poniedziałek, 6 lipca 2020

Zotter Peanut Crunch with Salt ciemna 70 % z nugatem z orzeszków ziemnych z prażonymi i solonymi fistaszkami

Uwielbiam masło orzechowe, rzeczy z fistaszkami i... w zasadzie z masłem orzechowym, o ile są dobrze zrobione. Ubóstwiam takowe nuty w czekoladach. Ale właśnie: nuty, bo te zazwyczaj wychodzą wyraźniej niż same "o smaku masła orzechowego". Tym rzadko udaje się sprostać oczekiwaniom. Może to dziwne, ale o maśle orzechowym nie pomyślałam, patrząc na tę tabliczkę. Po pierwsze (i najważniejsze), sam Zotter też o nim nic nie pisał, po drugie... tu raczej mój wzrok przykuło połączenie orzeszków i soli: te "with SALT"... co mnie trochę wprawiło w sceptycyzm. Nie solę, solonych orzeszków (przekąski) nie lubię i bałam się, że czekolada pójdzie w tym kierunku. Po trzecie, Zotter niespecjalnie kojarzy mi się z masłem orzechowym, np. Peanut Butter and Banana była smaczna, ale nie tak esencjonalna. Wszystko zmieniło się, gdy przypomniałam sobie zacną Lingoberries + Peanuts + Salt (obecnie o adekwatniejszej nazwie Peanuts & Berries). Kojarzyła mi się z połączeniem "pb&j" (którego w sumie nie jestem fanką, ale smak galaretki żurawinowej był fajny).  Pomyślałam, że gdy tak z podlinkowanej kompozycji wyciąć owoce... zostaje, co trzeba! Wszak jeszcze kwestia białej czekolady, dodanej do nadzienia - obeszłabym się bez niej, ale oj tam.


Zotter Peanut Crunch "with Salt" to ciemna czekolada o zawartości 70 % nadziewana nugatem z orzeszków ziemnych na bazie tychże, tłuszczu kakaowego i białej czekolady z prażonymi i solonymi całymi fistaszkami.

Po otwarciu poczułam przede wszystkim moc fistaszków. Fistaszki, ogrom fistaszków, jeszcze więcej fistaszków; wręcz surowych albo po prostu delikatnych. Pomyślałam o słodko-mdławym maśle orzechowym. Otulał je mocno palono-prażony zapach czekolady. Doszukałam się też zapachu prażono-solonych fistaszków, który nieco wzmocnił się po przełamaniu. Wtedy jednak i ta słodka delikatność, niemal nugatowa, się nasiliła. Była to karmelowo-waniliowa słodycz, nie taka pierwszoplanowa jednak.

Przy łamaniu tabliczka trzasnęła. Już sama warstwa czekolady była zacnie trzaskająca, ale i nadzienie zaskoczyło mnie twardością. Również trzaskało. Zwarte i konkretne, wyglądało na bardzo twarde i wręcz suche, trochę się kruszyło.
Przekrój ujawnił parę całych orzechów wyprażonych na sucho, acz nie do przesady. Na całą tabliczkę przypadło kilka (nie liczyłam, ale ok. 7), co pasowało - nie czułam niedosytu.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, pozostawiając gęsto-tłuste smugi. Była idealnie gładka.
Gładkość tę kontynuowało nadzienie, bardzo z nią integralne (do tego stopnia, że w zasadzie nie da się ich rozdzielić - nawet przy pomocy noża to strasznie trudne). Również rozpływało się powoli, z racji twardości i zwartości. Okazało się bardzo tłuste i ciężkie, lecz to, że było zbite nie wyeliminowało oleistości. Pozostawiało bowiem oleiste smugi. Idealnie gładkie, przypominało zbite masło orzechowe. Nie. Ono było zbitym, bardzo tłustym, kremowym  masłem orzechowym.
Zatopione w nim prażone orzechy stanowiły mocno chrupiący przerywnik od tłustości. Raz po raz trafiłam na drobinkę soli.

W smaku czekolada to tradycyjnie palono-gorzka baza, leciutko dosłodzona niemal karmelową słodyczą i z nielichą cierpkością. Znacząco przesiąkła orzeszkami (takimi wręcz palonymi na gorzko), a mimo to, cały czas to ona trzymała kompozycję w ryzach. Czekoladowa gorzkość nie zniknęła ani na moment.

Nugat odzywał się dość szybko poprzez arachidową nutę. Następnie wplatał w kompozycję swoją słodycz... słodkiego masła orzechowego. W pierwszej chwili odebrałam je jako mdławe, właśnie słodkie, tłuszczowe, ale... Nadzienie zaszarżowało masłem orzechowym, jakie ono by nie było.

Rozszedł się maślany / maślano-orzechowy smak. Był łagodny i kojarzył się odlegle z nugatem. Nie zabrakło w tym bowiem wanilii i niemal śmietankowego akcentu. Również sporo w nim po prostu tłuszczowości, oleistości (goryczki?) smakowej. Fakt, że to fistaszkowa oleistość nieco pomagał.

Gdy jednak nadzienie odlatywało za bardzo w tym delikatnym, nugatowym kierunku, wkraczała sól. Raz po raz dając nadzieniu lekkiego prztyczka, zawracała skojarzenia ku masłu orzechowemu - słodkawo-kremowego, ale z solą. Była bowiem także w samym nugacie, nie tylko przy orzechach.
Fistaszki dopięły tego, gdy tylko na nie trafiłam. Nie musiałam ich rozgryzać, by wyraźniej poczuć ich prażony smak. Wtedy to do głowy przyszedł mi Snickers (wyidealizowany)... albo raczej masło orzechowe z niego zrobione.

Arachidy nie dawały za wygraną, bliżej końca na powrót pokazując się wprawdzie z łagodniejszej, bardziej maślano-tłuszczowej strony. Wydaje mi się, że czułam jakby echo gorzkości oleju z orzechów ziemnych. Przyjemnie podpiął się pod paloną czekoladę o raczej cierpko-gorzkim smaku (co właśnie chyba tę goryczkę oleju uwypukliło albo nawet zasugerowało). Przy niej z kolei na koniec mignęła mi lekka pikanteria.

Orzeszki, rozgryzane pod koniec i na sam koniec oczywiście podkreślały arachidowość, wychodząc na pierwszy plan. Drogę tam wywalczały sobie solą i naprawdę mocnym prażeniem (na graniczy przeprażenia), niczym maczetą. Gryzione i przeżuwane, ujawniały orzeszkową gorzkość (nie chodzi o nieświeże orzechy, tylko o taką... ich, swoistą).

Po wszystkim pozostał posmak orzeszków i oleju z nich, ale także gorzko-cierpkiej czekolady: mocno palony, wręcz odymiono-przypalony i dodatkowo podrasowany solą. Już po zjedzeniu było dość słonawo i dzięki temu zdecydowanie jeszcze bardziej orzeszkowo.

Całość odebrałam jako tłuszczowo-mdławą, słodkawą, ale jednocześnie gorzką i bez dyskusji masłoorzechowo-czekoladową, przy czym to szlachetniejsza propozycja na ten duet. Ciemna czekolada to strzał w dziesiątkę. Żałuję jednak, że nadzienie było tak złagodzone, zamiast pójść w bardziej arachidowo-masłoorzechowym kierunku. Odpowiednia ilość soli już była, jeszcze tylko tak uszczknąć nadmiarową tłustość (nie rozumiem np. po co olej z fistaszków - może by tak więcej samej miazgi z nich?). Słodycz już by nawet mogła być, bo była niska (jednak w parze z tłustością tłumiła esencjonalność arachidów). Ciekawie wyszła gorzkość orzechów - rzadko kiedy spotyka się taką. Orzeszki... bez soli tu mogłyby sobie nie poradzić. Sól (jej odpowiednia ilość - nie za dużo, ale wyraźnie wyczuwalna) to ogromna zaleta tej tabliczki. Genialnie przekierowywała skojarzenia na masło orzechowe, bo tak mogłoby być za tłuszczowo i tyle.


ocena: 9/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 568 kcal / 100 g
czy znów kupię: może i bym mogła

Skład: surowy cukier trzcinowy, orzeszki ziemne, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, olej z orzeszków ziemnych, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana wanilia, cynamon, chili Bird's eye

2 komentarze:

  1. Ach tak, masło orzechowe w słodyczach to temat-rzeka. Szata graficzna Zottera jest mało pinatbaterowa, ale nazwa już owszem. "Peanut Crunch" kojarzy mi się ze słoikiem amerykańskiego PB z kawałkami fistachów. Zapach <3 <3 Jeśli chodzi o konsystencję, mam drobną trudność z pogodzeniem dużej twardości i zbitości z kremowością. Jestem przyzwyczajona do plebsików, w których krem to kremmm. I takie nadzienie preferuje. Masło orzechowe i Snickers nastrajają mnie jak najpozytywniej. Soli się mimo wszystko boję. No i czekoladę wymieniłabym na mleczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeka, a czasem i szambo. xD
      Mnie też. Tym bardziej, że kiedyś właśnie wolałam "crunchy" masła orzechowe.
      To nie była kremowość kremu właśnie. Pisząc o kremowości masła orzechowego miałam na myśli... no, ją właśnie. Moją definicją kremowego masła orzechowego jest to: http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/2018/06/mister-choc-maso-orzechowe-kremowe.html. I teraz jeszcze trzeba dodać trochę do tego takiej twardawości tabliczek nugatów Zottera (obczaj: http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/search?q=nougsus&x=0&y=0). Taak, to jest dalekie od Twoich mięciutkich kremów. A wiesz, że ostatnio trafiłam właśnie na Zottera z takim delikatniejszym kremem? Wyszedł niespodziewanie miękkawo masłoorzechowo.
      Soli, Ty będąc sobą, boisz się słusznie, a czekolada? Nope! Zbrodni chcesz dokonać?!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.