wiśni, chwilami podchodzących pod niemal cukierkowo-pudrowe klimaty. W przeważającej mierze były jednak świeże i dojrzałe. Żeby nuty nie odleciały ku zbyt lekkiemu charakterowi, tonował je bazowy akcent skórki ciemnego chleba.

Ciemna, chłodnobrązowa (jakby trochę szaro-fioletowa) tabliczka nie trzaskała zbyt mocno.
W ustach okazała się tłusto-zbita i niegładka, ale w sumie łatwo rozpuszczająca się. Robiła to zalepiając w umiarkowanym tempie, trochę oleiście. Im bliżej było końca, tym oleistość bardziej zmieniała się w soczystość i pojawiał się pylisty efekt (jak zmielony miał węglowy, nawet z paroma drobinkami kakao), co ogółem wyszło całkiem zadowalająco.

Po zrobieniu kęsa ze zdziwieniem odnotowałam niemal pudrowo-cukierkową słodycz. Poczucie pudrowości rozeszło się w ustach bardzo szybko, ale jakby przypomniało sobie, że "coś tu nie gra". Pudrowy smaczek zaczął przechodzić w puder-pył węgla.

Węgiel przyniósł gorzkość i spaleniznę (też taką lekko kwaśną w tle), które na długi okres czasu podrzuciły jednoznaczny smak za mocno przypieczonej skórki ciemnego chleba. Szybko zaczęła być głównym smakiem. Krążyły wokół niej nuty pikantno-rozgrzewających przypraw, trudnych do określenia. Skóra chleba utrzymywała się naprawdę długo, aż chyba komuś znudziło się jedzenie go i wyszedł na papierosa, bo w gorzkawościach doszukałam się takowego dymu.

Być może ten ktoś wyszedł na poszukiwanie owoców, bo już przy skórce chleba w tle zaznaczała się słodycz lekko owocowa. Najpierw była niepewna, jakby zastanawiała się, czy nie pójść w bardziej cukierkowe klimaty, ale nie. Zrobiło się trochę wiśniowo (tak słodko-kwaśno), co dym przeinaczył w niemal winny klimat (pojawiła się nawet lekka winna cierpkość). Wino...? Z poczuciem pikanterii chyba bardziej jakiś ocet winny.

I gdy już o cierpkości mowa... ta złączona z gorzkością robiła się specyficznie kwaśna. Czułam tu cytryny bardzo wyraźnie, a w tle jakby maślankę. Zestawienie tych owoców i całej reszty kierowało moje myśli ku czemuś niecodziennemu... Miechunka? Niedojrzała albo podsuszona?

Taka dziwna słodka kwaśność miechunki oraz gorzkość chlebowej skóry i dymu pozostały w posmaku. Wydawało mi się, że to pikanteria wina i kropelki octu winnego je zacnie związała. Oprócz tego cierpkość maślanki, wina, owoców... i takie soczyste podsuszenie (a nie np. zatłuszczenie) też jeszcze pobrzmiewały.

Czekolada wyszła bardzo przypalonochlebowo, z charakternymi nutami "doprawiającymi", a zarazem soczyście wiśniowo-miechunkowo. Nie odebrałam jej jednak jako tak bardzo-bardzo owocowej. Głównie gorzka, ewidentnie kwaśno owocowa, ale nienachalna w tym wszystkim. Słodycz wydawała mi się chwilami niewpasowana, ale że nie była zbyt mocna, przymknęłam na nią oko z racji pysznego otoczenia.

W pierwszej chwili te cukierkowe zapędy słodyczy i oleistość mi przeszkadzały, ale po dwóch kęsach jakoś uwaga skupiała się na wszystkim innym. To "wszystko inne" kupiło mnie. Czekolada miała charakterystyczne nuty dla surowych, ale nie sprawiała wrażenia takiej surowej - ciekawie to wyszło. Może ocena minimalnie naciągnięta, ale co tam. Ogromny plus za porządną zawartość kakao niepodbitą tłuszczem, co się rzadko trafia.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 23,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 537 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: nieprażone ziarna kakao, surowy cukier trzcinowy

5 komentarzy:

  1. Opis bardzo zachęcający :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czujemy, że mógłby być to nasz klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masakra, co akapit to okropniejsze nuty :D Ocet, bliżej nieokreślona pikanteria, niedojrzałe owoce. Brr. Przypalony chleb najlepszy jest w postaci... przypalonego chleba. Wolę przypiec kromkę za kilkanaście groszy niż wciskać to cudo o jakże zacnym stosunku ceny do wielkości.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.