środa, 18 grudnia 2019

Scholetta Iced Coffee mleczna z mlecznym kremem kawowym z kawałkami kawy rozpuszczalnej

Mama kupując słodycze nie wczytuje się aż tak jak ja w to, co bierze. Gdy kupowałyśmy wiosenną serię czekolad marki Scholetta, wzięłyśmy wszystkie, bo Mama zadeklarowała, że jakby co, to zgarnia ona (cała linia, oprócz Orange Liqueur Truffle, jest mleczna). Stąd i trochę zaskoczeń przy bliższym poznaniu tabliczek. O tej na ten przykład myślała, że to "z likierem kawowym". Nie każdy bowiem wie, czym jest iced coffee. Ja z kolei nie rozumiem, jak coś może być o smaku kawy mrożonej... Dlaczego nie po prostu kawy? Z takich to przypomniały mi się na tę chwilę tylko Lindt Eiscafe, który niezbyt mi przypasował i Fazer Travel New York Iced Coffee & Mudcake, która była niby jak trzeba, a coś nie grało. Parę dni przed dzisiaj opisywaną krzywiłam się na batona Agent Cooper od Zmiany Zmiany, dochodząc do wniosku, że jednak mi nie po drodze ze słodyczami kawowymi. Chciałam mieć tę czekoladę jak najszybciej z głowy. W sumie był dzień, w którym byłam bliska oddania jej Mamie nawet nie otwierając, ale potem przypomniałam sobie np. Moser Roth Chocolat Delice Edel Nugat czy Milkę Oreo Choco, które wydawać by się mogło, są nie w moim stylu, a jednak zachwyciły mnie.

Scholetta Iced Coffee in finest milk chocolate with a delicious iced coffee filling to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao "z nadzieniem kawowym", a dokładniej z mlecznym nadzieniem kawowym z granulkami kawy rozpuszczalnej, stylizowana na mrożoną kawę; edycja na wiosnę 2019.

Gdy tylko rozchyliłam sreberko, poczułam się skołowana. Otóż na myśl przyszedł mi ser topiony, dopiero potem odnotowałam mleczną-śmietankową słodycz. Zapach, który unosił się nad czekoladą, był odrzucający i mało czekoladowy. Przy podziale itp. kostek ten ser w ogóle wydał mi się jakiś skarpetowy.

Przy łamaniu tabliczka była dość twarda, nawet lekko pykała, choć wyglądała na kruchą.
Pod grubą warstwą czekolady znajdowało się miękkie nadzienie ze sporą ilością średniej wielkości brązowych kawałków.
Czekolada w ustach rozpływała się powoli i przyjemnie, stając się kremowo-gęstą masą. Zalepiała usta, a jej tłustość równoważył lekko proszkowy efekt.
Nadzienie wyciskało się spod niej chętnie, gdyż było znacznie tłustsze i miękkie w margarynowo-mleczny, wręcz oleisty sposób. Wilgotne i mazisto-plastyczne, ale wciąż kremowo-zwarte, nie lepiło się w denerwujący sposób. Oblepiało jedynie dodatek, który chyba był kawą rozpuszczalną granulowaną. Rozpuszczała się w średnim tempie, raczej łatwo. Trochę skrzypiała. Takie coś świetnie się sprawdziło, rozbijając poczucie tłustości.
Całość miękła i zalepiała, była spójna i przemyślana, acz jak dla mnie za miękko-tłusta.

W smaku czekolada przywitała mnie sztucznym, bliżej nieokreślonym motywem, głęboko mlecznym smakiem i silną słodyczą. Pierwszy szybko się nasilił, spychając mleko i cukier na dalszy plan. Otóż poczułam motyw sera topionego, pewnie płynący z nadzienia, którym (jak się okazało) czekolada przesiąkła znacząco. (Gdy z czystej ciekawości skroiłam odrobinkę, która nie dotykała nadzienia, w smaku przypominała mlecznego Lindta.)

Nadzienie wchodziło właśnie podkręcając smak sztucznego sera topionego, który wcale ze słodyczami się nie kojarzył, a potem łaskawie dodało słodko-mleczny motyw. Słodycz rosła bez ograniczeń. Pojawił się dziwny wątek mydła, mieszającego się z mleczną serowością. W tej fuzji doszukałam się margaryny i posmaku sztucznej kawy. Wciąż dominującym smakiem był jednak ser... Ser okropny i skarpetowy, sztuczny.

Kawa nasilała się przy dodatkach, które przebijały wszystko gorzkością. Właściwie odzywały się dopiero pod koniec przyjemnym smakiem... po prostu kawy rozpuszczalnej (jej granulek). Gorzkie to i kawowe... Po tym wszystkim zbawienne.

W posmaku na szczęście to głównie gorzka kawa, prawie zerująca wszystko pozostała, ale też jakby poczucie, że skarpetowo-topiony sztuczny ser wgryzł się w język. Oprócz tego czułam lekkie przesłodzenie, ale przy reszcie wad to był mój najmniejszy problem. Poczucie zatłuszczenia, takiego mokro-mazistego, nasilał smak sera topionego. Tłusta warstwa na ustach i dłoniach stanowiła tego zwieńczenie.

Ta czekolada to po prostu paskudztwo. Powąchałam, ugryzłam i miałam odruchy wymiotne, poczułam chęć pozbycia się tego nie tylko z ust, ale też z pamięci. Owszem, mogę na siłę doszukiwać się, że dobry pomysł z granulkami rozpuszczalnej kawy, że sama czekolada w sumie dobra jakościowo, ale w momencie, gdy to tak wali i smakuje, że nie da się jeść, a chce się uciec jak najdalej....
Po kęsie oddałam Mamie... po prostu nie mogłam. Najpierw, wąchając stwierdziła, że "dziwne, ale wiesz... ja mam nos zapchany", a gdy zjadła trochę, była przerażona: "Jakbym jadła mydło, okropne pierwsze wrażenie. Potem już trochę lepiej, ale... jak mydło".


ocena: 2/10
kupiłam: Aldi
cena: 2,99 zł
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, mleko pełne w proszku, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, serwatka w proszku, śmietanka w proszku, kawa 0,7%, lecytyna sojowa, laktoza, tłuszcz mleczny, naturalny aromat, pasta z orzechów laskowych, ekstrakt z wanilii

4 komentarze:

  1. Ser? Skarpety? Fuj! To ja już bym wolała chyba żeby ta czekolada była gorzka i miała intensywnie kawowe nadzienie. Może i zabiłaby goryczą, ale przynajmniej nie byłoby odruchu wymiotnego :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno gorzkość by pomogła. Chyba, że byłaby to gorzkość sera i skarpet...

      Usuń
  2. Kawa mrożona brzmi atrakcyjniej niż oklepana kawa dla plebsu. To tak jak herbata jagodowa babeczka, a nie jagoda, albo mój najnowszy nabytek Liptona - mam go już parę miesięcy, acz od tego czasu nie kupowałam innych - zielona cytrynowy makaronik, nie zaś cytryna.

    Ojj, takiej czekolady bankowo nie chciałabym mieć szybko z głowy (za to Agenta Coopera więcej nie tknę). Bagnista konsystencja zwieńczona granulatem rozpuszczałki - ideolo (bez ironii!). Ser topiony jest zabawny, czuję go czasem w mlecznych nadzieniach i białych czekoladach. Lindt <3 Cukier i gorycz - w kawowych słodyczach cudowne zestawienie, O ILE nie przesadzono z natężeniem tej drugiej (do oceny tylko przez język, czytanie cudzej opinii nie pomoże). Skarpety do kosza, reszta do brzuszka...

    ...albo nie? Zmartwiła mnie opinia mamy (btw, masz tam literówkę). Spodziewałam się innej, pozytywnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do kosza albo do prania i potem na nogi!

      Uwierz mi, to potwór, nie czekolada. Mamie uwierz, jak ja Ci nie wystarczę, haha.

      Dzięki.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.