poniedziałek, 30 września 2019

Moser Roth Dark Chocolate Apricot Almond ciemna 52 % z morelami i migdałami

Niewiele jest owoców, które wolę suszone niż świeże. O ile np. daktyle lubię bardzo specyficzne, bo soczyste, o dużym procencie wilgotności, które mają formę między suszonymi a świeżymi, tak za świeżymi figami nie przepadam, a ubóstwiam suszone. Z morelami obecnie mam podobnie: świeże mogłyby nie istnieć, a suszone kocham. Latami ich jednak, jako owoce, nie doceniałam. Tylko rzeczy morelowe lubiłam odkąd pamiętam. I odkąd pamiętam, zawsze jakoś mało mi ich było. Liczyłam więc, że ta tabliczka mnie nie zawiedzie. Wciąż wspominałam pyszną Orion 68 % morele & chili, no ale jednak tamta zachwycała też jako kontrowersyjne połączenie, a tu? Rzecz miała skupić się na czekoladzie i morelach.

Moser Roth Limited Edition Dark Chocolate Apricot Almond to ciemna czekolada o zawartości 52 % kakao z płatkami migdałów (5%) i preparowanymi morelami (5%).
Edycja limitowana na jesień / zimę 2018; w opakowaniu 5 minitabliczek (łącznie 125g).

Po otwarciu poczułam przede wszystkim morele: soczyste owoce, ale bardziej w dżemowatym wydaniu... może trochę świeżawe (suszone niespecjalnie); trochę przerysowane sztucznawe morele i zapach rzeczy morelowych ("jogurtowo-cukierkowe morele"). Było w tym też coś cytrusowego, z cukrowo-cierpkawą czekoladą daleko w tle.

Przy łamaniu tabliczka wydała mi się twarda. Lekko trzaskała, mimo pozornej tłustości. Zatopione w niej migdały również się łamały, a morelowe kawałki - których nie było tak wiele - raczej się rwały.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, w niezbyt tłusty, raczej lekko wodnisty, ale kremowy sposób. Dopiero po czasie odsłaniała dodatki: dużo soczyście-świeżych, rzężących płatków migdałów i scukrzono-soczystych kawałków morelowych, przywodzących na myśl lepkie dżemo-galaretki o soczyście-scukrzonej strukturze, wciąż jednak owocowe.

W smaku od pierwszego kęsa pobrzmiewała nuta moreli, ale równie szybko wystrzeliła cukrowość wilgotnego, niezbyt gorzkiego, ale nieco cierpkawego ciasta kakaowego (murzynka?). Odnalazłam w tym palono-pieczony motyw, który szybko czmychnął ku lekko alkoholowej nucie marcepana. Ciasto niewątpliwie było marcepanowe.

Wraz z odsłanianiem się dodatków, pojawiał się ich smak. Morele podbijały ten sztucznawy, podkręcony motyw morelowy "rzeczy o smaku" / aromatu, ale i tak wyszły przyzwoicie smakowicie. Naturalny, soczysty dżem morelowy również odegrał ważną rolę. Fakt, że z dużą ilością cukru, ale i soczyście-cytrusowym kwaskiem. Soczystość ta mieszała się z soczystością i cierpkawością "marcepanowo-kakaowego ciacha".
Gdy trafiałam językiem na kawałki owocowe, czułam cukier, a po chwili (głównie przy rozgryzaniu), rzeczywiście smak owoców. Trochę jak z jogurtów / słodyczy morelowych, trochę zalatujący jabłkowo-cytrysowo. Wyraźny, ale nie intensywny, a suszonomorelowy dopiero jako któryś tam w kolejności.
Oto migdały, zwłaszcza rozgryzane, dominowały wyrazistym, pełnym smakiem. Połączyły w sobie świeże  i takie zalatujące marcepanem.

W posmaku pozostały właśnie migdały i cytrusowo-cukrowe morele. Dżemowato-przetworowe, ale smakowite. Dodatki wyciągnęły też cierpkawość kakao, jednak ta podporządkowała się ciemnoczekoladowej cukrowości.
Całość wyszła za słodko, ale przyjemnie. Owszem, morelowo, acz wolałabym, by nie były to aż tak podrasowane, mało morelowe morele, a po prostu kawałki suszonych owoców. Migdały... pasowały, w udany sposób przełamały słodycz, ale chwilami aż przed morele wychodziły. Zdecydowanie czułam niedosyt tychże.
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że były mniej ciekawe od wersji żurawinowej, ale wciąż smaczne (a może tylko dlatego, że mam kręćka na punkcie moreli? a tu chociaż namiastka). Wydała mi się mniej gorzkawa, bo bardziej naaromatyzowana - jakby aromat po prostu gorzkawość wyłączył. Na pewno było to mniej sztuczne i nietanie, jak np. Moser Roth Saison Edition Johannisbeere Mandel. Przynajmniej główny zarzut do czekolady to tylko przesłodzenie, a nie przesłodzenie i polewowość.


ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 125g)
kaloryczność: 543 kcal / 100 g; 1 minitabliczka (25g) - 136kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, płatki migdałowe, syrop fruktozowy, zagęszczony mus morelowy 0,7%, zagęszczony mus jabłkowy, mąka ryżowa, lecytyna sojowa, aromaty, substancja zagęszczająca: pektyny; kwas: kwas cytrynowy

3 komentarze:

  1. Z morelami mam jednak na odwrót - zdecydowanie wolę swieze, soczyste owoce :) niemniej suszone też lubię i mogłabym z chęcią spróbować tych czekoladek ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też lubię tę pośrednią formę daktyli, choć suszoną również. Świeżych nigdy nie jadłam. Świeże figi bardzo lubię. Pierwszy raz jadłam je w podstawówce we Francji, prosto z drzewka. W ostatnich latach kupowałam w Lidlu. Dziwnie je się je ze skórką, ale nie jest źle. Z kolei morele toleruję wyłącznie suszone. Nienawidzę owoców z włosami. Nie tykam żadnych brzoskwiń i innych włochaczy.

    Wodnisty, ale kremowy sposób rozpuszczania? Dla mnie to chyba oksymoron. Nie umiem dopasować tego do niczego znajomego. Dżem z moreli jest super, podobnie jak jogurty. Drobinki moreli, czy jakiegokolwiek innego owocu, w czekoladzie to nie dla mnie. Za to marcepan bym dziś zjadła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włochy to zło! Ten klimat, ta kuchnia... Hue hue. Nieśmieszny żart. Zwłaszcza te pod pachami! Rany, kolejny. Nie no, też raczej nie tykam (w ciągu roku np. zjem ze trzy-cztery brzoskwinie, jak skórka trafi się prawie gładka. Czasem pluję nią. Albo straszne jest, jak czasami na futrzasty agrest się trafi... W sumie i tak rzadko kupowałam tylko ciemny (może raz na rok), ale w tamtym roku taki mi się włochaty trafił, że w tym sobie darowałam w ogóle.

      I to trudne do opisania. Wyobraź sobie przyjemny krem i wodę dolaną do niego. Nie wiem też, do czego można by to porównać. Mając w ustach nugat wziąć małego łyka wody?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.