środa, 12 czerwca 2019

Scholetta Winter Schokolade Orangen Creme ciemna 50 % z mleczno-śmietankowym nadzieniem pomarańczowym z migdałami

Ostatnio marki Aldiego (własne lub też po prostu w nim występujące) nieźle mnie zirytowały. Znośna Freihofer Gourmet Kakao mogła wyjść lepiej, Chateau Winter Kipferl była słodko-nudna i przeciętna, niesmaczna Ambiente Truffle Chocolate Con Leche Speculoos to coś negatywnie dziwnego, a Chateau Ce'Real z mlecznym nadzieniem z ekspandowanym zbożem to w ogóle totalna porażka jadąca czekoladopodobną taniochą. Zaufanie do Aldi i wręcz uwielbianie Chateau (Weisse Kokos, śmietankowa Herbe Sahne, SalzbrezelHonig Salz Mandel) zostały wystawione na próbę. Do wszystkich tych marek chwilowo się zraziłam i tego dnia nie miałam ochoty na żadną z nich. Musiały swoje poczekać. A tak się złożyło, że marka Scholetta, której tabliczki kupowałam z myślą, że pewnie to jakaś taniocha, którą i tak oddam Mamie, akurat mnie zszokowała. Scholetta Winter Schokolade a'la Spekulatius była bardzo dobra. A że mnie wzięło na pomarańczowe czekolady, ta jawiła się jako indywidualistka wyróżniająca się na tle ciemnych ze skórką i migdałami (choć nie ukrywam, że teoretycznie to tamte powinny mieć u mnie większe wzięcie, praktycznie - strasznie często coś jest nie tak). Otworzyłam i... zaskoczenie. Szybko zerknęłam na opis tabliczki... ta jako jedyna z serii jest ciemna. Wcześniej do głowy mi to nie przyszło!

Scholetta Winter Schokolade Orangen Creme to "ciemna czekolada zawierająca 50 % kakao nadziewana kremem mleczno-śmietankowym (36%) o smaku pomarańczowym z kawałkami krokantu migdałowego (3%)".

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam intensywną woń soczystej, autentycznej pomarańczy, w której przeplatały się słodycz, goryczka i kwasek. Delikatna, acz dość mocno palona i niemal kawowa czekolada stanowiła jedynie tło. Później dołączyła do tego jeszcze niby migdałowa nuta. Wszystko to trochę kojarzyło mi się z ciastem.

Przy łamaniu tabliczka pykała, wydawała się dość twarda i konkretna. Nadzienie wyglądało na zwarte, ale maziście-mokre z małymi kawałkami dodatków, których było w sam raz.
W ustach czekolada rozpływała się leniwie i gładko kremowo, mięknąc w gęsto-lepiący sposób. Pod koniec pozostawiała leciutko pylisty efekt.
Z wolna odsłaniała nadzienie, które mięknąć nie musiało. Ono było miękkie w tłusto-margarynowo-mleczny sposób, a przy tym rześko soczyste. Wydało mi się niezwykle mokro-wilgotne. Osadziła się w nim silna, niezbyt przyjemna proszkowość. Całość wyszła miękko i trochę ulepkowo, ale też gęsto-kremowo.
Dodatki były bardzo chrupiące, ale do złudzenia przypominały po prostu... cukier i ciasteczka. Wielkie kryształki albo coś w cukrze. Pomyślałabym, że to cukier (częściowo się rozpływały), ale po wyodrębnieniu i przyjrzeniu się, odkryłam, że były w tym i skórki (te kawałki miały kolor pomarańczowy). Trafiały się niemożliwie "obcukrzone i docukrzone" pomarańcze: mikroskopijne skórki swoją drogą, ale też jakby "zupełnie scukrzony sok". Zatopiono tam także coś jak ciastka rozpływające się w ustach po lekkim nadgryzieniu. To były migdały, też w cukrze (?). Ze zdziwieniem odkryłam, że całkiem sporo tego wszystkiego tam było. Wszystko niestety strasznie posiekane.

W smaku czekolada okazała się przyjemnie gorzkawo-palona, bardzo słodka, ale nie przesłodzona. Skojarzyła mi się z łagodną kawą z pianką, którą po paru chwilach zaczęła otaczać maślaność. Słodycz rosła, ale była przystępna, bo mieszała się z nią. Dopilnowała tego leciutka cierpkość kakao, pobrzmiewająca w tle.

Maślaność i cierpkość nasiliły się, gdy spod czekolady zaczęło wyłaniać się nadzienie. Oto smak maślany zaczął się rządzić, a kakaową cierpkawość do zabawy wciągnął smak naturalnego soku pomarańczowego. Słodziutka pomarańcza była wyraźnie wyczuwalna, ale daleko jej do napastliwości. Nadzienie miało jej smak, choć jego baza była mleczno-maślana. Te jednak wcale nie "umleczniły" czekolady - jej cierpkość i lekka wytrawność cały czas czuwały. Wyłapałam w tym też nutę "niby migdałową", ale nie było to złe.

Przy rozgryzaniu chrupiących dodatków podskakiwała cukrowość. Pomarańcza jednak też - jako skórka z odrobiną goryczki, migdały... jakoś bardziej jako scukrzone orzeszki albo cukrowe ciasteczka. Ich samych prawie nie czułam, w oddali chyba olejek pobrzmiewał (ale na tyle słabo, że nawet mi nie przeszkadzał - a ja nie cierpię olejku migdałowego).

Pod koniec mleczna, trochę śmietankowo-margarynowa słodycz kremu i słodka soczystość pomarańczy mieszały się z maślaną czekoladą sugerującą kawową pianką, a cukrowym chrupaczom podyktowały korzenny wydźwięk.
Jakieś pozostałe na dosłownie sam koniec, gdy czekolada się już rozpłynęła, dodatki wreszcie trochę wyszły z cukrowości i dorzuciły smak suszonej pomarańczy i "ciasteczkowość migdałów").

I właśnie z posmakiem soku pomarańczowego, posmakiem mleczno-maślanym z sugestią margaryny i nibykorzenności, osnutych cierpkim kakao pozostałam.
Czułam silną słodycz, ale właśnie jeszcze nie za silną; tłuszczowość dosłownie na granicy przesady, bez nieprzyjemnych posmaków.

Ta czekolada była niczym siedzeniu w milusim, cieplutkim kocyku w towarzystwie maślanych ciasteczek w cukrze i delikatnej kawy z pianką, oraz obieranie i jedzenie pomarańczy (nie wychodząc spod kocyka). Słodziutkie, nieskórkowe, a wkomponowane w przystępne, słodkie nadzienie mleczno-margarynowe. Ciasteczkowy efekt wyszedł całkiem przyjemnie, ale... miały być migdały. Sama czekolada nad wszystkim czuwała, co też cieszy, bo była bardzo dobra. Słodka, łagodna, ale wciąż ewidentnie ciemna.
To niewątpliwie słodki i miękki ulepek, ale... w dobrym tych słów znaczeniu. To wszystko miało coś w sobie, pewien charakterek: bo a to ciemna czekolada, a to niewiarygodnie naturalna pomarańcza. Owszem, ogrom słodyczy i maślaności swoją drogą, ale wyważono to. Miękkość osadzono jakoś w gęstości. Pomarańczowy smak był delikatny, ale nie że "za mdły", tylko po prostu... delikatny. Nie sztuczny, nie napastliwy, więc w sumie dobry. Nie czułam też kandyzowania, a podcukrzenie - z dwojga złego wolę to drugie. Migdały genialnie udawały ciastka. Bardzo mi się to podobało, ale z drugiej strony szkoda, że migdałów w sumie brakowało. Nutka olejku i margaryny były tak znikome, że mi nie przeszkadzały.
Naprawdę, jestem pod wrażeniem.
Za sprawą palono-kawowej czekolady przypomniała mi Wedla Orange Mocha, tylko że Scholetta pochwalić się może jakością.


ocena: 8/10
kupiłam: Aldi
cena: 2,79 zł
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

 Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), tłuszcz kakaowy, słodka serwatka w proszku, mleko pełne w proszku, śmietanka w proszku, tłuszcz mleczny, migdały 0,5%, lecytyna sojowa, suszona pomarańcza 0,2%, naturalny aromat pomarańczowy, ekstrakt z wanilii, barwnik: wyciąg z papryki

5 komentarzy:

  1. Margarynowość jakoś mnie nie przekonuje, a zamiast ciasteczek wolałabym migdały! Liczyłam wręcz na marcepanowy smak, a tu klops :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam mieszane uczucia do tych migdałów, udających ciastka. Migdały z pomarańczą często występują. Fajnie było by, gdyby dali prawdziwe ciastka, a nie migdały w cukrze.
      Pomarańczowo-marcepanowa tabliczka (innej marki) to dopiero przede mną, ale już w tym tygodniu. :P

      Usuń
  2. Honor został uratowany. W sumie szkoda, bo miałam zaproponować pomoc przy spaleniu marketów sieci Aldi. Miałybyśmy kupę zabawy, a może potem dostałybyśmy wspólną celę. Długie lata spokoju, życia na koszt państwa i wpieprzania czekolad przysyłanych przez nasze mamy, mmm.

    Czekolada nie dla mnie, mimo iż najdziewajka. Wielkie kawały cukru udające ciastka i migdały? No, thx. Te nuty niby- i maragrynowości też nie za fajne. W sumie dużo drobnych minusów, a ocena sprzyjająca. Chyba bardzo chciałaś ocalić Aldiego przed spaleniem, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee, takie ratowanie honoru jest złe, bo daje nadzieję. Przez tą tabliczkę kupiłam inne Scholetty i, a niech stracę, są paskudne. Aldi możemy więc wciąż spalić. I wdeptać resztki moich Scholett w gruzy.
      Nie kawałki cukru udające ciastka i migdały, a migdały w cukrze udające ciastka. Uwierz, różnica jest ogromna. Brzmi to wszystko jak brzmi, ale to zacna tabliczka. Zjadłam ze smakiem.

      Usuń
  3. Przez pomarańcze to nie do końca nasze klimaty ale spróbować zawsze by się chciało :D

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.