wtorek, 6 sierpnia 2019

Duffy's Panama Tierra Oscura 100 % ciemna z Panamy

Nie nasyciwszy czekoladowego głodu ani Hachez 77 %, ani Organiko (że niby sól podkreśla kakao? pff), powiedziałam: dosyć. Zdecydowałam, że wytoczę ciężką artylerię. A dokładniej, że sięgnę po setkę ukochanej marki. Ciekawiła mnie tak bardzo, że między innymi dla niej zdecydowałam się na zamówienie ze strony, na której wprawdzie ceny powalają, ale która oferuje czekolady dla mnie bezcenne. Miałam nadzieję, że po tym wszystkim się nie zawiodę, bo miała to być pierwsza Duffy's o tak wysokiej zawartości. W dodatku z kakao, z którego wersja 72 % (Duffy's Panama Tierra Oscura 72 %) to jedna z moich ogółem ulubionych czekolad. A warto zaznaczyć, że wbrew pozorom setki nie są w 100 %ach "moje".

Duffy's Panama Tierra Oscura 100 % to ciemna czekolada o zawartości 100 % kakao z Panamy, z okolic miasta Tierra Oscura.

Po rozchyleniu sreberka poczułam nieco pudrowy zapach śmietankowego kremu z czerwonych owoców, oprószonego kakao. Słodkie, gęste, a zarazem lekkie... "jak obłoczek" - chciałoby się powiedzieć, ale właśnie nie bardzo. Lekkie, ale w sposób ciepły, może lekko pikantnawy? Najpierw wydał mi się prażony, po pewnym czasie oczami wyobraźni zobaczyłam jakieś wnętrze z drewnianymi panelami i boazerią... Niezwykle obrazowa woń.

Przy łamaniu niemal czarna, połyskująca tabliczka okazała się bardzo twarda i jakby zwarta. Głośno trzaskała, ujawniając jakby proszkowo-ziarnisty przekrój. Robiąc kęs doznałam szoku, bo to było jak wgryzienie się w pyliste masło / masło z pyłu.
W ustach rozpływała się dziwnie. Bardzo łatwo, ale powoli. Początkowo opływała i zalepiała kremową mazią, robiąc się coraz tłustszą masą. Traciła na zwartości. W końcu zaczęła przypominać miękki kawałek masła wymieszanego z pyłem / proszkiem (jak oleiste, zmielone na pył masło orzechowe?), w czym pojawił się suchy motyw. Potem wróciła do kremowości. Lekka pylistość jednak pozostała aż do końca, by wtedy nieco cierpko ściągnąć. Było w tym coś sadystycznie-obrzydzającego, ale takiego, w co łatwo się wciągnąć.

Już w chwili robienia gryza uderzyła mnie mocna gorzkość.
Kawałek spoczął na języku, rozbrzmiał smak... olejo-masła?! Tak, ale masła z orzechów. Nie było to typowe masło orzechowe, a bardziej maślane, lekko tylko podprażone... Łagodne i w 100 %-ach z orzechów... nerkowca. Wyraźnie poczułam nerkowce, a zaraz za nimi naturalnie słodkawo-słonawe pistacje. Gorzkość w tej kwestii przełożyła się na lekkie podprażenie. Z czasem do orzechowej mieszanki dołączył akcent lekko kwaskowatych, młodziutkich laskowych.

W naturalny sposób za sprawą tych orzechów gorzkość nieco złagodniała, ale nie utraciła charakteru. Po pewnym czasie wzrosła jako smak dymu i popiołu. Zajeżdżało to kwaskiem. Na myśl przyszedł mi asfalt po deszczu, ale ten kwasek... wprowadził soczystość i do głowy przyszła mi raczej zawilgocona, soczysta ziemia. Może też chłodne, drewniane wnętrze jakiegoś domostwa...
Epizodycznie wchodził tu także owocowy kwasek z pogranicza cytrusa, a wiśni.
Lekka prażoność z tła podkreśliła pewne ciepło, a orzechy drewno. Wszystko to w końcu przywiodło na myśl chłodnawą, troszeczkę ostrą lukrecję. Nie za mocną jednak.

Tonęła bowiem w smaku... zboża, w które w drugiej połowie rozpływania się przeistoczyły się orzechy. Na myśl przyszła mi rozgotowana owsianka, mdła i bez dodatków (jem tylko taką; kocham!). Niemal neutralnawy, owsiany smak został podrasowany jedynie mlekiem... niemal słodkawą śmietanką?

Wraz ze zmianą orzechów w zboże, zwłaszcza gdzieś przy trzecim kęsie, robiło się słodko. Była to słodycz mleczna / twarożkowa, powiązana z wonią śmietankowo-owocowych kremów, ale nie mocno mleczny smak. Najpierw za sprawą ziemistości poczułam słodkawo-miękkie, lekko cierpkie wiśnie. Rozchodziły się niepewnie. Zaraz za nimi kroczyło coś słodszego. Pomyślałam o średnio dojrzałym, nieco ściągającym kaki. Może to właśnie z niego był ten jakiś śmietankowy krem?

Pod koniec zrobiło się bardziej śmietankowo-owocowo, rześko. Wróciły lekkie orzechy wraz z dymem i delikatną ziemistością, przypominając o gorzkości. Było bardziej naturalnie słodko, owsiankowo-mlecznie, nerkowcowo.

Taka niemal neutralność pozostała w posmaku, lekko tylko doprawiona nibysłodkim chłodkiem a'la lukrecja i gorzkością dymu / popiołu. Czułam lekkie ściągnięcie jak po niezbyt dojrzałym, ale słodkim kaki i wiśniach.

Szokująca czekolada. W pierwszej chwili wydała mi się odrzucająca, ale już po dosłownie dwóch sekundach wiedziałam, że ją pokocham. Ta wręcz chamska gorzkość, a potem ogrom nerkowców i pistacji wchodzących po dłuższym czasie w pozytywnie mdławe owsiane klimaty bosko się zrównoważyły. Dymno-ziemisto-lukrecjowe, chłodno-ciepławe "doprawienie" podrasowały charakter, a odrobina owoców (kaki, wiśnie) tchnęły "ciężkawą lekkość". Wszystko opierało się na kontrastach, tak rozłożonych w czasie, że... spójnych. Cudne przejścia.
Jedyne, do czego do końca trochę nie mogłam się przyzwyczaić, to konsystencja. Z jednej strony: no tak, tłustość setek, ale z drugiej... muszę jakoś oceną wyróżnić te moje naj-najukochańsze tabliczki Duffy's.
Czułam w niej drewniano-lukrecjowe motywy i kaki jak w Duffy's Panama Tierra Oscura 72 %, jednak 72 % była bardziej suszono-figowa, oczywiście słodsza (w karmelowy sposób), egzotycznie owocowa, a mniej orzechowa. Nie ukrywam, że całościowo wolę 72 % (poza tym, np. takie kaki też kocham, ale nie takie ściągające; a nuty tamtej bardziej mi się zgrały, było mniej tłusto), jednak ta dołączyła do moich ulubionych setek.


ocena: 10/10
kupiłam: Cocoa Runners
cena: 5.95 £ (za 60 g)
kaloryczność: 643 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym do niej wrócić (ale kupić raczej nie)

Skład: miazga kakao

PS Jakby tego było mało, zapraszam do aktualizacji Domori IL Blend 70%.

9 komentarzy:

  1. Nigdy nie jadłam żadnej setki, dla mnie to jeszcze za dużo ;p jestem ciekawa kiedy i jak przekonałas się do tak ciemnych czekolad? Na początku bloga widze raczej więcej recenzji mocno cukrowych słodyczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonałam się do tak ciemnych czekolad? Na każdym kroku powtarzam, że setki nie są moim ulubionym typem i nigdy nie musiałam się przekonywać. Zawsze, choć z przerwami-etapami, wolałam ciemne. Na przestrzeni lat miałam też tak że miesiącami nie jadłam słodyczy, bo nie miałam na nie ochoty. Bloga założyłam po jednej takiej przerwie, stąd i wiele różnych słodszych (nadrabiałam zaległości w nowościach, co zagrało się w czasie z tym, że w miejscu mojego zamieszkania wtedy zaczęli otwierać nowe markety).
      Gdy z myślą o blogu raz zakupiłam droższe czekolady, czując różnicę w smaku, jakości, to była już droga w jedną stronę - wiedziałam, że do zwykłych słodyczy nie wrócę.
      Dlatego też nawet nie myśl o przekonywaniu się np. Lindtem 99%, jak już, to czymś dobrym i nic na siłę. To musi wpływać z Ciebie.

      Usuń
    2. Dzięki za tak wyczerpującą odpowiedź <3

      Usuń
  2. Optimum to jednak 70-90, ale na tę może się skuszę, jak będzie u nas w jesiennej ofercie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak u mnie, ale właśnie - zdarzają się i takie marki, które naprawdę umieją zrobić setki, a wtedy... Mm!

      Usuń
  3. To ja poproszę ciemną czekoladę o niższym procencie kakao z kremem w połowie nerkowcowym, w połowie pistacjowym. A nie "o smaku", tylko porządnym, takim jak w Zotterach. Zapach może zostać, bo ładny, byle pikatność nie zaleciała mi chilli. Śmietankowość zawsze i wszędzie, więc tyż bierę.

    I widzisz? Trochę po Twojemu, trochę po mojemu, i coś tam się wykluje. (Gorzej, jeśli potwór Frankensteina).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, zaraz Frankensteina. A może jakiś taki: https://i.etsystatic.com/18223812/r/il/dfcfe6/1881318008/il_794xN.1881318008_q2bm.jpg ? ("Mamooo, weźmy go do domuuuu!")

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.