wtorek, 4 grudnia 2018

Chocolatier Alexandre Vietnam 70 % Trinitario ciemna z Wietnamu

Pierwsze spotkanie z marką Alexandre nie było zbyt miłe, bo Alexandre Tanzania 70 % Forastero mi nie pasowała. Wiedza, doświadczenie, pasja i praca z lokalnymi farmerami z konkretnych regionów... brzmi ładnie, ale co z tego, skoro nie smakuje, jak lubię? A tabliczki wyglądały tak ekskluzywnie, porządnie... Potrzebowałam naprawdę długiej przerwy, by sięgnąć po kolejną bez uprzedzeń. Tym razem postanowiłam dać szansę regionowi, który ostatnimi czasy pokochałam dzięki czekoladom Marou - Wietnamowi. Optymizmem napawał fakt, że przedstawiana dziś tabliczka została stworzona we współpracy z Marou - Alexandre właśnie od Marou kupiło kakao.

Chocolatier Alexandre Vietnam 70 % Trinitario to ciemna o zawartości 70 % kakao trinitario z Wietnamu z regionu Tien Giang (z plantacji należącej do Marou).

Po otwarciu poczułam intensywny, acz niejednoznaczny zapach rozgrzanych słońcem drzew, ogólne ciepło i... w tym cieple czaiło się coś pieczonego, wypieczonego tak, że aż leciutko słonego - jak paluszki? W trakcie degustacji kojarzyło mi się bardziej z po prostu wypiekiem, ale początek był taki zdecydowanie mniej słodko-pieczony. Słodycz stała oddzielnie i należała do jakiś przesłodkich owoców, np. gruszek, które jednak nie były do potęgi soczyste, a wkomponowane w lekko kwiatowo-perfumowy klimat.

Przy łamaniu tabliczka okazała się bardzo twarda - trzaskała niczym grube, żywe gałęzie, odsłaniając w przekroju lśniące kryształki cukru.
Gdy rozpływała się w ustach, trafiałam na te kryształki językiem. Było ich sporo, toteż początkowo łudziłam się, że to drobinki kakao. Okazało się, że częściowo owszem, ale nie wszystkie, bo część rozpływała się i nakręcała słodycz.
Rozpływały się wraz z tłustą i zbitą czekoladą, która opływała zacnymi smugami oraz jakby sokiem owoców i wodą. Ta struktura nie podobała mi się ani trochę.

Najpierw swoją obecność zaznaczyła nienachalna, pudrowo-bezowa (kojarząca się z Amedei) słodycz, ale po chwili się uchyliła.

Uderzył smak prażony, przynosząc gorzkość. Poczułam drzewa - normalnie złota polska jesień w ustach. Nie było jednak bardzo gorzko, gdyż pojawił się także łagodzący, maślany posmak.

Obok rozlała się soczystość - jeszcze podrygi lata, bo poczułam czerwone leśne owoce - czyżby maliny? Słodkie, słodziuteńkie, jedynie z namiastką kwasku... Słodycz na moment ponownie skojarzyła mi się bardziej pudrowo, wzrosła, ale słodkie gruszki i jeszcze jakieś do bólu słodkie, esencjonalnie słodkie owoce wzięły ją w obroty.

Prażony smak równolegle wzrastał leniwie, aż zrobił się mocno pieczony. Mignął mi chlebowy wątek i niemal "coś wypieczonego i słonawego" (precelki? paluszki?), jednak ogólna słodycz przekierowała go w kierunku słodkiego wypieku. Zrobiło się słodko maślano-biszkoptowo, a mi do głowy przyszedł jakiś biszkoptowy jogurt.

Słodkie gruszki przeistoczyły się w słodkie jabłka z cynamonem. Cynamon nieco przypiekł pikanterią, idealnie złączył się z pieczono-prażonym klimatem. To, wisząca nad wszystkim aluzja do pudrowej słodyczy (na długo znikała, ale na początku każdego kolejnego kęsa wracała) przypomniało mi jedzone dzień wcześniej lody Halo Top Cinnamon Roll. Ta czekolada pod koniec rzeczywiście zrobiła się jak taki jakiś cynamonowy wypiek z owocami z cynamonem.

W posmaku zaskoczyła mnie cierpkość kojarząca się z drzewami oraz prażenie z minimalnym poczuciem soczystej słodyczy.

Pudrowa, cukrowa słodycz słodycz wisząca nad ciepłymi, prażono-pieczonymi nutami drzew i biszkoptu nie była przesadzona, wyszła w sumie lekko, jednak miała denerwujący wydźwięk (mam wrażenie, że za bardzo przyzwyczaiłam się do cukru trzcinowego itp. w czekoladach do degustacji, a tutaj dodatkowo kryształki zawaliły sprawę). Delikatne owoce rozkręcające się w kierunku jabłek z cynamonem z powyższymi sprawiły smakami, że widzę tę czekoladę jako cinnamon roll z jabłkami z cynamonem.

Gdyby nie okropna struktura i wydźwięk słodyczy, mogłoby wyjść coś naprawdę oszałamiającego, a tak... miałam wrażenie, jakby cudowne kakao dostało się w ręce kogoś, kto nie bardzo wiedział, jak zrobić dobrą czekoladę.
Czy nuty przypominały Marou Tien Giang 70 %? Wróciwszy do recenzji uznałam, że słodycz gruszek / jabłek można skojarzyć z zielonymi winogronami Marou, podobnie jak wytrawny wydźwięk (w Marou było to bardzo złożone, tu powiedzmy te "paluszki") czy korzenne przyprawy (znów: w Marou całe bogactwo, tu cynamon); reszta zaś zupełnie inna. Alexandre wydała mi się po tym taka... uproszczona. Wciąż smaczna, ale...


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa

1 komentarz:

  1. Chętnie zjadłabym paluszki, może paluszki oblane tą czekoladą. Dla Ciebie to profanacja, jak zakładam.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.