środa, 25 grudnia 2019

(Cachet) Biedronka Czekolada gorzka 70 % ciemna

Gdy odkryłam, że niektóre belgijskie czekolady dla Biedronki robi producent Cachet (Kim's Chocolates), zaczęłam je postrzegać jako pewniaki. Dobra, z karmelem i solą może mnie nie zachwyciła, ale jakoś karmelowe Cachety ogólnie do mnie nie przemawiają. Jeśli chodzi o ciemne tej marki - dotąd wspominam je albo bardzo dobrze, albo jako genialne. Co do tej nie miałam więc wątpliwości. Ciekawiło mnie jednak, czy będzie smakowała tak samo, co 70 % spod logo Cachet. Oczywiście kupiłam ją, by to sprawdzić. I w sumie nie tylko. Cachety z dodatkami tak mnie zachwyciły, że chciałam poznać jak najwięcej ich czystych propozycji.

Biedronka Czekolada gorzka 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao produkowana przez Kim's Chocolates dla Biedronki.

Po otwarciu poczułam dość słodki i mocno palony zapach. Paloność osadziła się we wręcz przesadzonym kontekście, choć trzymała się smakowicie gorzkawej kawy. Tonowała ją lekka śmietankowość albo raczej maślaność jakiś wypieków, przyprawionych lekko korzennie. Bardzo silna okazała się wanilia, nadająca słodyczy charakteru nieco wręcz pudrowej, acz nie mocno. Doszukałam się też słodziuteńkiego, przenajsłodszego akcentu "śliweczek i malinek" jako jakiś śmietankowy krem, a więc niewnoszących specjalnie owocowości.

Przy łamaniu tabliczka była bardzo twarda. Trzaskała donośnie i ani myślała łamać się równo po liniach. Robiła to, jak chciała. Przy robieniu kęsa okazała się kamienna.
W ustach zaś potrzebowała chwili, by w ogóle zacząć się rozpływać. A gdy już do tego doszło, sprawiała wrażenie zwartego, powoli mięknącego kremu. Stawała się właściwie zbitą, zwarto-tłustą grudką, w której pojawił się pyłek. Wydawała się cudacznie zamszowa. O dziwo całkiem to miłe w odbiorze, na pewno ciekawe.

W smaku najpierw poczułam stłumioną słodycz, która po chwili okazała się względnie wycofana i stateczna. Na jej płaszczyźnie sugestia waniliowo-śmietankowa mieszała się z najzwyklejszą, prostą, ale nie silną słodyczą.

Daleko w tle odezwała się cierpkość. Była znikoma, kakałkowo-drzewna albo wręcz drewniana. Delikatnie gorzkawa, jak pianka kawy (bardziej ona niż sama kawa). Miała suchy wydźwięk, trochę palony, który coraz bardziej łagodziła niewyrazista maślaność. Przybrała trochę duszny, ciężkawo-łagodny charakter. W zasadzie nawet nie jestem jej zupełnie pewna... to taka maślana śmietankowość... kremowość - coś jak jakieś lody albo krem (deser)?
Drewno i masło chwilami chyliły się ku orzechom lub odrobinie przypraw korzennych.

Obok tego, słodycz w swej waniliowo-śmietankowej toni znalazła miejsce dla jakiegoś czerwonoowocowego, bardzo słodkiego tworu typu krem truskawkowo-malinowy. Bladoróżowy, delikatny i słodki... Może jakieś mleczko?

Delikatna cierpkość i drewniana gorzkawość z mgiełką kawy (przez strukturę czułam jakby "smak zapachu pylistej, suchej kawy rozpuszczalnej") podłapały owoce. Cierpkawość uwypukliła się jako bardzo, bardzo odległe śliwki w czekoladzie i może też winogrona. Była to słodka cierpkawość, robiąca jedynie aluzje do kwasku, zwłaszcza że te drugie jakoś tak splatały się z truskawkami (po zamknięciu oczu widziałam jakiś różowawo-fioletowawy, jasny krem).

Druga połowa, po tych jednak nieco konkretniejszych owocach, za sprawą pylistej cierpkawości należała do kawy. Wciąż pobrzmiewało w niej maślane drewno lub jakiś wypiek. Po tym wszystkim słodycz wydala się dziwnie pudrowa, palono-waniliowa, oczami wyobraźni widziałam przesuszoną laskę wanilii.

Końcówka ani trochę nie była owocowa. Mimo silnej i pewnie trwającej słodyczy, jawiła się głównie jako paloność. Odnalazłam w niej kawę i drewno.

Posmak był jednak bardziej cierpkawo-owocowy i palono-kakałkowy. Nieco mniej suchszy, jakby soczyście kawowy, ale wciąż ciepły.

Całość wyszła statecznie i spokojnie, ale nie jednorodnie. Słodycz płynęła od waniliowo-śmietankowej przez śmietankowo-owocową po waniliową. Niestety cały czas pobrzmiewała w niej też taka prosta. Ogólnie nie była silna, ale znacząca. Gorzkawość z kolei cechowała zmienność, mimo że była bardzo delikatna. W zasadzie adekwatniejsze byłoby określenie: "neutralność". Maślano-drewniany, delikatniusio kawowo-przyprawiony smak i tak wydawał się bardziej długotrwały i wszechobecny niż odrobina owoców. Truskawkowy krem śmietankowy i winogrona, śliwki w czekoladzie... Przykryte były bardziej suchawymi i kremowymi nutami.
Muszę przyznać, że mi to smakowało, choć było za tłuste... smakowo. Ogrom kremów, słodyczy dosadnej (ale nie za silnej), trochę mnie przytłoczył, ale z kolei drewniano-kawowe nuty widzę jako ciekawe i smakowite. Mogłyby być tylko mniej łagodne. Podobnie z owocami - smakowite zestawienie (maliny / truskawki, winogrona i śliwki w czekoladzie), ale brak mu impetu.
Mam wrażenie, że biały cukier i kakao w proszku (dobrze przynajmniej, że nie odtłuszczone) strasznie stłamsiły coś, co bez nich (a np. z cukrem trzcinowym) mogłoby wkraść się do moich ulubionych.

Okazała się bardzo podobna do Tesco Swiss 72 %. Podobnie palona, gorzkawo-delikatna, maślana i kawowa, słodka w sposób waniliowo-śmietankowy i z cierpkimi owocami. Biedronkowy Cachet był jednak bardziej drewniany i truskawkowo / malinowo - śliwkowo / winogronowy, niż orzechowo-jeżynowa Tesco. Smakowały mi mniej więcej na tym samym poziomie. Np. J.D. Gross Ekwador 70 % była o wiele słodsza i bardziej głęboko-wyraziście kawowa, a powiedzmy Millano-Baron Luximo Premium Ekwador 72 % przypalono-tania. Szczerze, spodziewałam się, że skieruje się ku Auchan 70 % lub Fair z Aldi 70 %, ale tamte były o wiele pyszniejsze, ambitniejsze.


ocena: 8/10
kupiłam: Biedronka
cena: 4,99 zł
kaloryczność: 533 kcal / 100g
czy kupię znów: kiedyś mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku, lecytyna sojowa

8 komentarzy:

  1. Lubię takie łagodne, gorzkie czekolady, a jak są kremowe i tłuściutkie to jeszcze lepiej :D fajnie, że kawa jest delikatna, no i podoba mi się posmak truskawek! Biedronkę mam blisko, więc w sumie co by mi szkodziło kupić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio warto. Tym bardziej, że jest śmiesznie tania w odniesieniu do wysokiej jakości.

      Usuń
  2. Czytam tę recenzję w najlepszym momencie, bo mogę zrozumieć tłustość smaku bez tłustości konsystencji. W jednej z ostatnio stworzonych recenzji napisałam: "Mimo iż są nietłuste, mają tłustość w domyśle smaku. Trudno to wyjaśnić. Kiedy się je dotyka, nie zdradzają tłustości. Za to kiedy się je rozgryza, da się uchwycić echo smażenia". U Ciebie tłustość smaku wynika z nut śmietanki (śmietany?) i masła, ale nasze skojarzenia mają wspólny grunt. Wydaje mi się, że czekolada by mi smakowała, zwłaszcza że tradycyjnie nie znalazłabym w niej nawet płowy nut, które wyłapałaś Ty.

    Zamszowa? Interesujące skojarzenie. Nie lubię zamszu, bo przecieka, a z tego gówna robi się 90% jesiennych butów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o czym piszesz dla mnie jest w pełni zrozumiałe. To tak jak w jednych czekoladkach Hershey's z orzechowym toffi - strasznie waliły mi tłuszczem i smażeniem, ale nie były tłuste czy coś.
      Albo wyłapałabyś, tylko że inaczej byś je nazwała. Przypomniało mi się, jak kiedyś czytałam więcej recenzji po angielsku i ktoś pisał coś w stylu: "połączenie tamarillo i opuncji, na bazie orzechów makadamia", a potem gościu poleciał po nazwach jakiś mieszanek herbat. Dobra, teraz to już te nazwy owoców przytoczyłam wygooglowane, ale wiesz, o co chodzi - jakieś takie ewidentnie wyszukane.

      Też nie lubię zamszu, ale bo jest niefunkcjonalny. Trudno to odczyścić i w ogóle. Mm, piszesz to osobie, która nie ma butów jesiennych. Zwykłe sportowe wtedy noszę. A i z takich (?) to właśnie mam jakieś jedne bardzo niefunkcjonalne. Myślałam, że to będą takie kapciowate najeczki, spoko, wygodne... ale one właśnie są zamszowe i za cholerę na żadną porę roku mi nie odpowiadają.

      Usuń
  3. No wiesz. Aż teraz zabrzdynkolił mi w głowie poroniony pomysł, że a nóż widelec trza było ją brać... Choćby dla tego zamszu na podniebieniu (genialne porównanie, adoptuję <3). Choć od drugiej strony (może być od tej z dupy Maryny) może czas byłoby się wreszcie skusić na Auchanową, albo tę z Aldi. O boniu! Lepiej nie, co Ty ze mną robisz! Poszerzanie zbiorów, boczków i spodni w święta!? Toż to się nie godzi :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One są tak boskie, że serio warto! Będę podła, będę kusić! Pomyśl w dodatku, jak pięknie wygląda ta z Aldi... Jak nic, tylko zdjęcia porobić, na insta, w ramki i na ścianę. Jedna z piękniejszych tabliczek, jakie w życiu widziałam. I poznałabyś moje naj-naj 10/10, równe tabliczkom, które kosztują po 30 zł za jakieś 80 gramów.

      Usuń
  4. MIała, próbowałam i zapomniałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość słodyczy łatwo zapominasz, co?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.