niedziela, 28 czerwca 2020

Zotter Mango Tango ciemna 70 % z kremem z mango na bazie mango, czekolady białej jogurtowej i nugatu z orzechów nerkowca z sokiem z cytryny oraz kremem cytrynowym na bazie marynowanych cytryn i białej czekolady

Bardzo lubię mango, ale jadam rzadko, bo jest niewygodne, a rzeczy o jego smaku omijam, bo nie satysfakcjonują. Dotyczy to niestety także Zotterów, bo mimo iż Mango and Mace zachwyciła mnie, nie zrobiła tego za sprawą mango. Labooko Mango Lassi zrobiła na mnie duże wrażenie, ale to raczej dlatego, że była pierwszą owocową tego typu, jaką jadłam. Mango PREDA to po prostu smaczna tabliczka i tyle. Dzisiaj prezentowaną przekładałam w czasie, bo widziała mi się jako "pewnie kwachowata i za mało mangowata". Ogólnie po Yuzu Citrus from Japan ta cytrusowa linia niezbyt mi się widziała, ale co tam. Czułam, że ta nie sprosta oczekiwaniom, bo Zotter po prostu przesadza z cytryną.
Owoce użyte do wyrobu tej tabliczki do zwykłych nie należą: mango to "owoce z misją" bo kupione w ramach ciekawej akcji PREDA (więcej pod podlinkowaną wcześniej), a cytryny... krem cytrynowy Zotter zrobił z domowej cytrynowej "confit". Co to? Też nie wiedziałam, więc wygooglowałam. To sposób przetwarzania żywności, głównie mięsa: polegający na marynowaniu w soli, a następnie powolnym gotowaniu w tłuszczu. Pojęcia nie miałam, jak to odnieść do cytryn... Czy mogłam liczyć na coś a'la lemon curd?


Zotter Mango Tango to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana (40%) kremem z mango na bazie mango, czekolady białej jogurtowej mango i nugatu z orzechów nerkowca z sokiem z cytryny oraz (20%) kremem cytrynowym na bazie marynowanych cytryn i białej czekolady.

Rozchyliwszy papierek, poczułam mocno palony zapach gorzkiej czekolady o charakterze dymno-kawowym i kwaśnego soku z cytryny. Nieśmiało zaznaczył się orzechowy wątek. Całość wydała mi się soczyście-ziemista, przy czym kwaskawość była wspólna dla góry i dołu. Te bowiem pachniały nieco inaczej.
Najpierw wąchając spód zdziwiłam się, bo poczułam głównie cytrynową kwaśność, leciutką pudrowość i nutkę orzechów nerkowca (na spodzie miał być krem mango - i był, jak się później okazało - więc myślałam, że poczuję mango).
Wierzch okazał się bardziej pudrowo-cytrynowy.
Po przełamaniu wzmocnił się cytrusowo-pudrowy aspekt.

Przy łamaniu wierzchnia warstwa czekolady zdrowo trzasnęła, a całość wydała mi się konkretna, twarda, ponieważ krem mango właśnie taki był - konkretny i zwarty. Wyglądał na nieco przemielony, ale nie kruszył się. Przy podziale wydawał się śliski, mało plastyczny. Cieńszy krem cytrynowy też był zwarty, ale sprawiał wrażenie suchszego. Co więcej, gdy podważyłam czekoladę, zobaczyłam w nim lśniące kryształki (cukier? sól?).
W ustach czekolada rozpływała się gładko-kremowo, powoli oblepiając podniebienie swymi smugami i odsłaniając nadzienia.
Krem mango był spójny z nią, ale nieco mniej niż cytrynowy. Rozpływał się powoli z racji nie za tłustej, ale bardzo gęstej, zwartej i konkretnej struktury. Jego tłustość pochodziła jedynie od orzechów, więc nie przytłaczał ciężkością. Był raczej gładki. Cechowała go owocowa śliskość, co przełożyło się na to, że konsystencję postrzegałam jako soczyście-tłustawą (odpowiednio).
Krem cytrynowy wyciskał się łatwiej od niego, acz i ten cechowała pewna zwartość. Był minimalnie owocowy, o wiele bliżej mu do kremowej i jedynie gęstawej, tłustej i mięknącej czekolady (białej / śmietankowej). Rozpuszczał się ujawniając proszkowość / pudrowość i dużo kawałków, drobinek cytryn: malutkie skórki, drobne kostki, farfocle i kawałki (koloru prawie białego). Wszystkie były twardawo-jędrne i soczyste czy raczej nasączono-soczyste.

W smaku czekolada zaserwowała jeszcze więcej palonych nut należących do wręcz odymionej kawy, leciutkiej słodyczy palonego karmelu, palonych orzechów i... niemal odymionej, kwaskawej ziemi?

Nadzienie dość szybko dobiło się do głosu poprzez cytrynowo-soczystą kwaśność.

Krem z mango wpisał się zarówno w cytrynowość, jak i podpiął się pod gorzkawą czekoladę. Dodał mnóstwo kwasowości cytryny, z czasem też egzotyczną słodycz i nutkę orzechów. Poczułam łagodne, niemal naturalnie słodkawe nerkowce, ale osaczone kwaśno-cytrynową tonią. Zaraz poczułam też bardziej pudrową sugestię. Słodycz wzrosła, acz wciąż była raczej niska. Mniej więcej w połowie, obok tej pudrowości wyraźniej poczułam mango - przez pewien czas, bo potem znów umknęło; z czasem kwasek soku z cytryny uparcie przeważał. Ten mieszał się także z odrobiną "mniej cytrusowej kwaśności" (jogurtu - co jednak trudno orzec w ciemno).

Krem z cytryn paradoksalnie okazał się słodszy. Podbijał pudrową słodycz, trochę wręcz cukierkową, przy której doszukałam się też nuty mocno mlecznej białej czekolady. Równocześnie był też oczywiście zdecydowanie cytrynowy, ale inaczej. Pudrowo-cytrynowy i jak jakieś "podkwaszone cytryny" (pomyślałam o jakiś kiszonkach... zamarynowanych na kwaskawo japońskie oshinko?). Przez moment, gdy wyłaniały się kawałki cytryny, skojarzyło mi się nawet trochę z octem, poczułam też goryczkę cytryny, co w bardzo udany sposób dodało słodyczy charakteru i powagi.

Gdy w trakcie jedzenia smak warstw się przemieszał, całkiem nieźle się zgrały. Takie to było rześkie, kwaśność cytryn nieco utemperowana nutą orzechową i mango (niewyrazistymi jednak jako one same), a jogurt stanowił łącznik między owocami, a bardziej mleczno-orzechowymi tonami. Niestety, cały czas to cytryna dominowała.

Pod koniec kwasowość wciągała w siebie gorzka, dymna czekolada. Wciąż jednak także pudrowość nie poddała się i trwała.
Skórki przy ich rozgryzaniu upuszczały zarówno słodycz, jak i swój wyrazisty, specyficzny smak składający się z goryczy i ogólnie cytrynowego motywu, jakby przełamanego. Wydawały się... Nasączone czymś konkretniejszym (alkoholem? octem? po prostu zamarynowane?). Rozgryzane pod koniec dodatkowo przełamywały kwaśność i słodycz, dodały charakteru. Rozgryzane na sam koniec, oczywiście jeszcze dodatkowo wzmacniały cytrynowy smak.

Po wszystkim został posmak szlachetnie palonej czekolady, ale też kwachowość Wprawdzie orzechy starały się to trochę normować, ale nie udało im się. Mango... poddało się, zostawiając pole cytrynom różnego typu: kwaśnemu sokowi i dziwnie słodko-podkwaszonym.

Całość niezbyt do mnie przemówiła. Wprawdzie wyszła ciekawie cytrynowa tabliczka, ale gdy to mango jest tytułowym smakiem, czuć zawód. Ogólnie kwaśność wydała mi się za silna i przygłuszająca nawet samą czekoladę ciemną. Zotter zdecydowanie mógł sobie darować tyle soku z cytryny w kremie z mango.
Tabliczka nie wyszła zbyt ciężka, ani w zasadzie tak kwaśna, by miała wykręcać twarz, ale jednocześnie mało czekoladowo i... aż w końcu nudno w swojej kwachowości (bo w dodatku cały czas czuć sugestię innych składników, co jednak tylko budziło złość, że są zagłuszone).
Krem z mango był tym samym z Mango PREDA, ale tu... jeszcze mniej wyraźnym w mango, a szkoda. Smakowo to w sumie może i 8 (gdyby ciemna czekolada odegrała większą rolę albo gdyby było trochę mniej kwaśno, mogłaby to być nawet smakowa 9) - fajna cytrynowa czekolada, ale z mango ma niewiele wspólnego.


ocena: 7/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 502 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, syrop ryżowy, mleko, puree z mango, suszone mango, sok cytrynowy, pełne mleko w proszku, jogurt z odtłuszczonego mleka w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat soku cytrynowego, orzechy nerkowca, słodka serwatka w proszku, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), kurkuma, sól, sproszkowana wanilia, cynamon

2 komentarze:

  1. Mango nie jadam, bo nie kupuję żadnych egzotycznych owoców. Za to produkty o jego smaku lubię. Głównie desery mleczne, bo jednak znaleźć coś mangowego wśród plebejskich słodyczy to jak wygrać w totka. Zapach niezbyt do mnie przemawia, a wręcz nie przemawia. Konsystencja też nie. Skądinąd moim zdaniem wnętrze nie wygląda na suche. Powiedziałabym raczej, że jest miękkie, gęste i mięsiste jak marcepan. Ty miała do dyspozycji dotyk, więc wiadomo. Nie dla mię tyn czekólad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miałabym wybierać: rzeczy o smaku mango czy suszone, nawet sekundy bym się nie zastanawiała, że te pierwsze. W sumie szkoda, że i plebejskich o tym smaku zbyt wielu nie ma - nie wydaje się jakiś trudny do oddania.

      Wnętrze nie było suche, ale takie... krucho-suchawe jak orzechy, jednocześnie tłustawe i śliskie przelotnie, na pewno nie miękkie. Wiem, że te "dziurki" mogłoby nawet mousse sugerować, ale nic bardziej mylnego. Marcepan? Ani trochę!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.