poniedziałek, 30 stycznia 2017

Zotter Lemon Polenta ciemna 70% nadziewana kremem z kaszy kukurydzianej z cytryną, brandy i migdałami

Cytrynowa kasza kukurydziana (czyli polenta) skojarzyła mi się z moim cytrynowym risotto, jednak mając w pamięci niesmacznego Zottera Buttered Bread with Apricots, który między innymi właśnie polentę zawierał, nie wiedziałam, czego spodziewać się po dzisiaj opisywanej czekoladzie.
Tak swoją drogą, nie jest to nowość, a jedynie przywrócony pomysł - według mnie z brzydszym opakowaniem.


Zotter Lemon Polenta to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao nadziewana kremem z kaszy kukurydzianej z cytryną, brandy i migdałami.

Po rozchyleniu papierka poczułam mocny, w pełni naturalny zapach cytryn otoczonych wytrawną ciemną czekoladą.
Przełamałam, a tabliczka zdrowo chrupnęła. Była twarda mimo faktu, że nadzienie stanowi aż 60 % całości, chociaż... ono w sumie też było bardzo zwarte. I bardzo aromatyczne. Cytrynowa woń nasiliła się, tym razem w towarzystwie różanego motywu i przypraw.

Zrobiłam pierwszy kęs. Przez krótką chwilę dane mi było nacieszyć się kremową czekoladą o wyrazistym, raczej gorzkawym smaku i subtelną słodyczą, bo nie przesiąkła nadzieniem. 

To nadzienie było znacząco tłuste, gładkie (nie licząc oczywiście drobinek kaszy), ale w żadnym wypadku nie przegięto z tym. Uważam, że miało przyjemną formę, idealnie pasowało do nieco tłustawej czekolady. Jedno i drugie rozpływało się leniwie. 

Mimo to, w smaku wnętrze wyłaniało się bardzo szybko. Można było przeżyć cytrynowy szok, bo gdy już kwaśność tego owocu się pojawiła, nie mogłam nadziwić się, jak silna była. A do tego w pełni naturalna! Sok tylko co wyciśnięty z owocu, trochę goryczkowatych skórek... A to wszystko podkreślone solidną ilością alkoholu. Jego smak w dużej mierze tonął w kwasku cytrusa, jednak nadawał specyficzny posmak. Mi skojarzyło się to z naturalnym, rzemieślniczym piwem cytrynowym; Basi z oranżadą. Coś w tym jest! Alkohol był zaskakująco mocny, ale... i tak to cytryna była mocniejsza. To był główny smak, mimo że w sumie ten krem był także nieco słodki.

A na pewno też sowicie doprawiony. Rześkość, orzeźwienie cytryny podkręciły dodatkowo płatki róż - delikatne, ale o dziwo wyczuwalne, i cała gama innych przypraw. Cały czas czułam też łagodną orzechowość - połączenie migdałów i czekolady.
Na koniec, kiedy kremowego nadzienia robiło się coraz mniej, wyłaniały się drobinki kaszy (i wydaje mi się, że skórki cytryny) - dość twarde, ale przyjemnie urozmaicające konsystencję. Dopiero właśnie wtedy wyraźniej poczułam kaszę. Wcześniej nie grała większej roli w smaku.

Zaskoczyła mnie w tej tabliczce naturalna intensywność cytryny, a także przyjemny i silny alkohol. Wyczuwalność łagodnych nut - przy tym mocnym kwasku! - również pozostaje dla mnie zagadką (jak też Zotter tego dokonał?). Kasza... akurat zagrała tu najmniej ważną rolę w smaku, ale konsystencję ciekawie urozmaiciła. To była pyszna, bardzo orzeźwiająca czekolada!


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 488 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, sok cytrynowy (5%), mleko, syrop inwertowany, kasza kukurydziana (3%), koncentrat soku cytrynowego (3%), brandy z cukru trzcinowego, migdały, odtłuszczone mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, sól, lecytyna sojowa, wanilia, cynamon, olejek cytrynowy, płatki róż, chili Bird's eye, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)

niedziela, 29 stycznia 2017

Pralus Chuao 75 % ciemna z Wenezueli

Wenezuelska wioska Chuao niektórym natychmiast skojarzy się z jednym - z najdelikatniejszą odmianą ziaren kakao.
Często spotykam się z opinią, że stamtąd jest niezwykle charakterystyczne, delikatne i w ogóle.
Sama sobie zdania jeszcze nie wyrobiłam, bo z Chuao jadłam jedynie Domori oraz amerykańskie czekolady marki Chuao (prawdopodobnie z kakao stamtąd) z dodatkami, ale one się nie liczą, bo w nich chodzi o dodatki, nie jakoś specjalnie obrobione kakao.

Pralus Chuao 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao pochodzącego z Wenezueli z Chuao.

Od innych Pralusów różni ją gramatura - ma zaledwie 50 g.

Już samo opakowanie robi wrażenie. Bardzo podoba mi się połączenie brązu i złotych napisów, a także sama forma tekturki kojarząca mi się z pudełeczkiem na biżuterię.

Wewnątrz jest (tak swoją drogą - trudna do wyjęcia) kwadratowa tabliczka. Po rozchyleniu sreberka nie mogłam oderwać oczu od jej ciemnego, intensywnie ciepło brązowego koloru. Utonęłam w nim. 
Podobnie w zapachu, który w pierwszej chwili skojarzył mi się z farbą akrylową, a potem łagodnie przeszedł w przyjemnie soczyste śliwki, winogrona i truskawki w towarzystwie konkretniejszych nut drzew, skóry i odrobiny dymu. Im dłużej siedziałam przy czekoladzie, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że można w niej wychwycić także jakby... morską bryzę i alkohol. Siedzenie w skórzanym fotelu i popijanie whisky w nowym domu z widokiem na fale? Bomba.

Przy łamaniu tabliczka okazała się bardzo twarda. Trzaskała głośno i sprawiała wrażenie chrupiącej, mimo że gdy ją trzymałam raczej obstawiałabym znaczącą tłustość.

W ustach czekolada rozpuszczała się powoli, idealnie gładko kremowo, lecz mimo dużego udziału tłuszczu kakaowego, nie odebrałam jej jako tłustej a raczej... jako soczystą na sposób głównie owocowy i trochę jak jędrny stek.

Kiedy ugryzłam kawałek, przez dłuższy okres czasu czułam prażoną nutę przejawiającą się w orzechowym smaku oraz nieco palono karmelowej słodyczy.
Niemal natychmiast pojawiały cytrusy, jednak jakby ukryte w dymie. Nie dużej ilości dymu, ale jednak.

Tu właśnie nasilała się gorzkość o mocnym, czysto kakaowym charakterze. Ziarna niewątpliwie były dość mocno prażone, ale na szczęście umiejętnie. Z kontynuacji orzechowej nuty z czasem bez problemu wyróżniłam pekany oraz pewną ziemistość. Przy niej pojawiał się także motyw skórzanych ubrań lub mebli scalony z wędzonymi nutami.
Jakby z tego samego punktu wypłynęła kawa - jej zdecydowana i przyjemna gorzkość, również nieco palona.

Z głębi czekolady wyrywały się jednak także słodkie owoce: suszone daktyle i rodzynki oraz świeże i dojrzałe winogrona, jagody. Jagody wchodziły w ziemisty smak, a winogrona zajmowały się kwestią wędzenia. Nadawało to całości naprawdę niezwykłej soczystości, a jednak smaki cały czas były konkretne. Z tego, na co pozwoliły sobie winogrona wyszło skojarzenie z... hm, bardzo wątłe, ale jednak, z soczystą pieczenią oraz kremowym serem pleśniowym (to też w dużej mierze konsystencja). Winogrona powoli zaczęły zmieniać się w wino albo i coś mocniejszego.

Wraz z nutą wina znów powrócił owocowy kwasek. Były to czerwone owoce, głównie porzeczki i truskawki a także cały ogrom soczystych cytryn. 
Na sam koniec przywództwo w owocach przejęły właśnie egzotyczne cytrusy (może też trochę marakuja?).
Zakończenie było też w dużej mierze wytrawnie gorzko kakaowe, z soczystą podwędzaną nutą i czymś... czymś kojarzącym mi się z powiewem wiatru znad morza.

Nastawiłam się na smaczną, ale zbyt uładzoną (czyt. nudną według mnie) czekoladę, a dostałam... niemal asertywną, wyrazistą i pewną siebie. Prażone nuty złożone z orzechów, kawy, ziemi i skóry świetnie wypadły przy ogromie soczystości cytrusów, suszonych owoców i winogron, a wędzone, wręcz podchodzące pod mięsno-serowe, smaki stanowiły ukoronowanie charakteru tej tabliczki. 

Kawa, jagody, dym i orzechowe nuty były podobne do znacznie delikatniejszej Domori Cacao Criollo 70 % Chuao, ale... Domori zupełnie mnie nie porwała, a Pralus Chuao zajął miejsce obok mojego ulubionego Pralusa - Pralus Indonesie Criollo 75 % - również o winogronowo-cytrynowo-ziemistych nutach (choć tamten był rzecz jasna inny... taki herbaciany i mniej "wytrawny").


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: nie znam detalicznej (składałam bardzo duże zamówienie)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: tak

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

sobota, 28 stycznia 2017

GJ GACA Chałwa Lniana cytrynowa

"Lubię, ale jem bardzo rzadko" - ah, o jak wielu rzeczach mogę tak powiedzieć! Chałwa jest jedną z nich, bo zazwyczaj w sklepach nawet na nie nie patrzę, a jakoś do robienia mi się nie spieszy. Część z Was pewnie już wie, że lubię ciekawostki i dziwności, więc akurat chałwa z chili Gaca zwróciła moją uwagę. Okazała się tworem tak niecodziennym, że postanowiłam kiedyś spróbować i inne smaki. Jako, że dostrzegłam niektóre stacjonarnie - i to w promocji (z krótką datą) - postanowiłam się skusić na brzmiącą najciekawiej.

GJ GACA Chałwa Lniana cytrynowa to chałwa zrobiona na bazie żurawiny, orzeszków ziemnych i siemienia lnianego z sokiem cytrynowym.

Wyjątkowo nie podoba mi się opakowanie, a właściwie napis na nim. Nie rozumiem, dlaczego zrobili taki "cień" - patrząc na to mam wrażenie, że dwoi mi się w oczach.

Po otwarciu poczułam silny zapach orzeszków ziemnych oraz (słabszy) gorzkawo-kwaskowaty, bardzo rześki.

Chałwa nie była zbyt tłusta, sprawiała wrażenie trochę lepiącej (jak suszone owoce) może nawet trochę suchej (również jak owoce).
Nie kruszyła się, ale i specjalnie zwarta nie była, mimo że dość mocno przemielona i sprasowana. Wyróżniały się tu mimo wszystko skórki żurawiny i kawałeczki orzeszków.

W smaku najpierw poczułam przede wszystkim żurawinę - kwaskowatą i lekko cierpką. Nieodłącznie trwała przy niej lekka słodycz doskonale wchodząca w naturalny smak owocu. Szybko pojawiał się również cytrynowy kwasek, który to niezwykle napędzał soczystość chałwy. Wraz z jedzeniem wydawała się coraz bardziej soczysta, również pod względem konsystencji. 
Spod kwasku cytryny wychodził lekki smak orzeszków ziemnych i czegoś... wytrawnie neutralnego, gorzkawego. Ta trochę dziwna neutralna gorzkawość nasilała cierpkość żurawiny i ciekawie się z nią łączyła.

Na końcówce było jeszcze bardziej żurawinowo i trochę fistaszkowo. 

Całość była naprawdę znikomo słodka i bardzo suszono owocowa. Podobał mi się tu kwasek cytryny, ta goryczka (czarny bez? siemię lniane?) była taka "inna", ale... smakowało mi to jako ciekawostka nie do powtórzenia. Można raz trochę zjeść, podzielić się z kimś "zobaczy, jakie dziwne" i tyle. Z chałwą w ogóle się nie kojarzy.
Nie wiem czy smakowała mi bardziej niż chałwa z chili tego samego producenta, bo była po prostu zupełnie inna.


ocena: 8/10
kupiłam: Lewiatan (taki z ofertą rozszerzoną)
cena: 9,99 zł
kaloryczność: 366,75 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: żurawina suszona i kandyzowana (żurawina, cukier trzcinowy, kwas cytrynowy, olej słonecznikowy, koncentrat soku z czarnego bzu), orzechy arachidowe, siemię lniane (11,2%), sok z cytryny (3,3%)

piątek, 27 stycznia 2017

Zotter Passion Fruit and Caramel with Thyme ciemna mleczna 60 % z kremem z marakui, migdałowego nugatu i czekolady karmelowej z olejkiem tymiankowym

Są takie owoce czy dodatki, których w słodyczach zawsze czuję niedosyt. Tak ogółem. Chodzi mi o to, że albo prawie w ogóle nie robią smaków z nimi związanych, albo jak robią, to wychodzą nijakie, sztuczne itp. Taki niedosyt czuję właśnie w stosunku do marakui. Jakiś czas temu bardzo posmakowały mi te owoce, ale są niewygodne do jedzenia, a i trudne do zdobycia. W słodyczach z kolei... hm, naprawdę porządnej czekolady z marakują jeszcze nie jadłam.


Zotter Passion Fruit and Caramel with Thyme to ciemna mleczna czekolada o zawartości 60 % kakao, nadziewana kremem z marakui, migdałowego nugatu i czekolady karmelowej z olejkiem tymiankowym.

W moich rękach znalazło się kolejne piękne opakowanie Zottera, na które nie mogę się napatrzeć. Dopiero po rozchyleniu złotego papierka moją uwagę skradła bardzo, bardzo ciemna tabliczka niewyglądająca na ciemną mleczną, a po prostu na ciemną.

Pachniała bardzo intensywnie tymiankowo ziołowo, choć wciąż wytrawnie czekoladowo.
Po przełamaniu (czemu towarzyszył lekki trzask grubej warstwy czekolady, choć całość była delikatna ze względu na miękkie nadzienie) nasiliły się także soczyście owocowe przebłyski.

Już od pierwszego kęsa odkryłam, że tymianek dominował również w smaku. Nawet wyrazista, idealnie wyważona - gorzka i jedynie subtelnie słodko mleczna o minimalnie orzechowym charakterze - czekolada nim nasiąkła.

Wierzchnia warstwa rozpuszczała się z łatwością, ale leniwie i kremowo, powoli ujawniając plastyczne, gładkie i tłusto-soczyste nadzienie, którego smak przebijał się znacznie szybciej.

Przede wszystkim tu mocny, charakterny tymianek panoszący się na pierwszym planie. To bezkonkurencyjny smak, pozwalający jednak pokazać się reszcie, nie tłamszący jej.
Było cudownie ziołowo, co idealnie połączyło się z gorzkością kakao, ale też pasowało do orzeźwiającej owocowej nuty.

Kolejnym bardzo wyraźnym smakiem były bowiem kwaśne owoce, czyli marakuja i cytryna. Miały soczysty i egzotyczny charakter, wnoszący mnóstwo soczystego orzeźwienia.
Nie był to jednak zbyt mocny kwach, bo przez cały czas owocom towarzyszył łagodniejszy smaczek będący niejednoznaczną mieszaniną karmelowo-orzechową.

Ta "orzechowość" była smakiem migdałów, jednak one jako same w sobie niknęły w kompozycji, co jednak nie wyszło na minus (wydaje mi się, że właśnie "orzechowość" a nie "migdałowość" była podsycana nieco orzechowym wyrazem samej czekolady). Po prostu tak było.
Słodycz również nie była taka prosta czy dziecinna, bo miała w sobie palony posmak. O tak, to również świetnie pasowało to silnej ziołowości.

Skłamałabym, gdybym napisała, że to kolejne cudowne zaskoczenie czy coś takiego. Ja wiedziałam, że będzie pysznie. Może tylko nie spodziewałam się, że aż tak ziołowo, ale... to jeszcze lepiej. Ta czekolada to moc tymianku i marakujowe orzeźwienie w ciemno mlecznej, karmelowej otoczce. To kolejna czekolada na liście ulubionych.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 492 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś mogłabym wrócić

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, karmel w proszku (odtłuszczone mleko, serwatka, cukier, masło), pełne mleko w proszku, koncentrat marakui, mleko, syrop glukozowy z cukru inwertowanego, migdały, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, słodka serwatka w proszku, wanilia,olejek tymiankowy, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)

środa, 25 stycznia 2017

Valrhona noir Andoa 70 % cacao ciemna

Lubię testować czekolady z różnych regionów (prawie jak palcem po mapie, tylko raczej czekoladą po jęzorze), ale - bo zawsze musi być jakieś "ale", inaczej nie pisałabym pewnie tego zdania - czasem mam ochotę na coś bardziej nietuzinkowego. Wtedy sięgam po blendy, czyli czekolady zrobione z kakao różnych odmian, z różnych miejsc. Wydaje mi się, że w przypadku takich tabliczek ich twórcy mogą lepiej zaprezentować swój talent, inwencję twórczą, niż w przypadku single-origin.
Od Valrhony miałam długą przerwę, ale przez jedną cukiernię nie mogłam przestać myśleć o tej marce.

Valrhona noir Andoa 70 % cacao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao.

Nie wiadomo, jakie ani skąd to ziarna, ale znalazłam w internecie, że andoa to wymarły już język Indian z peruwiańskich terenów. Nie wiem, czy ma to coś wspólnego z tą czekoladą.

Po otwarciu złotka poczułam ciekawy zapach. Był to ciężki dym oblegający suchą drzewną korę na mocno prażonym tle oraz soczysta, kwiatowa słodycz kojarząca mi się z lawendą lub zapachem dalii (którego zbyt dobrze nie pamiętam, ale wydaje mi się, że tak muszą pachnieć dalie).

Tabliczka miała kolor nieco wyblakłej, choć wciąż intensywnej i soczystej, mlecznej czekolady. Podobnie się też łamała, bo nie była zbyt twarda, a trzask wydawała średnio głośny.

W ustach rozpuszczała się w przyjemnie kremowy, gładki sposób nie zalepiając, nie wysuszając ani nic. Było w tym coś wręcz... soczystego. Jak śmietankowy krem z sokiem z owoców.

A od pierwszej chwili przywitał mnie "suchy" smak. No i zrobiło się dziwnie. Było to słodko-cierpkie i bardzo, bardzo zadymione. Najszybciej przyszło mi do głowy połączenie malin i pieprzu, jednak po chwili pieprz zmienił się jedynie w dym i mocno prażoną nutę, a maliny stały się nieoczywiste. Nasiliła się słodka cierpkość, a ja czułam fuzję owoców leśnych, do których szybko doszła pewna ziemistość. Wciąż miałam w głowie także kwiaty, chociaż też już nie takie oczywiste.

Na tej ziemi znalazłam całe mnóstwo suchej kory, która spadła z drzew. Niosła gorzko prażony motyw. Przez moment jakbym uchwyciła prażone orzechy i ziarna kawy, a potem zaparzoną kawę (orzechową?). Śmietanka, śmietanka...? Ale nie kawa ze śmietanką, co to, to nie. Kawa była czarna, a śmietanka... może odnosiła się bardziej do konsystencji?

Szybko złączyła się z nią słodycz bakalii. Rześki smaczek kwiatów wciąż trwał i jakby niwelował poczucie ciężkości palono-dymnych nut, ale skupiłam się na bakaliach. Wyróżniłam soczyste rodzynki, natychmiast przemycające także nutę słodkich mandarynek z gorzkimi, białymi włóknami oraz daktyle w postaci "daktylowej papki", które jakby wmieszały się w ziemię.

Te daktyle, ziemia i dym przy równoczesnej soczystości dały mocno wędzony motyw. A rodzynki... przybrały postać wędzonych śliwek...? Wiśni? Ale nie wędzonych! Jasne, że kandyzowanych.
Wiśni? W ziemi, dymie. Gęstym - kwiatowym? - dymie. Nie, nie. Mandarynka... uciekła.

W ustach pozostał posmak dymno-prażono-ziemisty oraz poczucie soczystej słodyczy, całkiem silnej.

Chcąc krótko podsumować tę czekoladę, napiszę: wariatka. Mocne prażenie i dym, a równocześnie te wszystkie lekkie owoce. W połączeniu nie raz dało to efekt co najmniej dziwny, ale ani razu nie "z tyłka wzięty", bo wszystko było nieźle trafione.
Mocna dynamika, smaki wskazujące na trochę więcej niż 70 % kakao, ale równocześnie dość łagodne nuty (między innymi). Bardzo ciekawa czekolada, naprawdę warta spróbowania, lecz mimo że wydaje się taka "moja", to tak na 9 nie porwała.


ocena: 8/10
kupiłam: naszakawa.pl
cena: 14,82 zł (za 70 g)
kaloryczność: 568 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie kupię, ale wrócić mogłabym

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

wtorek, 24 stycznia 2017

Zotter Labooko Brazil 35 % milk mleczna z Brazylii

Tej czekolady nigdy nie planowałam kupić. 35 % kakao? O nie, jak na czystą to za mało. Tak myślałam do momentu, w którym została wycofana z oferty Zottera. Gdy tylko to zauważyłam, natychmiast napisałam do chłopaków z foodie24, czy ją mają. Jeszcze mieli. Na szczęście. I dobrze, przynajmniej będę miała co porównywać, bo jak już kupiłam tę, to i na Peru 35 % się skuszę (tylko że jeszcze nawet jej nie kupiłam).

Zotter Labooko Brazil 35 % milk to mleczna czekolada o zawartości 35 % kakao z Brazylii.

Po otwarciu zobaczyłam czekoladę znacznie jaśniejszą, niż się spodziewałam. Jej kolor sugerował raczej jakąś karmelową (był w zasadzie tylko trochę ciemniejszy od Valrhony Blond Dulcey 32 %), czy coś... 

Nie. Nie "czy coś", tylko właśnie karmelową, podobnie jak zapach. Pachniała bowiem wyraźnie karmelowo-orzechowo z silnym akcentem wanilii i cynamonu. Oprócz tego było w niej coś wręcz kwiatowego, ale najbardziej zaskoczył mnie cynamon, którego przecież w składzie nie ma.

Gdy tylko ugryzłam kawałek, zaczął się błogo rozpływać w ustach w sposób przypominający bardzo mokre wnętrze tłustej krówki.

Była to jednak tłustość maślano-orzechowa i to nie taka typowa dla tłuszczu kakaowego. Czułam tu maślaną nutkę i coś jakby... krem z orzechów włoskich obranych z gorzkawych skórek przyprawiony cynamonem.

Te smaczki rewelacyjnie wchodziły w o wiele "rozleglejszy" karmelowy smak, w którym nieodłącznie trwało również mleko. Zostały one cudownie splecione silną, charakterną wanilią (a nie taką mdlącą, jak się czasem zdarza) oraz akcentem słodkiego, łagodnego cynamonu.

Nie, nie pomyliłam epitetów z przyprawami i nie upadłam na głowę. Otóż nuta subtelnego cynamonu zaczynała się nakręcać, zrównywała się z wanilią i podkreślała posmak kojarzący się z orzechami włoskimi. Ją samą z kolei podsycała pewna kwiatowość występująca już w zapachu. Taka lekka, słodkawa. 
Na końcówce robiło się bardziej kwiatowo-waniliowo, a gdy kawałek znikał, pozostawał posmak maślanego karmelu z cynamonem. 

Zszokowało mnie, jak bardzo cynamonowa była ta czekolada, skoro... cynamonu w niej nie było. Nie wiem, skąd ta naturalna nuta wypływała. Orzechy włoskie? To samo! Karmel był intensywny, jakby mleko w proszku zostało skarmelizowane, a też przecież nie zostało. Wanilia była za to wyraźna w smaku, jak i w składzie. Świetnie to wszystko wyszło, bo mimo tych wszystkich słodkich nut, nie było za słodko (a zjadłam całą).
Bardzo kojarzyła mi się z Zotter Labooko Cinnamon Nuts (mleczny nugat z orzechów włoskich z cynamonem i kawałkami orzechów), ale... ekhem, skład. Jestem totalnie kupiona jej specyfiką i tyle.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku 21%, serwatka w proszku, miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wanilia, sól

poniedziałek, 23 stycznia 2017

lody Haagen-Dazs Cookie Dough Chip

Po całym lecie opychania się lodami Haagen-Dazs w USA ta marka przestała na mnie robić wrażenie. Dalej uwielbiam ich lody, ale patrząc na cenę i zjadłszy swoje, wymagam więcej.  Niektóre smaki w ogóle mnie nie ciekawią, inne... innymi są np. "cookie dough", który to twór pokochałam za sprawą lidlowych Gelatelli Master of Taste Cookie Dough i... cóż, ogólnie kiedyś miałam słabość do zakalców i coś mi sprzed lat zostało. A Tata - w końcu to on kiedyś piekł ciasta, na które masę podkradałam - wie, co lubię.

Haagen-Dazs Cookie Dough Chip to lody waniliowe z surowymi ciasteczkami 13 % ("cookie dough") i kawałkami masy czekoladowej 4 % ("fudge", czyli amerykańskiej krówki, któremu to tłumaczeniu ja się sprzeciwiam).

Po otwarciu opakowania poczułam zapach typowy dla waniliowych Haagenów, czyli nieco waniliowy akcent zarysowany na słodkiej, śmietankowej bazie.

Jeśli o konsystencję chodzi, również była typowa dla HD, czyli początkowo twarda, rozpuszczająca się powoli i bardzo gęsta, kremowa. Tłustość była tu nieprzesadzona; pochodzenia pełnych składników mlecznych.

I to składniki mleczne głównie czułam. Nazwałabym te lody właśnie mleczno-śmietankowymi w smaku, z jakimś tam lekkich akcentem wanilii – w końcu w składzie jest tylko aromat. O dziwo przy tych dodatkach pasowało mi to. Słodycz odznaczała się niemałą siłą, ale na przyjemnym poziomie.

W masie znalazłam ogrom wielkich i nieco mniej mniejszych kulek surowych ciastek, które rozpływały się w ustach będąc przy tym gładkimi i lekko tłustymi. Nieco chrzęściły, ale nie czułam w nich wielkich kryształków cukru, tylko drobnicę. Przyznam, że to niezłe cookie dough - taki delikatny, gładki zakalec, ale osobiście wolę solidniejszy, mocniej chrzęszczący jak we lidlowych Gelatelli.

Oprócz tego, w lodach kryło się całe mnóstwo równych kawałków czekoladowej masy "fudge" (amerykańska "krówka" taka mazista, lepka masa według mnie), które przypominały czekoladę (zwykłą, a nie zamrożoną). Rozpływały się w ustach o wiele lepiej niż większość "kawałków czekolady", jakie zazwyczaj producenci dodają do lodów. Te były tłustawe, kremowe i bardzo, bardzo kakaowe. Słodyczy nie mogę im odmówić, ale to właśnie kakao takiej czekoladowej masy cały czas wyrywało się na pierwszy plan.

Te lody były ciekawe. Bardzo słodkie, z przyjemnym kakaowym charakterkiem za sprawą kawałków masy, no i oczywiście specyficznym dodatkiem, jakim są surowe ciasteczka, albo właściwie masa na nie. Osobiście same ciasteczka wolę ze znacznie tańszych lodów z Lidla. Cała reszta jest mniej więcej na tym samym poziomie, może tylko czekoladowe kawałki Haagenów są lepsze, ale tylko dlatego, że w sumie nie są czekoladą, bo czekolada w lidlowych wypada nieco gorzej (w końcu czekolada nie lubi mrożenia :P). Naprawdę fajnie wyszły, chyba smakowały mi na równi z Haagen-Dazs Chocolate Salted Caramel.
Przegrywają z Gelatelli Cookie Dough, ale na pocieszenie dodam, że wygrywają z "za mało surowymi"  Ben & Jerry's Cookie Dough.


ocena: 8.5/10
kupiłam: Tata kupił w Piotrze i Pawele
cena: nie wiem
kaloryczność: 292 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: śmietana, skondensowane mleko odtłuszczone, cukier, mąka pszenna, żółtka jaj, olej roślinny (kokosowy, słonecznikowy), syrop glukozowy, masło, odtłuszczone kakao w proszku, naturalny aromat wanilii, sól, miazga kakaowa, substancja spulchniająca: wodorowęglan sodu, masło klarowane, lecytyna sojowa

niedziela, 22 stycznia 2017

Chateau Herbe Sahne / Mleczna Deserowa

Co jakiś czas Chateau rzucają mi się w oczy, a mając w pamięci, że biała z kokosem i płatkami kukurydzianymi Chateau smakowała mi bardziej niż Bellarom Kokos & Flakes, postanowiłam spróbować smak analogiczny do mojej ukochanej Bellarom Rich Chocolate. Czy to to samo? Słyszałam bowiem opinie, że za Bellarom i Chateau stoi ten sam producent.


Chateau Herbe Sahne / Mleczna Deserowa to po prostu czekolada o zawartości 45 % kakao ze śmietanką i mlekiem.

Po rozchyleniu srebrnego papierka zobaczyłam bardzo ciemna tabliczkę o podziale kostek, którego nie cierpię (dość małe, a bardzo wysokie) oraz o bardzo delikatnym zapachu będącym mieszaniną gęstej śmietanki i solidnego kakao.

W ustach czekolada okazała się bardzo tłusta w sposób śmietankowy, kremowa, a z czasem zaczęła mi się kojarzyć z bardzo gęstym deserem czekoladowym zrobionym na śmietance.

W smaku od samego początku dominował smak pełnego mleka, śmietanki, podchodzący chwilami wręcz pod bitą śmietanę. Bardzo silna była również słodycz, silniejsza od tej Bellaromki, ale jeszcze sprawiająca przyjemność, a nie zasładzająca.

Myślę, że zadziałało to, jak ta słodycz połączyła się z solidnym akcentem kakao. 

Lekka gorzkawość przybrała wyraz wytrawnego kakaowego deseru, z gęstym i mocno kakaowym, może nawet z odrobiną kawy, sosem.  Niewątpliwie był na śmietance, która to w połączeniu z kawowym akcentem właśnie kojarzyła mi się ze wspomnianą już bitą.

nikt nie będzie decydował za mnie,
jak mam gryźć (bądź nie) kostki!
Całość była bardzo, bardzo smaczna, jednak minimalnie gorsza od Bellarom, bo odrobinkę od niej słodsza i tłustsza, może minimalnie bardziej śmietankowa. 

Składy i kaloryczność jak widać różnią się minimalnie, w smaku nie jest gorzej.
O przyznaniu o cały punkt niższej oceny przeważyły niewygodne kostki (kocham wielkie kwadraty Bellarom).


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam (Tata kupił w Aldi)
cena: -
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, śmietanka w proszku (15,7%), pełne mleko w proszku (3,9%), lecytyna sojowa, wyciąg z wanilii